Rituals The Wonder Mask Purifying Charcoal & Black Mud Oczyszczająca maseczka do twarzy

Maseczkę znalazłam w kalendarzu adwentowym i ucieszyłam się bo bardzo lubię produkty tej firmy. W składzie znajdziemy jedną z moich ulubionych glinek - Ghassoul , czystą glinkę kaolinową, oczyszczające błoto oraz bambusowy węgiel drzewny. Maseczka ma sypką postać i należy dodać do niej wody aby ją przygotować. Przyznam, że marka Rituals kojarzy mi się z pięknymi zapachami i tutaj również miałam nadzieję na takie, pachnące , domowe spa. Niestety ta maseczka nie ma zapachów Ritualsa, w zasadzie nie ma zapachu - typowy glinkowy , naturalny zapach. Trzeba z nią pracować szybko , jak zresztą z każdą tego typu maseczkę gdyż po prostu zastyga. Bez problemu ją wymieszałam na gładką, kremową masę. Maseczka ma szary kolor i dobrze się rozprowadza. Na twarzy zastyga ale nie powiedziałabym , że jakoś bardzo - niektóre maseczki z glinkami na twarzy wręcz pękają, tutaj wszystko się trzyma. Po zmyciu twarz jest delikatnie oczyszczona i zmatowiona. Posiadam skórę mieszaną i kocham tego typu maseczki. To jest tak fajny poziom oczyszczania, że to czuć ale nie ma efektu ściągnięcia skóry. Skóra jest fajnie przygotowana do dalszej pielęgnacji. Co do działania nie mam żadnych zastrzeżeń ale po prostu takich maseczek jest sporo na rynku, a po tej firmie i tej cenie spodziewałam się czegoś co będzie w jakiś sposób się wyróżniało - może piękny zapach ala Rituals? Maseczka fajnie działa ale niczym mnie nie zachwyciła, za tą cenę do niej nie wrócę.

Maseczkę stosowałam (a właściwie tylko raz, bo później się bałam) wspólnie z mężem i mieliśmy zupełnie inne doświadczenia. Ja nałożyłam ją, leżąc w wannie, więc w zaparowanym środowisku, czasami kropiłam ją dodatkowo wodą. Mąż w tym czasie chodził sobie z nią po mieszkaniu przez te 20 minut. Ja swoją zmyłam szybciej, bo zaczęła swędzieć mnie skóra, ale to tyle. Mąż po tym czasie miał całą skórę czerwoną, a w nocy zaczęły wychodzić mu ropne zmiany w zastraszających ilościach... U mnie ta maseczka nie zrobiła nic złego, ale nie sięgnęłam po nią już więcej. Ogólnie to nie jest dobry pomysł, żeby jakąkolwiek maskę tego typu trzymać tak długo bez zwilżania, więc już instrukcja od producenta bardzo wprowadza w błąd.

Jako posiadaczka cery mieszanej to właśnie glinkowych maseczek mam najwięcej i najszybciej je zużywam . Z maską oczyszczającą od Rituals po raz pierwszy spotkałam się za sprawą kalendarza adwentowego - była to wtedy saszetka 10 g która starczyła mi na dwa użycia , ale z efektów jej działania byłam aż tak zadowolona , że w te pędy nabyłam opakowanie w pełnym wymiarze - właśnie dzisiaj je skończyłam i już za nim tęsknie :D Na pewno kupię ponownie jak już pozużywam to co mam . Saszetka ( bo czasem i takie wyjazdowe formy są dostępne w sprzedaży ) ma bardzo podobną szatę graficzną co i słoiczek. Po prostu biel i proste napisy - lubię tą Ritualsową prostotę . Saszetkę bez problemu można otworzyć bez pomocy nożyczek . Słoik natomiast jest plastikowy i dość masywny wykonany z dobrego jakościowego plastiku . Maska ma postać sypką. To taki ciemno szary proszek który rozrabiamy za pomocą wody i całość mieszamy dołączoną szpatułką ( szpatułka służy właśnie do mieszania nie do nakładania nią maski ) Ja zawsze dawałam jedną dość czubatą dużą łyżkę maski i rozcieńczałam ją ciepła ale nie wrzącą przegotowaną wodę - wody dawałam tak w ilości dwóch łyżeczek od herbaty. W czasie gdy mieszamy maske zaczyna ona bomblować i lekko strzelać i można się poczuć jak mały chemik :D Lubiłam ten czas rozrabiania maski - relaksował mnie :) Rozrobioną maskę nakładałam na twarz za pomocą pędzla do maseczki i szło to bez problemu. Ilości jakie podałam wcześniej wystarczyły bo maska zyskała kremową konsystencję gęstą na tyle by można ją było precyzyjnie nałożyć równą warstwą na twarz. Rozprowadzała się idealnie i w czasie gdy była na twarzy w ogóle z niej nie spływała , więc z powodzeniem można w niej wykonywać wszelkie domowe czynności. Ze wszystkich masek glinkowych które miałam ta była najbardziej komfortowa w noszeniu. Jak wiadomo glinki powodują czasem takie nieprzyjemne uczucie ściągnięcia a tutaj nie odczułam tego w ogóle. Zdarzyło mi się nawet czasem zapominać , że mam maskę na twarzy ( Bo i jej lekko błotny zapach wietrzeje dość szybko ) Maska w trakcie zasychania zmienia swoją barwę na jasno szarą i co mnie zaskoczyło bardzo łatwo ją zmyłam , Wystarczyła ciepła wody i chęci i raz dwa pozbyłam się jej z twarzy. No super. Najważniejsze są jednak efekty i tutaj jak dla mnie po prostu super - zaraz po zmyciu twarz jest rozjaśniona przez co wygląda promiennie. Jest również bardzo miękka w dotyku a przy tym odpowiednio zmatowiona ( w przypadku mojej cery mieszanej regulowała wydzielanie sebum na dobre 12 godzin ) Działanie oczyszczające ?? To zależy kto czego potrzebuje , gdyż u mnie były delikatne wągry i to w małej ilości i ja się z nimi akurat rozprawiłam maseczką z Sephory , ale maska Rituals pozwalała mi cieszyć się uczuciem czystej i świeżej skóry. I jak dla mnie był to efekt wystarczajacy. Nie zauważyłam przesuszeń , podrażnień czy zapchania zarówno stosowaniu tej maski. U mnie sprawdziła się rewelacyjne i z pewnością do niej wróce.

Maseczka ma postać sypką, typową dla glinek. Jednak w odróżnieniu od np. glinki ghassoul, wyjątkowo łatwo rozmieszać ją z wodą. Po dodaniu wody, glinka musuje i nabiera konsystencji gęstej śmietany. Dużo przyjemniejsza niż zwykła glinka. Miałam miniaturę w wielkości 10 g i była to ilość w sam raz na twarz, szyje i dekolt. Produkt nałożony na twarz w tej ilości nie zastyga szybko więc nie ma tego nieprzyjemnego uczucia gdy glinka zasycha - choć nie powinno się do tego dopuszczać, wiadomo jak jest ;) Maseczka jest bezzapachowa, może trochę szkoda, bo dodatek olejku eterycznego mógłby wzbogacić domowe spa o nieco aromaterapii. Maseczkę zmyłam bez problemu (nie dopuściłam do zaschnięcia). Efekty są zadowalające, cera jest wygładzona i oczyszczona. Mam cerę mieszaną więc wydawałoby się że glinki będą dla mnie świetnym rozwiązaniem, ale jednak najszczęśniejszej czuję ściągnięcie i tym razem też tak było, skóra była ściągnięta i musiałam czym prędzej nałożyć pielęgnację. Skóra wchłonęła pielęgnację w tempie ekspresowym! Maseczka w pełnym wymiarze ma 70 g i kosztuje ponad 100 zł, oceniam że starczyłaby mi na jakieś 7 - 10 użyć, to jednak trochę za dużo szczególnie że efekty nie powalają.

Tę maseczkę znalazłam w kalendarzu adwentowym Rituals. Maseczka jest w formie szarego proszku, znajdowała się w saszetce o pojemności 10g. Proszek trzeba wymieszać z niewielką ilością wody, żeby otrzymać taką konsystencję, która będzie wygodna do aplikowania na twarz. Po połączeniu z wodą maseczka bąbelkuje i syczy. Do maseczki była dołączona szpatułka, którą wykorzystywałam. Ona jest wygodna i będzie mi jeszcze służyć. Jeżeli chodzi o działanie, to maseczka nic nie robi. Nie zauważyłam, żeby skóra była jakoś dobrze, głęboko oczyszczona. Po zmyciu maseczki skóra była miękka, no ale nie zrobiło to na mnie dużego wrażenia, bo przecież głównym zadaniem tej maseczki jest oczyszczenie skóry twarzy. Minusem jest to, że ciężko było maseczkę dokładnie zmyć, i przez to skóra po niej była szara, a nie błyszcząca i piękna. Zaletą jest wydajność. Tych 10 gramów starczyło mi na 5 razy, bo nie nakładam grubej warstwy. Nie polecam ze względu na brak działania. Także cena nie odpowiada jakości produktu.

Jestem w ciężkim szoku co ta maseczka zrobiła z moją cerą. Nigdy wcześniej takie rzeczy mi się nie zdarzały. Maseczka jest w formie szarego proszku, który trzeba wymieszać z wodą, zaczyna bulgotać i syczeć. Trzeba nałożyć go na twarz specjalnie załączoną szpatułką i trzymać aż 20 minut. Od razu po zmyciu maseczki wszystko było dobrze, cera świeża i oczyszczona... Natomiast wieczorem tak mnie wysypało i dodam, że to były zmiany ropne. Istny dramat, maseczka poszła do kosza, nieważne ile by kosztowała.