Przyjemny choć krótkotrwały efekt.
Minęło już sporo czasu, od kiedy koreańska pielęgnacja zdobyła uznanie w naszym kraju. Można powiedzieć, że wdarła się przebojem i zajęła wiele półek w różnych drogeriach. Kosmetyki zdobyły powszechne uznanie i w mniejszym lub większym stopniu przewinęły się także przez moją kosmetyczkę. Początkowo, było to podyktowane ciekawością ale też, co muszę zaznaczyć, pewną nutką zazdrości. Chciałabym mieć tak piękną, perfekcyjnie gładką i nieskazitelną cerę jak Koreanki, więc chętnie wybierałam produkty z tej serii. Niektóre kosmetyki zagościły u mnie na stałe o innych wolałabym zapomnieć. Niezaprzeczalnie, zgłębianie tamtego nurtu poszerzyło zakres mojej pielęgnacji, którą już wtedy wykonywałam wieloetapowo. Pewne techniki udoskonaliłam inne radykalnie zmodyfikowałam.
Skórę wokół oczu mam delikatną, cienką i coraz mocniej przesuszoną. Staram się sumiennie i wyjątkowo dbać o te okolice. Zmarszczek z każdym rokiem przybywa, niektóre się pogłębiają. Czasami pojawiają się też cienie lub opuchnięcia. Dużo się śmieję i nie zawsze mam możliwość na odpowiednią dawkę snu. Przekłada się to na mój wygląd zewnętrzny i „zmęczone oczy” dodają mi lat. By temu zaradzić stosuję różne środki. Serum, kremidła i regularne masaże, nie są mi obce. Chętnie sięgam po płatki i te od Petitfee zagościły u mnie też, ze względu na żelową formę i promocyjną cenę (30 coś).
OPAKOWANIE I WNĘTRZE
Opakowanie jest solidne i eleganckie. Utrzymane w ciemno złotej tonacji z rysem czarnych pereł. W kartonowym pudełku umieszczono, gruby plastikowy słoik i małą szpatułkę (umożliwiającą bezdotykowe wyciągnięcie pojedynczego płatka). Na ściankach widnieją opisy w różnych językach, na szczęście, na jednej jest przyklejona naklejka zawierająca opis w języku polskim. Mimo że szpatułka pomaga w utrzymaniu higieniczności produktu, to dla mnie była zbyt uciążliwa. Możliwe że przeceniłam swoje zdolności manualne lub zabrakło mi cierpliwości. Sama nie wiem, po pierwszych próbach, które kaleczyły płatki, wróciłam do swojego sposobu czyli palców.
Według instrukcji, płatki należy przechowywać w temperaturze pokojowej i zużyć do 2 miesięcy od otwarcia. Tutaj też troszkę przeinaczyłam zalecenia. O ile początkowo się do nich stosowałam, tak później wolałam je przechowywać w lodówce. Nie dla wydłużenia trwałości lecz po to by uzyskać efekt chłodzącego kompresu. Nie mam zamiaru polecać tej metody, niech każdy robi tak jak mu wygodniej. Nadmieniam o tym jedynie dlatego, że w takiej formie, okresowo pomagały mi redukować opuchnięcia.
Płatki są ciemne, wykonane z półprzezroczystego żelowego tworu. W środku naszpikowane mieniącymi się drobinkami złota. Zostały wycięte w kształt łezki i pokryte solidną porcją śluzowatej esencji. Jest jej na tyle sporo, że nawet po zużyciu wszystkich, 60 sztuk, jeszcze trochę zostaje na dnie. Aplikacja była dla mnie przyjemna, chociaż przez pierwsze minuty potrafiły trochę migrować po twarzy. Delikatnie się ześlizgiwały w dół i czasami byłam zmuszona poprawiać ich pozycję. Profil łezki bez problemu dopasował się do linii mojej dolnej powieki. Zachowywałam kilkumilimetrową przerwę, wolałam nie sprawdzać czy niefortunne dostanie się do oka, nie wyrządzi mi krzywdy. Zapach był dla mnie przyjemny, chociaż bardzo mocno perfumowany.
DZIAŁANIE I SKŁAD
Początkowo stosowałam je codziennie rano i wieczorem. Następnie tylko rano przed nałożeniem makijażu. Nadal nie byłam usatysfakcjonowana. Efekt wygładzenia i nawilżenia był zbyt krótki jak na moje potrzeby. Stosowane samodzielnie nie dawały mi tego czego oczekiwałam. Więc zmieniłam sposób pielęgnacji. Słoik wylądował w lodówce. Wieczorem stosowałam mocniejszą, bardziej treściwą formułę, a rano (po umyciu twarzy i nałożeniu odpowiednich specyfików) kładłam płatki.
Makijaż rozpoczynałam od brwi i oczu (technika zapożyczona od jednej youtuberki). Taka metoda radykalnie poprawiła jakość i skróciła czas wykonywanego make-upu. Gdy płatki spokojnie robiły to co do nich przeznaczone, przy okazji dając przyjemne uczucie chłodzenia, mogłam spokojnie malować powieki. Dodatkowym plusem było to, że cienie nie osypywały się bezpośrednio na skórę. Nic nie musiałam później wycierać. Wystarczyło je ściągnąć i delikatnie wklepać pozostałą esencję. Skóra była lekko napięta, rozjaśniona i wygładzona. Następnym krokiem było malowanie twarzy, a na sam koniec korektor pod oczy. Wszystko całkowicie się wchłaniało i pozwalało na pracę z różnymi markami korektorów. Nie dostrzegłam nieestetycznego rolowania.
Trochę o składzie, który na pierwszy rzut oka jest całkiem długi. Listę rozpoczynają humektanty z gliceryną na przedzie, emulgatory (w tym PEG-60), regulatory lepkości i poprawiacze konsystencji. Jest też karagen (dobry dla cery dojrzałej i suchej ale mocno komedogenny) i Glucomannan (zwany naturalnym wypełniaczem zmarszczek, pozyskiwany z korzenia rośliny konjak). Ciekawe ekstrakty przeplatają się z innymi składnikami, praktycznie od początku aż do samego końca. Nie będę ich wymieniać po kolei gdyż jest ich zbyt dużo.
Składniki aktywne bardo mnie zainteresowały, z niektórymi nazwami spotkałam się po raz pierwszy, a w większości łączy je jedna wspólna cecha, mianowicie pochodzenie. I tak mamy: wyciąg z korzenia tarczycy bajkalskiej (działanie przeciwzapalne), ekstrakt z nasion grejfruta, cypisika japońskiego, wyciąg z kamelii (herbata Chińska), pstrolistki sercowatej (działanie przeciwzapalne i rozjaśniające), bylicy japońskiej, Citrus Junos Fruit Extract (taka azjatycka odmiana mandarynki), ekstrakt z bambusa, sosny, woda torfowa, ekstrakt z kwiatów ogórka, aloesu, róży stulistnej, prawie na samym końcu ekstrakt z pereł i trochę złota.
Dodatkowo, rożnej maści konsystencjotwory, lepiszcza, emulgatory, alkohole, emolienty (m.in. ciekła parafina) filmotwory, konserwanty, kwas cytrynowy, hialuronian sodu, substancje zapachowe, mniej lub bardziej kontrowersyjne – dwutlenek tytanu /Titanium Dioxide/ - filtr przeciwsłoneczny, Disodium EDTA, fenoksyetanol oraz parabeny.
PODSUMOWANIE
Płatki stosuję w trochę innej formie niż zaleca producent, jednak taki sposób sprawdza się u mnie najbardziej. Efekt nie utrzymuje się spektakularnie długo ale pozwala mi, w wyjątkowych okolicznościach, doprowadzić twarz do ładu. Zwłaszcza wtedy gdy zarwałam noc lub po prostu rano wylazły nieestetyczne wory i opuchnięcia.
Skład jest długi, a co najciekawsze, inny w wersji angielskiej (tam zdaje się być krótszy, jakby bardziej uproszczony i w innej kolejności) od tego z naklejki w języku polskim. Moja skóra nie zareagowała alergicznie, nie wystąpiły podrażnienia.
Łatwo jest się wypowiadać samym tekstem, więc zdecydowałam się dołączyć zdjęcia. Na jednych będą widoczne opuchnięcia (jak na mnie w stopniu średnim, bywa że mam większe poduszki), na drugich efekt bezpośrednio po zdjęciu płatków. Produkt daje lekką poświatę, rozświetlając skórę ale nie na tyle mocno (nawet w regularnym stosowaniu) by zniwelować zasinienia. Za to w pierwszym momencie niczym żelazko prasuje zmarszczki i krótkotrwale ale jednak nawilża.
Najważniejsze – redukuje opuchnięcia, wtedy nad resztą niedoskonałości mogę popracować przy pomocy odpowiednio dobranego makijażu. Będę nadal kupować i stosować „moim sposobem”, chociaż raczej okazjonalnie. Jest to dla mnie idealny ratunek w przypadku malującego się na twarzy zmęczenia. Zwłaszcza wtedy, gdy szykuję się do większego wyjścia. Niestety nie działa długo, więc polecić mogę jako dodatek do reszty pielęgnacji. Ciekawie działające ekstrakty przeplatają się z mniej lub bardziej alergennymi substancjami, co może działać drażniąco na wrażliwą skórę. Większość z tych środków jest odradzana kobietom w ciąży i alergikom.
Zalety:
- Zgodne z nurtem koreańskiej pielęgnacji
- Przyjemna aplikacja
- Natychmiastowy efekt
- Redukuje opuchnięcia, nawilża, wypełnia zmarszczki
- Rozjaśnia spojrzenie
- Zawierają ciekawe ekstrakty
- Solidne estetyczne opakowanie
- Mocno "nasączone"
- Odpowiednio wyprofilowany kształt
- Współgra z makijażem, nie występuje nieestetyczne rolowanie korektora
Wady:
- Mocno perfumowane
- Krótkotrwały efekt, bardziej bankietowy
- W składzie substancje odradzane skórze wrażliwej i kobietom w ciąży
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie