Trochę lubię, trochę nie lubię.
„Trochę” lubię Orly za gigantyczną gamę kolorów, za unikaty w świecie lakierów, za szalone wykończenia i formuły. Równocześnie lubię za klasykę i kolor na każdą okazję. I za sprawy czysto techniczne, jak łatwość malowania, dużą (!) pojemność, wygodny długi pędzelek, przyjemną w użyciu i ergonomiczną nakrętkę. Konsystencja nowego lakieru jest rzadka albo bardzo rzadka, więc żeby nie pozalewać skórek trzeba pilnować, by na pędzlu było niewiele lakieru. Nie jest to wada, bo pigmentacja jest (zasadniczo) godna pochwały – dwie/trzy warstwy zapewniają krycie.
„Trochę” nie lubię za cenę. Producent w okresie ostatnich kilku miesięcy podwyższył cenę po zmianie szaty graficznej buteleczek. Orly podrożały nie dlatego, że wzrosła cena ich produkcji albo półproduktów. Cena podrosła dlatego, że producent mógł sobie na to pozwolić, bo ma rzesze fanek na całym świecie, bo wyrobił sobie markę – taki Aston Martin w świecie lakierów: wiesz, że raczej nie jest wart swojej ceny, ale kupisz go, bo to Aston Martin :crazy: Z drugiej strony sklep dystrybutora kusi częstymi wyprzedażami. Co prawda są to wyprzedaże starszych kolekcji, ale umęczone dusze, jak moja, chociaż tam znajdują ukojenie.
Słów kilka o tych, których używałam:
Space Cadet – legendarny, duochromowy glassfleck. Można wiele mówić o kolorze i efekcie jaki daje, ale najlepiej go zobaczyć, najlepiej na żywo i najlepiej na swoich paznokciach ;) Nie jest już tak pięknie jeśli chodzi o aplikację: bardzo słabo kryje, moim zdaniem jest za rzadki, ma brudnoszarą transparentną bazę, która zapewni krycie po 4-5 cienkich warstwach. Oczywiście świetnie nadaje się do layeringu na ciemnej bazie. Do nakładania można użyć też gąbki do makijażu, która wchłonie nadmiar bazy i na paznokciu zostawi piękne drobinki.
Sparkling Garbage – miętowo-metaliczny holo brokat w zielonkawej transparentnej bazie… trzeba mówić coś jeszcze? :D Aplikacja jest świetna, a lakier przyjemnie gęsty jak na porządny brokat przystało. Już jedna warstwa będzie dobrze wyglądała na ciemniej bazie, rozkłada się w miarę równomiernie. Ja uważam go za brokat do layeringu, ale widziałam, że samodzielnie jest w stanie dać pełne krycie.
Cotton Candy – najsłodszy róż jaki dane mi było w życiu widzieć, idealny w swojej kategorii, nie mam nic więcej do powiedzenia. Kryje najlepiej po 3 cienkich warstwach.
Pixy Stix – kolejny powodujący cukrzycę odcień, tym razem róża połączona z watą cukrową. Bardzo „gładki” krem, prosty w obsłudze, kryjący po 2 warstwach.
Mermaid Tale – brokat w bezbarwnej bazie składający się z większych heksów w olśniewającym połączeniu: zieleni, tealu i holo. Szkopuł w tym, że lakier jest tragicznie rzadki, heksy spływają po pędzlu, trzeba je łowić albo nakładać na paznokieć setki warstw :x
Elation Generation – żelkowa, różowa baza z holograficznym brokatem – mnie kupił w całości. Wybaczam mu prześwitujące końcówki po 3 warstwach i minimalnie widoczne po 4, taka jego uroda.
Miss Conduct – kolejny lakier-legenda. Magneta, fuksja, czerwień i holo drobinki, ŁAŁ! Konsystencja jest lejąca, ale lakier ma dobre krycie – 2/3 warstwy.
Key Lime Twist – na plus powalający kolor, na minus powalająca aplikacja. Lakier to żelek na poły z kremem, nie za rzadki nie za gęsty. Może nie potrafię go opanować, ale nie podoba mi się jak wygląda po 3 warstwach, nie poziomuje się ładnie. Za każdym razem potrzebowałam do krycia 4 warstw.
Sungalsses at Night – drobne, czarne holo paseczki i czarne malutkie piegi w szarej transparentnej bazie. Genialnie wygląda na ciemnych lakierach, jedna warstwa wystarczy. Jest raczej rzadszy niż gęściejszy, ale brokat dobrze nabiera się na pędzel i nie robi problemów.
Galaxy Girl – piękny, duochromowy glassfleck. Mieni się burgundem i turkusem, baza jest średnio kryjąca koloru brązowo-krwawego :adnim: Kryje po 3 cienkich warstwach.
Peaceful Oposition – zdecydowanie unikalny lakier – srebrny brokat (heksy i kwadraty) w białej, mlecznej, półtransparentnej bazie. Ma bardzo przyjemną konsystencję, drobiny nabierają się na pędzel w rozsądnej ilości. Nie jest to raczej lakier, który ma za zadanie pokryć w pełni płytkę, trzeba się przygotować na prześwitujące końcówki.
Niby sporo narzekania, ale nie mam śmiałości dać Orłom mniej niż cztery gwiazdki. Największym minusem jest dla mnie cena, ale, nie oszukujmy się, nie skończę na 11 buteleczkach…
Nie oceniam trwałości – od zapewnienia trwałości są porządne top coaty :brzydal:
Używam tego produktu od: 2012/13
Ilość zużytych opakowań: użyłam 11, czekają 2