Jestem zawiedziona. Ostatnio używałam tego tuszu w liceum i nie pamiętałam jak działał. Wiedziona nostalgią i zauroczona ślicznym, granatowym opakowaniem, po latach kupiłam go ponownie.
Nie miałam dużych oczekiwań. Potrzebowałam tuszu wodoodpornego, ponieważ chodzę na basen i nawet tam lubię mieć pomalowane oko. Wytuszowane rzęsy i przyciemnione brwi "robią" u mnie cały makijaż i sprawiają, że podczas pływania wyglądam jak człowiek, a nie ziemniak ;) Liczyłam też na to, że ten tusz podkreśli mi rzęsy. Ale niestety wyglądam w nim gorzej niż w innych tuszach do rzęs, a nawet gorzej niż bez tuszu...
ZALETY:
FORMUŁA
Zaraz po zakupie formuła tuszu wydawała mi się sucha, a zarazem wodnista. Kiedy otworzyłam go w domu i pierwszy raz próbowałam się pomalować, miałam wrażenie, że na szczoteczce nic nie ma. Niezależnie od tego, ile razy pogrzebałam nią wewnątrz opakowania - na oczy nie przenosiło się prawie nic. Miałam wrażenie, jakbym nałożyła na rzęsy wodę pozostałą po umyciu opakowania starego tuszu...
Jednak po około 2 tygodniach tusz trochę zgęstniał i stał się kremowy. Nadal musiałam mocno gmerać szczoteczką w opakowaniu, żeby przenieść go na rzęsy, ale było już znacznie lepiej.
WODOODPORNOŚĆ, TRWAŁOŚĆ, NIEOSYPYWANIE
Tusz jest faktycznie wodoodporny i pod tym względem mogę na nim polegać w stu procentach, nawet kiedy pływam w basenie 2 godziny non stop. Niestraszny mu deszcz, łzy, pot, silny wiatr, przebieranie się, nasunięta na oczy czapka itp. itd. Jest trwały, nie ściera się, nie kruszy się i nie osypuje się w ciągu dnia. Jednocześnie rzęsy są w nim cały czas dosyć miękkie i elastyczne - na pewno nie są sztywne ani twarde. Więc jeśli przez przypadek przetrzemy oczy lub się podrapiemy, tusz się nie pokruszy, nie połamiemy rzęs ani ich nie wyrwiemy.
NIE PODRAŻNIA
Mam skłonność do zapalenia spojówek i parę tuszów musiałam wyrzucić, bo łzawiły mnie od nich oczy. Tusz z Miss Sporty jest pod tym względem absolutnie bezpieczny. Dosłownie nie czuję, kiedy mam go na oczach. Nie podrażnia, nie powoduje swędzenia, pieczenia, zaczerwienienia ani zamglonego wzroku.
WYDAJNOŚĆ
Na plus zaliczam to, że ten tusz nie wysycha po miesiącu jak tusze z Eveline czy Essence. Spokojnie wystarcza na kilka miesięcy używania.
OPAKOWANIE
Opakowanie jest absolutnie przepiękne. Granatowe, błyszczące, ze złotymi napisami. "Na żywo" prezentuje się ładniej niż na zdjęciach, jest prawdziwą ozdobą toaletki.
CENA
Kupiłam go na promocji za 9,99 zł, więc obiektywnie jest tani. Jednak żałuję, że nie dołożyłam trochę pieniędzy i zamiast tego tuszu nie kupiłam w drogerii internetowej zaufanego tuszu wodoodpornego z Bourjois za 18 zł. Miałabym oczy jak Szeherezada i efekt magii zamiast efektu męki.
WADY:
SZCZOTECZKA
Przed zakupem oglądałam ten tusz tylko na zdjęciach w Internecie (nie liczę okresu licealnego, kiedy go używałam, bo już tego nie pamiętam). Na zdjęciach jego szczoteczka wydawała się idealna: była w kształcie klepsydry, który lubię, i wykonana z włosia, a nie silikonowa. Patrząc na jej zdjęcia wyobrażałam sobie, jak będę romantycznie przeciągać tą wspaniałą, puszystą szczoteczką pomiędzy rzęsami, malując je za jednym pociągnięciem jak w reklamie...
...no i lipa.
W sklepie stacjonarnym, gdzie kupiłam ten tusz, nie było testerów. Dopiero w domu przekonałam się, że ta szczoteczka to badziew.
Przede wszystkim szczoteczka jest mała. Długością sięga mi mniej więcej do połowy, no może maksymalnie do 3/4 oka. O pomalowaniu nią wszystkich rzęs naraz mogę zapomnieć. Żeby pomalować jedno oko, potrzebuję od kilku do kilkunastu pociągnięć.
W dodatku niby szczoteczka jest wyprofilowana, ale nie pasuje do budowy mojego oka, tak jakby mnie dziabie. Mam dość standardowe oczy w kształcie migdała, ale malując się, muszę się gimnastykować: przykładam rękę ze szczoteczką do oka pod różnymi dziwnymi kątami, przechylam głowę... To wygląda bardziej jak joga niż robienie makijażu na szybko.
Wydaje mi się też, że ta szczoteczka ma za krótkie "trzymadełko" (trzonek, rączkę). W innych tuszach nie zwracałam na to uwagi, ale tym razem mam wrażenie, że rączka szczoteczki jest o kilka centymetrów za krótka, przez co trudniej się nią operuje. To uczucie można porównać do pisania resztką ołówka. Niby pisze tak samo jak nowiutki, długi ołówek - ale pisząc ołówkowym kikutkiem musimy go mocniej trzymać, bardziej przyciskać do papieru i tracimy więcej energii. Tak samo jest z tą szczoteczką - maluje jak dłuższe szczoteczki, ale trzeba się nią bardziej namęczyć.
BRUDZI OCZY
Formuła i szczoteczka tego tuszu sprawiają, że trudno go nałożyć. Choćbym nie wiem jak się starała, po pomalowaniu się nim mam zawsze ubrudzone oczy.
I nie mam tutaj na myśli paru kropek tuszu na górnej powiece czy przypadkowego odbicia się rzęs pod linią brwi - tylko duże, solidne, czarne smugi wokół oka. Żeby je doczyścić, muszę zużyć dwa obustronne patyczki kosmetyczne nasączone olejkowym płynem do demakijażu wodoodpornego. Potem muszę jeszcze usunąć z okolic oka pozostałości olejku do demakijażu, wszystko się babrze... Nie pamiętam jakiegokolwiek innego tuszu, który aż tak bardzo brudził u mnie skórę wokół oczu.
ŚREDNI EFEKT NA RZĘSACH
Przechodząc do sedna, czyli do działania tego tuszu, to moim zdaniem jest bardzo średnie.
Ten tusz nieco pogrubia, przyczernia podkreśla rzęsy, ale identyczny efekt robi dosłownie każdy, nawet najtańszy tusz do rzęs. Dodam, że przez pierwsze 2 tygodnie po otwarciu opakowania, kompletnie nie było go widać na rzęsach: nawet ich nie przyciemniał, a o żadnym pogrubieniu nie było mowy. Dopiero potem odrobinę zgęstniał i pojawiło się pogrubienie.
Poza tym ten tusz nie robi nic. Ani o milimetr nie wydłuża, nie podkręca, nie tworzy ładnego wachlarzyka rzęs, nie upiększa. Może się zdarzyć, że sklei nam kilka rzęs, ale to nie jest nic strasznego i na pewno nie robi "pajęczych nóżek".
Dodam, że moim rzęsom nie trzeba wiele. Najpiękniej wyglądają w tuszach z Bourjois, L'Oreala i Maybelline, ale od czasu do czasu kupuję tanioszkowy tusz z Essence i też jest jestem szczęśliwa. Niestety w tuszu Miss Sporty Studio Lash moje rzęsy wyglądają średnio, czasami są wręcz brzydsze niż przed pomalowaniem. Robiłam nim makijaż prawie codziennie w ciągu ostatnich 2 miesięcy i często wyglądałam nieświeżo, na niedomytą, niestaranną i zaniedbaną. Wydaje mi się jednak, że to wina szczoteczki i trudności z nakładaniem niż samego tuszu.
TRUDNY DEMAKIJAŻ
W związku z tym, że ten tusz jest prawdziwie wodoodporny, niesamowicie trudno go zmyć. Bez olejku się nie obejdzie. Nie musi to być koniecznie olejek do demakijażu (ja używam olejku do pielęgnacji cery albo oleju kokosowego). Natomiast żadne płyny micelarne i do demakijażu, nawet dwufazowe, się nie sprawdzają.
PODSUMOWANIE
Przyznam, że to najtańszy idealnie wodoodporny tusz, jaki miałam. Ale chyba wolę dopłacić kilka złotych i mieć równie wodoodporny tusz z Bourjois, w którym moje rzęsy będą wyglądały przepięknie.
Zalety:
- naprawdę wodoodporny (można w nim pływać na basenie)
- nie kruszy się w ciągu dnia
- rzęsy po pomalowaniu są dość elastyczne i miękkie
- daje średni efekt: delikatnie pogrubia i przyciemnia rzęsy
- bezpieczny dla wrażliwych oczu
- piękne opakowanie
- niska cena
- zawsze lubiłam markę Miss Sporty
Wady:
- nie wydłuża, nie podkręca, nie rozdziela, nie upiększa rzęs
- szczoteczka jest mała, źle wyprofilowana, ma zbyt krótki trzonek
- w trakcie robienia makijażu wokół oczu powstają smugi i efekt pandy
- wyjątkowo trudno go zmyć
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie