Bielenda Smoothie Mask, Prebiotyczna maseczka nawilżająca `Prebiotyk + truskawka + arbuz` 

Bielenda to marka rodzima po która sięgam z przyjemnością tak było i jest w przypadku probiotycznej maseczki nawilżającej. Urocza szata graficzna opakowania przyciąga uwagę na sklepowej półce. Opakowanie przypomina swym kształtem butelkę ze smoothie. Z boku mamy nacięcie ułatwiające otwieranie. Z tyłu opakowania znajdziemy wszystkie niezbędne informacje dotyczące produktu. Według producenta maseczka o pojemności 10 g wystarczy na dwie aplikacje. U mnie raz wystarczy na dwie, innym razem na jedną, wszystko zależy od kondycji skóry, suchej i wrażliwej, 35+ ;) Konsystencja przypomina różowy jogurt, zapach owoców jest przyjemny i delikatny. Czas trwania aplikacji 15-20 minut po czym należy zmyć resztki. Moja skóra wypija maseczkę do zera, twarz lekko błyszczy ale w nie nachalny sposób. Z łatwością można zmyć resztki samą wodą bez konieczności użycia żelu czy pianki do mycia twarzy. Maseczka sprawdza się bardzo dobrze, stosuje przez cały rok i z chęcią sięgam po kolejne opakowania. Z chęcią sięgnę po opakowanie o większej pojemności, najlepiej w tubce ;) Producent obiecuje i spełnia swoje obietnice. Szczerze polecam :)

Maseczka przykuwa wzrok na pewno wizualnie, dość oryginalne opakowanie zachęciło mnie do zakupu. Szata graficzna w kolorze różowym, z motywami owoców do których nawiązuje zapach maseczki, zapach jest bardzo ładny, subtelny, owocowy, konsystencja produktu coś w stylu kremowego jogurtu, bardzo łatwo i ładnie się rozprowadza. Produkt wystarczy nam na 2 użycia. Po zmyciu maseczki, nasza skóra dostaje blasku, jest odżywiona oraz pięknie nawilżona, efekt nawilżenia pozostaje z nami na dłuższy czas, więc idealnie sprawdzi się przy skórze takiej jak moja czyli suchej :). Cena jest przystępna, produkt łatwodostępny, moim zdaniem świetny produkt w dobrej cenie o pięknym owocowym zapachu i genialnym działaniu, nie posiada minusów, jest godny polecenia.

Maseczka ma fajną kremowo-jogurtową konsystencję. Przypomina mi puszysty krem. Jedno opakowanie wystarcza na dwa użycia. Nakładałam maseczkę na 15 min, po czym zmywałam ciepła wodą. Maska bardzo łatwo się rozprowadza i ma przyjemny zapach. Dzięki niej skóra stała się nawilżona i mieciutka. Jest idealna do cery suchej. Efekt nawilżenia jest naprawdę widoczny.

Maseczka zamknięta jest w łatwej do otwarcia saszetce z motywem butelki z jogurtem zapewne z owoców arbuza i truskawki. Sama konsystencja również przypomina truskawkowy jogurt, jest kremowa, ale nie super gęsta. Zapach potężnie mnie rozczarował, bo spodziewałam się aromatu tytułowych owocków, jest to raczej lekko owocowa chemiczna mieszanka z nutą migdała. Moja cera: sucha i wrażliwa Oczekiwania: nawilżenie i ukojenie Producent zamieścił dziwną informację, w opisie maski: (...) idealnie się wchłania; a przechodząc do stosowania: pozostawić na 15-20 min i zmyć. Więc jak w końcu zmyć czy nie zmyć. Ja w obu przypadkach zmyłam maseczkę, gdyż nie wchłonęła się całkowicie. W saszetce znajduje się sporo kremu, przy grubszych warstwach starczy na 2 razy, a przy cieńszych na spokojnie 3-4. Ja zastosowałam raz cieńszą warstwę, a raz grubszą i w obu przypadkach nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Jak na maskę dedykowaną cerze suchej i odwodnionej bardzo słabo wypadła. Raczej odświeżyła i złagodziła. Po zmyciu czuć delikatne nawilżenie, ale nie jest ono wystarczające. Szybko twarz staje się sucha w dotyku i w odczuciu, nie ma opcji abym nie musiała wraz nakładać nocnego nawilżającego kremu pomimo robienia jej przed snem. Strata czasu.

Opakowanie maseczki wyróżnia się spośród innych dzięki oryginalnemu kształtowi - a jest to saszetka imitująca butelkę z różowym smoothie oraz grafiką truskawki i cząstki arbuza. Mieści się w niej 10 ml produktu. Taka ilość wystarcza albo na dwie aplikacje, albo na jedną na twarz, szyję i dekolt. Saszetkę łatwo otworzyć bez użycia nożyczek. Jeszcze wspomnę o takim szczególe, który ma małe znaczenie, ale jednak cieszy - opakowanie rozrywa się w miejscu linii z tyłu, dzięki czemu nawet po otwarciu możemy sobie przeczytać jej opis z tyłu saszetki. Zapach trochę mnie rozczarował. Owszem, są tutaj wyczuwalne nuty zarówno truskawki, jak i arbuza. Żadna z nich nie jest dominująca, współgrają ze sobą po równo. Jednak najbardziej wyczuwam tutaj nuty chemiczne. Co ciekawe, podczas aplikacji na twarzy czuć woń maseczki, ale wówczas jest ona nieco mniej syntetyczna, a już bardziej owocowa, jednak nadal to nie było to, czego chciałam. Maseczka ma bladoróżowy kolor. Jej konsystencja jest lekka, przypomina rozwodniony krem. To sprawia, że ogółem produkt przywodzi mi na myśl jogurt truskawkowy. Kosmetyk bardzo łatwo rozprowadzić na skórze. Mimo swojej delikatnej konsystencji nie spływa z twarzy. W ciągu 20 minut trzymania maski na twarzy część produktu w niektórych miejscach zdążyła całkowicie się wchłonąć. Jej zmywanie również nie stwarza trudności. Po usunięciu nie zostawia tłustej czy klejącej powłoki. Po zmyciu kosmetyku można zauważyć, że cera została nawilżona. Jednak nie jest to taki poziom, jakiego się spodziewałam. Nie spełniła moich oczekiwań w 100% na tym polu. Musiałam po niej nałożyć krem. Dodam tylko, że mam cerę mieszaną, więc co dopiero posiadacze skóry suchej. Niedostateczny stopień nawodnienia jest na szczęście jedyną wadą maski. Poza tym ma ona same zalety. Skóra staje się wyczuwalnie zmiękczona - musiałam się powstrzymywać, żeby jej ciągle nie dotykać. Zaczerwienienia zostały skutecznie zniwelowane, a koloryt cery wyrównany. Bardzo podoba mi się również efekt rozświetlenia, jaki zapewniła maseczka - jest to naturalny, subtelny blask. Ogólnie jestem zadowolona z produktu i mogę go polecić. Daje dużo fajnych efektów. Skóra po aplikacji wygląda zdecydowanie lepiej - na zdrową i wypoczętą. Jedynie nawilżenie nie jest dla mnie wystarczające.

Maseczke kupiłam skuszona opakowaniem. Arbuz i truskawka - moje dwa ulubione owoce? Biorę w ciemno! Producent obiecuje, że maseczka starczy na dwa razy. Wg mnie, w zależności od gruości warstw spokojnie może starczyć na 3-4. ALE tu pojawia się pytanie, czy na pewno chcemy to tyle razy stosowac. Czemu? O tym nizej. Dla kontekstu dalszego opisu: #MOJA SKORA jest mieszana, sucha na policzkach, ze skłonnościa do przetłuszczania się w strefie T. Do tego jest to cera trądzikowa, w tej chwili przesuszona po kuracji epiduo - ale na moment korzystania z maseczki bez trądziku. Do tego oczywiście zaskórniki na nosie, rozszerzone pory. Najbardziej zależało mi na nawilżeniu skóry, co w sumie miało miejsce, ale okupione było skutkami ubocznymi #MASKA #UZYCIE W ogóle ogromnym zdziwieniem dla mnie było to, że maska w różnych jezykach ma rózny opis zastosowania. Za pierwszym razem przeczytałam po angielsku - tam mamy, że nakładamy maseczkę i nie mzywamy jej, tylko zostawiamy ja do wchłoniecia. Nie byłaby to pierwsza maseczka, która tak stosowałam (bo zwłaszcza te kremowe tak maja), wiec sie w ogole nie zdziwilam. Maseczkę nalozylam na wieczór, w sumie po 30 minutach się wchłonęła i została taka moze lekko lepka warstwa, ale skora była faktycznie mięciutka. Niespodzianka czekała na mnie rano - otóz rano obudziłam się z 5 pryszczami. I to nie w moich standardowych miejscach, tylko np na delikatnej skorze pod okiem - gdzie nigdy przenigdy nawet w najgoszych czasach tradzikowych nie miałam tam żadnych zmian. Krem zostawiony bez zmycia zapchał moja skore. Nawilzył, owszem, ale zapchał. Nie takiego efektu oczekiwałam. Trzy dni później postanowiłam spróbowac ja raz jeszcze, tym razem doczytalam polski sposob uzycia - zmywamy maseczke po 15-20 minutach. Tak zrobiłam. Tu efekt nawilżenia był mniej widoczny, ale wciaz czuc była gladką, nawilzona lekko twarz. Poszłam spać a po nocy powtórka z rozrywki. Znowu kolejne pryszcze. Po tym razie postanowilam wyrzucic pozostała czesc maseczki - nie po to leczyłam tradzik od maseczek chirurgicznych żeby znowu wracac do poprzedniego stanu - tym razem po maseczce do twarzy. Mimo naprawde super nawilżenia - jest ono okupione zapchana cerą. Nie tego chciałam Generalnie dla mnie niewypal - nie lubie zapychania. Ani mylnych informacji na opakowaniu. NIE

Maska jest jedną z 4 różnych wersji serii Smoothie. Ta ma za zadanie głównej nawilżać i odświeżać. Maska zwiera sok z owoców arbuza, wyciąg z truskawek oraz prebiotyk ale również olej z awokado, olej ze słodkich migdałów, olej z orzechów babassu, ekstrakt z liści aloesu, skwalen, olej roślinny, olej sojowy. Maska jest przeznaczona przede wszystkim dla cery szarej, suchej i odwodnionej. Oczywiście opakownie bardzo przyciąga uwagę zarówno swoim kształtem jak i grafiką. Po dacie graficznej od razu widać co jest głównymi składnikami maski. Maseczka jest kremowa, ma różowy kolor i ładny truskawkowy zapach. Po nałożeniu nie szczypie. Nakładamy ją na 15 minut. Ja po tym czasie ja wsmarowałam w buzię, przed zmyciem maski. Zmywa się ją dość dobrze. W efekcie skóra jest bardzo dobrze nawilżona, ukojona oraz przyjemna w dotyku. Do tego ma ładny, promienny wygląd. Co do wydajności to opakowanie starczy na 2 razy jeśli nie użyjecie jej na szyję. Ja maski używam zawsze tylko na buzię, więc mi niemal każda starczy na 2 razy.

Uwielbiając produkty Bielendy, skusiłam na wypróbowanie maseczki prebiotycznej o działaniu nawilżającym. Skóra po maseczce była niesamowicie nawilżona i odświeżona. Przekonało mnie to również do zakupu pianki do mycia twarzy z tej samej serii. Polecam!

" jogurt na twarz " Bardzo letni zapach tej maski sprawia, że można poczuć się naprawdę przyjemnie i błogo. Formuła kremowo - jogurtowa łatwa w nałożeniu, super w zmyciu. Maskę kładziemy na około 15-20 min, po zmyciu twarz jest wyraźnie nawilżona i odżywiona czy wygładzona? Tak ale delikatnie . Produkt dedykowany do cery normalnej, suchej, mieszanej.

Maseczkę kupiłam w promocyjnej cenie 3.99zł w Drogerii Rossmann. Nie bardzo miałam czas na czytanie po co i dla kogo ta maska, ale opakowanie aż machało do mnie ze sklepowej półki. Typowa dla maseczek saszetka ma kształt szklanej butelki wypełnionej rożową substancją. Oczami wyobraźni mogę dopowiedzieć, że jest to pewnie truskawkowo-arbuzowy shake:) Zawartość wystarcza na dwie aplikacje jak zapewnia producent. W środku znajdujemy coś w rodzaju jasno-różowego jogurtu. Maska lekko rozprowadza się na skórze przy okazji przyjemnie chłodzi. Zapach mało oczywisty. Nie jest typowo truskawkowy czy arbuzowy raczej przypomina owocowy jogurt. Maska nałożona na skórę ładnie się wchłania, ale nie napina nieprzyjemnie. Podczas wysychania staję się bardziej niewidoczna. Po zalecanych 20 minutach zmyłam maskę ciepła wodą i od razu czułam, że skóra jest bardziej miękka, nawilżona i zadbana. Produkt nie jest typowo dedykowany dla mojego typu cery, która jest tłusta i problematyczna jednak chciałam się przy tej masce trochę zrelaksować i ożywić cerę. Myślę, że to się udało więc śmiało mogę ją polecić!

Maseczek do pielęgnacji twarzy w mojej skromnej kolekcji nigdy nie za wiele, uwielbiam je testować i sprawdzać, które są przeznaczone dla mojej z natury suchej i wrażliwej cery, a które wręcz odwrotnie - kompletnie jej nie służą. Wszelkiego rodzaju propozycje od marki Bielenda goszczą u mnie niesamowicie często, są jednymi z moich ulubionych, dlatego mają one u mnie zawsze szczególne miejsce, chociaż chyba podchodzę do mich nieco bardziej surowo niż to innych producentów. Tym razem padło na propozycję z serii Smoothie, która już od dłuższego czasu chodziła mi po głowie i bardzo chciałam coś z niej przetestować. Recenzowana maseczka w swoim składzie wzbogacona została o prebiotyk, czyli składnik, który ma zapewniać skórze witalność oraz zdrowy, promienny wygląd. Umieszczono tu także sok z arbuza oraz sok z truskawki, który działa antyoksydacyjnie, przeciwstarzeniowo oraz rewitalizująco czy sok z arbuza, który wykazuje właściwości odświeżające, nawilżające oraz rozświetlające. Kosmetyk zamknięty został w niedużym opakowaniu w formie saszetki o pojemności 10 gram. Jest ono bardzo ładne, swoim kształtem przypomina szklaną butelkę mleka. Zdecydowanie dominują na nim wszelkie odcienie różu. Na saszetce umieszczono takie informacja jak logo producenta, nazwa serii, z jakie kosmetyk pochodzi, jego podstawowe właściwości czy grafikę kawałka arbuza oraz truskawki. Z drugiej strony umieszczono już bardziej szczegółowy opis oraz oczywiście skład. Sama maseczka ma lekką, kremową konsystencję, jasnoróżowy odcień i delikatny, owocowy i bardzo przyjemny zapach. Produkt zaaplikowałam na moją buzię wraz z szyją oraz dekoltem, oczywiście po dokładnym oczyszczeniu skóry za pomocą między innymi peelingu. Następnie maseczka leżała na niej przez mniej więcej 20 minut, po czym spłukałam ją za pomocą letniej wody czyli tak, jak zaleca producent. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się nie wiadomo jak spektakularnych efektów po tym kosmetyku, a jestem prawdziwie zadowolona. Przede wszystkim świetnie nawilża cerę i koi ją po całym ciężkim dniu. Dodatkowo czuć, że dba o jej regeneracje, odżywia i zmiękcza. Sprawia, że dostaje prawdziwego kopa pielęgnacyjnego, jest bardzo przyjemna w dotyku i zadbana. Moim zdaniem kosmetyk ten jest raczej niepozorny, a bardzo dobrze daje sobie radę i ja jestem z niego mocno zadowolona. Spełnia chyba wszystkie swoje obietnice i pokazuje, że marka Bielenda trzyma poziom. Serdecznie polecam.

Na tą maseczkę natrafiłam w drogeri szukając jakiejś nowej do przetestowania. Maska ma gęstą, kremową konsystencję w różowym kolorze. Ma bardzo przyjemny truskawkowo-owocowy zapach. Jest bardzo wydajna, producent zapewnia o 2 zastosowaniach i ja jak najbardziej się z tym zgadzam. Przy mojej mieszanej cerze na upartego wystarczyło by nawet na 3 użycia. Bardzo dobrze rozprowadza się po skórze. Po aplikacji trzymamy ją 15-20 minut, ja oczywiście przetrzymałam ją dłużej. Po zmyciu letnia wodą skóra jest nawilżona, wygładzona, odżywiona, ukojona, sprężysta i bardzo mięciutka. Maseczka nie podrażnia ani nie zapycha.

Zacznę od tego, że jest to maseczka z boskim, naturalnym, słodkim zapachem :) daje ona skórze uczucie ukojenia, świetnie odżywia- skóra jest po niej miękka, gładka i nawilżona. Co więcej szybko i łatwo się zmywa, co jest dla mnie ogromną zaletą w tego typu maskach.

Zapach tej maseczki jest jak dla mnie trochę dziwny, bo nie wyczuwam za bardzo arbuza ani truskawek, ale nie jest to też jakaś nieprzyjemna woń. Aplikacja jest dość łatwa, bo konsystencja to jest właśnie takie smoothie. Ma fajny różowy kolor i bez trudu zmywa się wodą. Skóra po niej jest faktycznie fajnie nawilżona.

Kupiłam ostatnio dwie maseczki z tej serii (tę oraz energetyzującą - banan+melon) i właściwie nie różnią się one zbytnio działaniem, które jest średnie. Ładne opakowanie, maseczki wystarcza na 2 aplikacje, ale po jej zmyciu, skóra jest tylko trochę nawilżona i odświeżona. Dziwny zapach - nie przypomina mi ani truskawki, ani arbuza.

Ja: Mam cerę suchą i odwodnioną. Naczyniową, wrażliwą i skłonną do podrażnień. Oczekiwania: Dobre nawilżenie i odżywienie skóry, brak podrażnień i uczuleń. Opakowanie: Jak na maseczkę przystało jest to niewielkich rozmiarów saszetka. Ta jest w kształcie butelki, z przyjemną dla oka grafiką, czytelnym składem i opisem. Niestety instrukcja stosowania w wersji polskiej i angielskiej nieco się od siebie różni. Wrażenia: Maska ma dość intensywny, ale przyjemny zapach. Ja wyczuwam w nim głównie truskawkę, pozostałe składniki są przez nią zdominowane. Choć jest to zapach nieco chemiczny, syntetyczny. Maska ma konsystencję kremu, dobrze się nakłada i rozprowadza. Producent zapewnia, że jedno opakowanie starcza na dwa zastosowania. W moim odczuciu wystarczy na trzy zastosowania, choć wiadomo, wszystko zależy od użytkownika. Maska już podczas stosowania pozostawia na skórze uczucie lekkiego ściągnięcia. Łatwo się ją zmywa z twarzy choć bez problemu można ją zostawić na skórze na całą noc (jak mówi instrukcja po angielsku). Plusem bez wątpienia jest dobry skład i rodzima produkcja. Cena jest dość standardowa jak na tego typu produkt. Niestety mnie maska lekko podrażniła skórę więc nie będę regularnie wracać. Pozostawiła na mojej twarzy uczucie nawilżenia, ale na pewno nie odżywienia. Nie zauważyłam również rozświetlenia – kolejna niespełniona obietnica producenta. Sam efekt nawilżenia na mojej skórze jest dość krótkotrwały, ale dogłębny. Myślę, że to kosmetyk, który warto przetestować, ale ja się z nim nie polubię na dłużej.

Zachęcona pozytywnym działaniem maseczki bananowej, postanowiłam kupić pozostaje wersję. Niestety maseczka truskawkowa była chyba najgorszą wersją. Zapach jest dość kwaśny, chemiczny, ogólnie dla mnie bardzo nieprzyjemny. Na próżno tu szukać ładnego zapachu truskawki czy arbuza. Twarz po nałożeniu nie była ukojona, a bardziej podrażniona. Po zmyciu nie widziałam żadnych efektów, poza lekkim ściągnięciem skóry. W składzie znajdziemy też olej ze słodkich migdałów, który łatwo zapycha ceny trądzikowe i faktycznie - wyskoczyła jedna czy dwie krótko niedługo po aplikacji. Mam wrażenie, że w przeciwieństwie do kremowego banana, truskawka jest rzadsza i bardziej wchłania się w skórę. Niestety nie mogę polecić.

Maseczka jest świetna! Pięknie pachnie, nawilża buzię, szybko się wchłania i nie zostawia tłustej warstwy na twarzy. Producent gwarantuje o 2 zastosowaniach, ale przy używaniu na samej buzi spokojnie wystarczy nawet na 3 aplikacje (mnie niestety na szyi uczula). Jej również superowa cecha to to, że wygładza na maxa i spłyca pory. Jedna rzecz, która mnie dziwi to, ze instrukcja użytkowania po PL mówi, żeby zmyć po 15 minutach, a po ENG, żeby zostawić do wchłonięcia. W każdym razie używałam i tak i tak (zostawiłam na buzi, ale na noc) i sprawdza się super.