W Zielone to moja czwarta paleta z Glam Shopu: po Turbinie, Fioletach i Morelovej. O ile formułę ultra pereł pokochałam od razu, tak z ultra matami pracowało mi się nieźle, ale zawsze do któregoś mogłam znaleźć jakieś ale.
W Zielone to może nie pierwsza w ogóle zielona paleta, ale moim zdaniem najlepiej skomponowana. Maty i perły ułożone są tak, że chociaż paleta jest pomyślana jako uzupełniająca, da się nią wykonać kompletny makijaż, i to na wiele sposobów. Rzadko mam tak, żeby kolorystyka jakiejś palety odpowiadała mi w 100%, ale tutaj nie ma cienia, który by mi się nie podobał, część (nie tylko pereł) to też bardzo wyjątkowe odcienie. Mam mnóstwo zielonych cieni (ostatnio naliczyłam ich ponad 50 - turbotów, błysków, matów - osobnych i w paletach, tanich i z wyższej półki), bo to mój ulubiony kolor, i nawet ja mam dzięki tej palecie nowe odcienie w kolekcji.
Widać wyraźnie, że grafika i opakowania Glam Shopu są coraz lepsze. Ta jest nie tylko solidna i kartonowa, ale też ładna. I ma lusterko, przy którym da się wykonać makijaż. Jasne, to nie jest opakowanie na poziomie Lime Crime, Too Faced czy Jeffreego Stara, ale też płacimy za te cienie proporcjonalnie niewielkie pieniądze.
Ale najważniejsze w palecie są cienie. Tutaj mamy 4 maty i 5 cieni błyszczących. Florena i marynowany zielony mają nieco słabszą pigmentację, którą jednak łatwo budować. Ale to daje wiele opcji, bo marynowany zielony może wyjść bardziej jak jasna zieleń, mniej jak neon, i wtedy ładnie będzie wyglądał w załamaniu. Jeśli zależy nam na limonkowozielonym, niemal neonowym kolorze, to raczej w małej części powieki, koniecznie na mokrej, najlepiej w miarę jasnej bazie. To nie jest jakiś duży problem, z moimi dużo droższymi cieniami też się muszę tak obchodzić, jeśli chcę, żeby wyglądały neonowo. Sukulenty i bluszcz mają mocniejszy pigment, ale stosunkowo łatwo je rozetrzeć i łączyć. Trzeba jednak uważać, szczególnie z bluszczem, bo jeśli nałożymy go za dużo, możemy go nie rozetrzeć. Tego cienia się bałam najbardziej, bo widziałam, że innym robi plamy, ale jeśli go wklepiemy delikatnie i potem rozetrzemy tylko granice, będzie się bardzo dobrze zachowywał.
Maty są nieco suche, ale mniej niż w poprzednich paletach. Pylą się w palecie, ale nie tak jak np w Fioletach. Osypują się tylko dwa najciemniejsze kolory, ale to nie jakoś strasznie. Rozcierają i łączą się jak marzenie,
Co do błysków, są przepiękne. Szczególnie Busz, W zielone i Monstera. Nałożone na glitter primer błyszczą jak niektóre turboty, nie osypują się w ciągu dnia, nie zbierają w załamaniach.
Zawsze uważałam, że Glam Shop ma bardzo dobre cienie, ale jednak trochę im brakuje do cieni najlepszych marek. Teraz nie widzę szczególnej różnicy między zielonymi cieniami w Alienie czy Jawbreakerze Jeffreego Stara (około 280 zł), a tymi matami. Może nieco bardziej się pylą, ale pracuje się z nimi równie łatwo, jeśli nie łatwiej.
Zalety:
- maty bardzo łatwo się rozcierają i łączą
- pigmentacja większości cieni
- mały osyp
- błyski są przepiękne
- bardzo dobrze skomponowana, unikatowa kolorystyka
- ładne, solidne opakowanie
- lusterko
- nowa formuła matów jest jeszcze lepsza niż poprzednie
- to jest naprawdę jakość z wyższej półki
- cena
Wady:
- cienie pylą się w palecie
- ciemne maty trochę się sypią
- nad marynowanym groszkiem trzeba się trochę postarać, żeby był limonkową zielenią, ale to normalne przy takich kolorach
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie