Wydaje mi się, że linia Chrome Extreme to jest odpowiednik angielski na polskie Chrome, ponieważ tu gdzie mieszkam nie ma wcale w sklepach tej normalnej linii Chrome, ale jest za to Chrome Extreme.
Napalałam się na ten rozświetlacz jak szczerbaty na suchary i w końcu (w sumie nie wiem, czemu) kupiłam pomimo posiadania 13 innych. Głupia jestem, no ale też uzależniona od kosmetyków, więc trzeba mi wybaczyć :D
Kupiłam go sobie w odcieniu Sandstorm, który w opakowaniu wydawał się całkiem niezły dla mojej bardzo jasnej karnacji. Wydawał się też ciepły. Ja osobiście nie lubię takich 'lodowych', rozbielonych rozświetlaczy, wolę jednak coś neutralnego, albo z domieszką ciepłoty, a ten się taki właśnie wydawał. Jest jeszcze kolor Diamond Glow, ale tamten to już nawet w opakowaniu wydaje się mega chłodny i taki niemalże srebrzysty, więc Sandstorm wydawał się jedynym słusznym wyborem, gdyż inne odcienie są albo dziwaczne, albo za ciemne.
Opakowanie ni ziębi, ni grzeje, dość typowe dla Maybelline, taniocha taka, ale generalnie wszystko się trzyma kupy, więc nie mam sie do czego przyczepić za taką cenę.
Jeśli chodzi o sam rozświetlacz to tutaj mam kilka uwag. Konsystencja niesamowicie przypomina mi rozswietlacz z My Secret Princess Dream, to nie jest coś kremowego, tylko pod palcem czuć pudrowość i po dotknięciu palcem tego pudru dużo się zbiera, to nie jest coś takiego jak np rozświetlacz Gold z Lovely czy Wibo Diamond, w których po dotknięciu palcem jest dość przezroczysta ta baza, w tym Maybelline pigment jest i to jest ogromny. To nie jest wada produktu, bo oczywiście każdy ma inne preferencje i niektórzy lubią mocno napigmentowane rozświetlacze, ja jednak wolę takie na szklistej bazie, ponieważ odnoszę wrażenie, że jeśli nakładam na kości jarzmowe takie mocniej napigentowane, to po kilku godzinach mam wrażenie, że one tak 'siedzą' na tej skórze, a kiedy właśnie nałożę takie o bardziej przezroczystej i szklistej bazie, to po kilku godzinach to jednak wciąż wygląda dobrze (skóra pracuje, także im więcej pigmentu jest nałożone w 1 miejscu to siłą rzeczy on będzie tam 'pracował' mocniej, a jak wspomniałam recenzowany rozświetlacz jest raczej mocno napigmentowany). Jeśli chodzi o kolor to spodziewałam się, że on będzie się nadawał do mojej cery na poziomie Loreal True Match N1 czy generalnie dla odniesienia coś między Macowym NC13 (który nie istnieje) a NC15 (po prostu jestem ciupek jaśniejsza niż NC15) i mogę go nałożyć, ale mało, gdyż ten kolor jednak wygląda jakoś tak zbyt ciemno. Zrobiłam słocze porównawcze z Princess Dream i ona jest nieco jaśniejsza i cieplejsza, co mi osobiście bardziej pasuje. Porównałam go też z Macowym Soft & Gentle. Różnica między nimi jest taka, że SG jest jaśniejszy i nieco chłodniejszy, ale też wygląda inaczej na skórze, bo zawiera w sobie troche iskrzących drobinek, więc ten efekt jest bardziej metaliczny.
Ale ok, Chrome Extreme mogę nałożyć, tylko nie za dużo. Chociaż generalnie nie nalożyłabym go za dużo i tak przez ten jego mocny pigment i to, że po prostu to by nie wyglądało dobrze po paru godzinach.
Nałożony w tej małej ilości i wblendowany ładnie w skórę wygląda dobrze, aczkolwiek nie jest to do końca efekt, jakiego oczekiwałam. Pamiętam, że jeszcze kiedy sie na niego tak napalałam to widziałam zdjęcia i ten kolor wyglądał zupełnie inaczej, a jakoś na mnie on nie wygląda aż tak zachwycająco. To znaczy jest noszalny i wszystko jest z nim ok, ale jednak jak mówiłam wolałabym, żeby miał mniej pigmentu a więcej szklistej bazy i żeby kolor był jaśniejszy, a nic pomiędzy nim a tamtym srebrzystym Diamond nie ma, więc generalnie idealnego odcienia dla mnie nie ma.
Zamieściłam zdjęcia i teraz tak:
od lewej Maybelline Sandstorm,
w środku My Secret Princess Dream
z prawej Mac Soft&Gentle.
Możecie zobaczyć z samych zdjęć, że po prostu ten odcień Maybelline jest dla mnie za ciemny już na samym słoczu na dłoni. Rozumiem, że skóra na twarzy ma nieco inny odcień, ale u mnie akurat jasnością się nie różni, także on wciąż jest dla mnie za ciemny. Jak też widać na zdjęciach SG z Maca ma bardziej szklistą bazę, ale to już nawet nie o to chodzi, bo Princess Dream też ma taką bazę jak Chrome, ale jest jaśniejsza, więc mogę ją nosić i generalnie nałożyć ile chcę.
Może po tych wypocinach przejdę do efektu na twarzy. Jest on nawet ładny, ale właśnie muszę bardzo uważać z aplikacją, bo w przypadku tak jasnej karnacji jak moja łatwo z tym rozświetlaczem przesadzić. W zależności od użytego pędzla daje nieco inny efekt, nakładany bardziej języczkowym daje intensywny glow, ale też ten kolor i pigment, którego u mnie nie jest za bardzo pożądany, ale nakładany pędzlem bardziej puchatym i rozblendowany jest dla mnie noszalny i też glow się zgadza. I to jest ładny chromowy glow bez jakichkolwiek drobin. Utrzymuje się też spoko, bo cały dzień, aczkolwiek jak już napisałam wcześniej produkt z dużą ilością pigmentu (jak ten) będzie siedział na skórze mocniej niż taki ze szklistą baza a tym samym będzie nieco gorzej wyglądał po czasie (mam tu na myśli wejście w zmarszczki itp), szklista baza w rozświetlaczach działa niejako jakby były one tak trochę płynne, to się stapia ze skórą i po czasie to nie wygląda już of kors świeżutko, ale wciaż wygląda lepiej, niż rozświetlacz z dużym pigmentem. Chrome Extreme trwa na twarzy cały dzień aż do zmycia, nie zauważyłam migrowania (ale w sumie nie ma tam co migrować, bo nie ma drobin żadnych), ani niczego złego.
Także długo się zastanawiałam jak podsumować ten produkt, bo to nie jest produkt zły i kwestia tego, czego oczekujemy od rozświetlacza. Ten okazał się nie taki, jak lubię, bo ma zbyt dużą pigmentację i kiepski dla mnie kolor, więc mogę nałożyć tylko odrobineczkę, ale generalnie wszystko z jakością jego jest ok, więc nie zjadę go totalnie, bo na to nie zasłużył, ale zastanawiam się, czy nie dać go mojej Mamie, która jednak ma ciemniejszą ode mnie trochę cerę i może byłaby z niego bardziej zadowolona.
Aaaa, zapomniałam jeszcze napisać, że on się fajnie sprawdza jako cień (ale nie po to go kupiłam) i zapomniałam też powiedzieć, że przy nakładaniu sposobem z puchatym pędzlem strasznie się sypie (ale siłą rzeczy wlosie z pędzla go 'drapie' więc nie ma bata, żeby się nie osypywał trochę), nakładany pędzlem języczkowym nie sypie się niemalże wcale.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie