Balsam ten kupiłam, bo już nie mogłam po prostu wytrzymać :D! Przyciągał mnie swoim opakowaniem, obietnicą zapachu i tym, że może być taki wielofunkcyjny. W ogóle firma Ministerstwo Dobrego Mydła ma według mnie przyciągające zarówno opakowania, jak i składy swoich produktów. Kosztował mnie aż 57 złotych za 75g. Czy było warto?
Uwielbiam produkty wielofunkcyjne, ale takie, co naprawdę mają kilka, a nawet kilkanaście zastosowań i się przy tym sprawdzają. Kupując ten ''balsam'' miałam nadzieję, że będzie jednym z tych, które mimo bogatego składu z masłami i olejami będzie się szybko i dobrze wchłaniał, bo chciałam używać go na całe ciało. No ale niestety nie... Poniżej wymienię kilka jego zastosowań oraz moje odczucia co do danego zastosowania:
1. Na całe ciało - w tym przypadku totalnie odpada. Mimo, że jest nazwany balsamem, to tak naprawdę mamy tutaj do czynienia z typowym tłustym masłem, ale w formie sztyftu. Dla mnie balsam, to kosmetyk płynny, najczęściej w kolorze białym i w plastikowym opakowaniu z pompką lub w tubie, który szybko się wchłania, zostawiając co najwyżej bardzo subtelną warstwę ochronno-natłuszczającą. Za to ten kolega rozprowadzony po ciele zostawia na nim po prostu tłuszcz. Nie cierpię tego uczucia na skórze. Momentalnie wszystko zaczyna mnie swędzić i czuję się brudna. A żeby tego było mało, to nie zrobił na moim ciele nic. Użyłam go w ten sposób jakieś 4-5 razy i za każdym razem zwyczajnie się wytarł, a skóra była w takim samym stanie jak wcześniej. To samo tyczy się dłoni. Zero nawilżenia i regeneracji - tylko dyskomfort.
2. Tylko na suche miejsca (łokcie, kolana, pięty itd.) - tutaj już jest lepiej. Wielokrotnie użyłam go na swoje suche i chropowate łokcie, po czym uważałam, żeby się nimi nigdzie nie podpierać i szczerze, to zauważyłam i odczułam różnicę. Stały się delikatniejsze i miękkie w dotyku. Jednak nawet zwykły balsam potrafi mi taki efekt zapewnić, a balsam w domu mam zawsze, więc po co mi kolejny kosmetyk specjalnie na jedną część ciała, prawda?
3. Na usta - w ten sposób został użyty przeze mnie tylko dwa razy i to z samego początku, zanim zdążyłam użyć go na ciało. Jako, że mam usta wiecznie suche, bez względu na porę roku, to potrzebuję bardzo gęstych i bogatych produktów, a ten akurat na ustach taki nie jest. Rozpuszcza się i staje lekkim olejkiem, który więcej przeszkadza, niż cokolwiek pomaga. Szybko się zjada lub wchłania (sama nie wiem), przez co nawet nie zdąży zadziałać. Dodatkowo te jego duże opakowanie, jak na produkt do ust... Sam producent na swojej stronie napisał: ''Należy się jednak przygotować na podejrzliwe spojrzenia publiczności, która w zaskoczeniu obserwuje nas, kiedy z zadowoleniem smarujemy usta "antyperspirantem" ;))''. Coś w tym jest. Mam już swojego ulubieńca do ust, który nie jest w opakowaniu przypominającym antyperspirant i to mi wystarczy :D.
4. Na rany i drobne urazy - wydaje mi się, że jakoś specjalnie na to nie wpływa. Miałam niedawno jedną rankę w okolicach kostki i smarowałam ją tym sztyftem. Zagoiła się w tym samym tempie, co bez żadnej pomocy. Chociaż w sumie sprawił on, że te miejsce nie jest suche, a rany mają to do siebie, że lubią się mocno zasuszać i skórę dookoła. No więc coś tam pomógł, ale na pewno nie przyspieszył gojenia.
5. Na paznokcie i skórki - to jest bonusowe zastosowanie, które wypróbowałam i chyba jedyne, które naprawdę polubiłam. Można produkt nałożyć bezpośrednio z opakowania lub najpierw rozgrzać pod opuszkiem palca, a potem nałożyć. Ja robiłam raz tak, raz tak. Paznokcie wtedy stają się fajnie nawilżone i błyszczące, a skórki dookoła zmiękczają się, przez co są łatwiejsze do usunięcia lub po prostu mniej widoczne. Oczywiście jeśli chcemy, żeby wpłynął na paznokcie, to nie możemy mieć na nich lakieru oraz systematyczność jest istotna. Mam na myśli ponawianie aplikacji po każdym myciu rąk.
Zapach jest mocny/ostry i przypomina trochę jakby pierniki lub jakieś ciastka korzenne polane czekoladą. Nie jest on najlepszy na lato, ale ja to mogę cały rok pachnieć piernikami :D. Po rozprowadzeniu na ciele robi się trochę sztuczny, plastikowy. Ze sztyftu pachnie o wiele lepiej. Pozostaje na skórze całkiem długo.
Opakowanie to czarny, plastikowy sztyft z taką samą zakrętką. Zawartość trzeba wykręcać od dołu i najlepiej nie robić tego do końca, bo balsam może wypaść i już nie działać w drugą stronę. Szata graficzna to praktycznie same napisy, czyli opis produktu, skład, nazwa firmy i ważne informacje. Ma to swój urok. Niestety zakrętka mi się przekręciła i lekko pękła, a to prawdopodobnie z mojej winy, przez próby zbyt mocnego dokręcania jej. Pojemność to 75g - może się wydawać mało, ale sposób podania i sama konsystencja produktu sprawia, że jest on ultra wydajny.
Podsumowując - jest to produkt, który teoretycznie ma wiele zastosowań, ale w praktyce wygląda to już nieco inaczej. Często można sobie zadawać pytanie ''po co mi to?''. No właśnie. Byłabym z niego zadowolona, jakby sprawdzał się dobrze w każdym przypadku, ale tak nie jest. Takie tłuściochy nie są mi pisane i już dobrze o tym wiem. Szkoda, bo poręczne opakowanie aż prosi się żeby wrzucić je do torebki i zabierać wszędzie.
Zalety:
- Wielofunkcyjny
- Regeneruje suchą, szorstką i popękaną skórę, np. na łokciach
- Sprawia, że małe ranki nie goją się ''na sucho''
- Fajnie nawilża paznokcie i skórki
- Ciekawy zapach, ale nie dla wrażliwych nosów
- Fajny pomysł na opakowanie
- Wydajność
Wady:
- Wysoka cena
- Nie sprawdza się na całym ciele i ustach
- Pozostawia tłustą warstwę, która się nie wchłania
- Zapach po rozprowadzeniu na skórze robi się sztuczny
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie