Weleda Skin Food, Lip Butter Masło do ust

Masło do ust z firmy Weleda, seria Skin Food jest bardzo fajna opcja na ochronę skóry ust zimą. Ma dość tłustą formułę, na ustach wygląda jak błyszczyk ale się nie klei, co jest dużym plusem! Bardzo dobrze radzi sobie ze spierzchniętą skórą ust, już po paru użyciach czuć wyraźną poprawę kondycji, usta wyglądają zdrowiej, są bardziej nawilżone. Ma delikatny zapach. Zamknięte jest w tubce o pojemności 8 ml, jest bardzo wydajne więc pomimo małej wielkości starczy na długo. Jak sama aplikacja na ustach jest wygodna, tak wyciskanie produktu z tubki jest dość uciążliwe ze względu na gęstość. Warto mieć je zawsze przy sobie.

Moje usta są bardzo wymagające i ciężko mi znaleźć odpowiednio pielęgnujący kosmetyk. Pomaga mi jedynie maść z witaminą A z Hasco lek (a i to czasami jest mało), natomiast na noc lubię nakładać jakieś tłustsze maski by chronić naskórek przez utratą wilgoci. - OPAKOWANIE: kosmetyk kupujemy w kartoniku z okienkiem, w którym widać już małą plastikową, elastyczną tubkę, w której mieści się preparat. Kolorystyka zieleni odpowiada całej serii Skin Food, tak samo jak i szata graficzna, czyli jedynie białe napisy. Tubka zakończona jest okrągłym aplikatorem z niewielkim otworem, a ten schowany jest pod białą nakrętką, która dobrze chroni kosmetyk. - KONSYSTENCJA: formuła jest tłustawa, jak masło, i choć producent zapewnia, że dobrze się wchłania to jednak nie zauważyłam tego bo kosmetyk pozostawia ochronną warstwę na naskórku. W dzień nie jest to komfortowe, ale nocą nie przeszkadza. - ZAPACH: ziołowo-lawendowy, nie jestem wielbicielką zapachu całej linii Skin Food i jak nie byłam z tego względu w stanie używać kremu do twarzy, tak tu ten zapach ulatuje tuż po aplikacji, na moje szczęście - DZIAŁANIE: w ciągu dnia nie jestem w stanie używać tego masełka - czuję go na ustach po nałożeniu, ale też szybko się ściera powodując dyskomfort i potrzebę ponownej aplikacji. Nie wchłania się, jak obiecuje producent, daje uczucie pozornego nawilżenia, nie odżywia, a jedynie zmiękcza, jak każde inne masło. Aplikuję więc kosmetyk na noc, tuż przed zaśnięciem. Warstwa ochronna pozostaje na ustach do rana i powoduje, że wilgoć z naskórka przez noc nie ucieka, ale to nie temu produktowi zawdzięczam właściwości pielęgnacyjne. Myślę, że dla mniej wymagający ust może okazać się przyjemnym preparatem nocnym. Dla mnie jest to kosmetyk, który z łatwością zastąpię innymi, skuteczniejszymi.

Masełko ma gęstą konsystencję i jest bardzo wydajne. Ratuje moje usta kiedy są suche i spierzchnięte. Regeneruje i dobrze nawilża usta. Ma ziołowy zapach, ale ja akurat zioła bardzo lubię. Używam go na noc. Kosmetyk znajduje się w tubce z wygodnym aplikatorem. Cena produktu jest dość wysoka i z tego powodu nie wiem czy jeszcze go kupię.

Balsam do ust Skin Food to fajna alternatywa dla klasycznej pomadki *balsam zamknięty jest w dość wygodnej tubce *konsystencja jest olejkowa, bezbarwny kolor *balsam nawilża usta i daje uczucie ulgi spierzchniętym wargom *dobrze sprawdzi się solo jak i nałożony na kolorową pomadkę *naturalny, organiczny skład – rozmaryn, rumianek fiołek oraz nagietek *ziołowy zapach

Ja mam co prawda już swoich sprawdzonych ulubieńców, jeśli chodzi o pielęgnację ust, jednak lubię sobie od czasu do czasu sprawdzić coś nowego, takim oto sposobem wpadłam na masełko Weledy. Opakowanie jest dla mnie bardzo wygodne, komfortowo nakłada się produkt na usta. Jego konsystencja jest jednak dla mnie trochę zbyt "ciężka" taka błyszczykowata, przez co w ciągu dnia rzadko z niego korzystałam - jednak na noc jak najbardziej polecam. Ja generalnie nie mam na co dzień problemu ze spierzchniętymi ustami, więc na moje potrzeby wystarczający, ale nie wiem jak zachowa się, gdy macie większy problem z tą częścią twarzy. ;) Poza tym mogę jeszcze dodać, że masełko jest wydajne - właśnie przez tą jego "ciężkość", gęstość.

Dla mnie to ciekawy produkt ,który lubię mieć zawsze przy sobie. Jest mały,poręczny i dodatkowo masełko fajnie nawilża moje usta.Posiada bogata formułę i błyskawicznie przynosi ulgę przesuszonym i moim spierzchniętym ustom. Produkt to fajna opcja dla osób z z nietolerancją glutenu

Produkt znalazłam w jednym z naturalnych kalendarzy adwentowych. Bardzo się ucieszyłam, bo produkty Weledy od lat są obiektem dobrych opinii. Sam produkt ma konsystencję bliżej olejku niż balsamu. Nałożony na usta natychmiastowo je koi, i rzeczywiście zmiękcza suche skórki jak nic innego co do tej pory używałam. Nie jest też ciężki, jak inne olejki czy ciężkie balsamy ochronne w sztyfcie. Aplikacja produktu jest poprzez okrągłą końcówkę z okrągłym, niewielkim otworem. Po zużyciu większości jednak moim zdaniem trzeba go otworzyć aby wydobyć resztę. Zapach jest typowy dla zielonej serii Weledy, orzeźwiający, bardzo mi przypadł do gustu. Jednak cena nieco odstrasza, bo uważam że za o wiele niższą kwotę można kupić dobrze nawilżające produkty do ust.

Masło zawarte jest w tubce, a dodatkowo zapakowane w kartonik, na którym znajduje się doklejona etykieta z informacjami w języku polskim. Dzięki swojej malutkiej pojemności 8 ml można go zabrać ze sobą wszędzie, nawet w kieszeni damskich spodni. Tubka zamykana jest na zakrętkę, jak sporo tego typu produktów na rynku. Masło ma jasnożółtą barwę, na pierwszy rzut oka nieco przypomina maść lecz jego konsystencja jest lekka, a w przypadku trzymania dłużej w wyższej temperaturze odrobinę lejąca. Bardzo łatwo rozprowadza się na ustach. Nie wchłania się od razu, zostawia delikatną powłokę, ale bez uczucia lepkości. To, co być może nie każdemu przypadnie do gustu, to jego zapach - jest dość nietypowy. W pierwszej chwili po wyciśnięciu z tubki skojarzył mi się z przyjemnym zapachem cytrusów, jednak już przy rozsmarowywaniu na ustach wyczułam bardziej ziołowe nuty. I rzeczywiście w jego składzie poza woskiem pszczelim, olejem z nasion słonecznika i lanoliną znajdziemy także ekstrakty z fiołka trójbarwnego, z liści rozmarynu lekarskiego, z kwiatów rumianku pospolitego i z nagietka lekarskiego. Natomiast przyznam szczerze, że mi ten zapach zupełnie nie przeszkadzał, nie był drażniący. I tak samo było z posmakiem – zawartość ziół nie wpływała na nieprzyjemny smak produktu, nie był gorzki ani cierpki. Masło przeznaczone jest do suchych, popękanych ust i muszę przyznać, że z moimi przesuszonymi i popękanymi ustami radzi sobie bardzo dobrze. Nie podkreśla suchych skórek a wręcz pięknie je wygładza i daje natychmiastowe uczucie ukojenia i nawilżenia. Natomiast w moim przypadku muszę sięgać po niego często, co przy jego małej pojemności powoduje, że nie wystarcza na długo. Jest to jedyny malutki minus jaki daję temu produktowi. Podsumowując – moja ocena jest jak najbardziej pozytywna. Masełko w moim przypadku sprawdziło się bardzo dobrze i faktycznie przyniosło natychmiastową ulgę dla moich popękanych ust. Minus daję za konieczność częstego nakładania i przez to małą wydajność.

Masło do ust Weleda dostałam już jakiś czas temu w prezencie. Nie używałam bo nie jestem zwolenniczką balsamów w tej formie, ale że nie lubię wyrzucać kosmetyków postanowiłam się z nim rozprawić. Moje usta są raczej normalne, nie przesuszają się zbyt często, rzadko występują suche skórki. Balsamy do ust stosuję wielokrotnie w ciągu dnia, zwykle w sztyfcie aby zapobiegać przesuszeniu i chronić usta przed zmiennymi warunkami pogodowymi. Masło do ust Weleda zamknięte jest w plastikowej tubce. Tubka jest w kolorze soczystej zieleni z białą nakrętką i białym aplikatorem z dziurką, przez którą po naciśnięciu tubki wydostaje się masełko. Niestety na tubce nie ma ani słowa w języku polskim. Samo masełko jest w kolorze lekko żółtym o paskudnym, chemicznym, sztucznym zapachu i smaku. Ilekroć się nim smaruję to smak i zapach nie daje o sobie zapomnieć. Konsystencja jest raczej oleista, lejąca, zdarza się że jak za dużo przycisnę tubkę to wydobywa się sporo produktu, który potem trzeba wycierać, ponieważ rozlewa się poza usta. Kiedy nabrałam wprawy było już lepiej. Masełko stosuję kilka razy dziennie, ponieważ lubię czuć komfort na ustach, lubię kiedy są nawilżone i gładkie. Masełko działa dobrze. Wchłania się dłuższą chwilę, dlatego jako baza pod pomadkę się nie nadaje. Natomiast moje usta są przez cały dzień dobrze nawilżone, odżywione, wyglądają na zadbane. Skład jest naturalny, co jest dodatkowym plusem. Masełko nie uczula ani nie podrażnia. Odkąd go stosuję nie przytrafiły mi się żadne suche skórki. Podsumowując to masełko raczej do stosowania w domowym zaciszu, pod pomadkę się nie nadaje. Ma paskudny smak i zapach ale działa nie najgorzej. Ja raczej więcej do niego nie wrócę.

Ze skórą pod oczami i ze skórą na ustach mam największy problem - ciężko jest mi utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia w tych miejscach.... dlatego ciągle poszukuje Świętego Graala jeśli chodzi o produkty do ust i pod oczy. Zacznę od tego, że balsam to tak naprawdę olej w dość ciekłej postaci, który nałożony w zbyt dużej ilości rozlewa się po ustach, a nawet cieknie po brodzie...zaznaczę, że zarówno smak jak i zapach nie są specjalnie przyjemne Niestety, ani o nawilżeniu/odżywieniu, a już o zapobieganiu pierzchnięciu ust (w moim przypadku) nie ma mowy Po prostu nie polubiliśmy się

Jest to pierwsza pomadka ochrona na usta za którą zapłaciłam zdecydowanie więcej niż za przeciętną pomadke Nivea w Rossmanie. Moja sztukę udało mi się upolować w niemieckim dm. Zapach jest całkiem przyjemny (nie lubię zapachów które mocno się wybijają). Pomadka zasługuje na specjalne wyróżnienie że względu na bardzo dobry skład - powinna zadziałać nas każdych ustach:) Produkt jest całkiem wydajny i przyda się w torebce każdej posiadaczki suchych ust pi zimie (tak jak ja!).