Pierwsze wrażenie miałam świetne. Zapach z czasem zaczął męczyć. To bardziej tonik niż mgiełka. Działanie bardzo dobre
Od pewnego czasu tonik, podobnie jak serum, jest podstawą mojej wieczornej pielęgnacji. Po dwuetapowym, dokładnym oczyszczaniu często potrzebuję ukojenia spierzchniętej skóry na już. Do tego celu toniki sprawdzają się idealnie. Hydrobiotyczna mgiełka od Yope robi robotę pod tym kątem. Po pierwszym użyciu zrobiłam oczy ze zdumienia, takie miałam przyjemne odczucia. Ale z czasem zaczęła mnie trochę nużyć zapachem. Nie będę jej odbierać zasług w postaci dobrego nawilżenia, bezproblemowej aplikacji, ładnego opakowania i wydajności. Ale jednak jest dobra tak na chwilę, a może to ja taka rozkapryszona?
Opakowanie
Pięknie tutaj, tak niesztampowo. Butelka jest w kolorze jaskrawej żółci, półprzezroczysta, widać przez nią zużycie toniku. Dla mnie ciekawe barwy, raczej nietypowe. Biały atomizer całkiem fajnie kontrastuje z dość soczystym odcieniem butelki. Poza tym etykieta jest biała, napisy na niej czarne. Chyba napiszę to pierwszy raz, ale czcionka jest wyjątkowo ciekawa. Całość prezentuje się czysto, tak zrozumiale, dla każdego. Opakowanie jest lekko matowe, wygodnie trzyma się je w ręce podczas aplikacji. Nie jest też ciężkie. Na szybkie rozproszenie mgiełki na twarz w porządku. Atomizer działa bez problemu. Tworzy przyjemną mgiełkę, nie 'pluje" płynem, równomiernie rozprowadza produkt w postaci delikatnego obłoku. W tym aspekcie nie znalazłam żadnej wady, więc nie mogę zostawić nic innego jak pełne pięć gwiazdek.
Wydajność
Używam toniku prawie 2 miesiące i zużyłam dopiero 1/4 opakowania, a wierzcie mi, że psikam go od serca codziennie na wieczór. Nie mogę narzekać na jego wydajność. Teraz, z perspektywy czasu nie jest już moim wybitnym ulubieńcem, trochę mi się znuudził przez zapach, ale spokojnie, na pewno zużyję go do końca. Bo działanie ma naprawdę ciekawe. Widzę też, że na promocji nie kosztuje wybitnie dużo, także w połączeniu z wydajnością uważam, że pod kątem $$ jest to produkt marzeń.
Konsystencja i zapach
Jak już napisałam na początku, dla mnie to bardziej tonik niż mgiełka. Ok, aplikujemy go w takiej postaci, ale jednak twarz po nałożeniu jest dość mocno wilgotna, nawet mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że tonik lekko się pieni. Mimo że nakładam go zawsze na świeżą i nieskalaną żadnym kosmetykiem buzię. Jest bezbarwny, konsystencja typowej wody. Po ulotnieniu się zostawia lekką warstwę takiego jakby proszku? Nie jest to nic szkodliwego, jest raczej przyjemnie w dotyku.
Co do zapachu... ah no i znowu jestem rozdarta. Na samym początku aromat bardzo mocno mi się spodobał. Ewidentnie da się tutaj wyczuć kwiatowe nuty, ale mój facet zawsze się dziwił co tak pachnie e-papierosem. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale z czasem odkryliśmy, że to właśnie ten tonik i rzeczywiście go tak czuć... niestety mi się szybko znudził. Teraz jest bardziej duszący, mdły. Chyba przerzucę się czasowo na coś innego, może jakiś hydrolat, żeby po prostu zapomnieć o tym zapachu. Myślę, że to będzie rozsądne. Wiecie, takie odzwyczajenie głowy od tej kompozycji e-zapachowej :>
Także tutaj nie jestem w stanie ocenić tego produktu na full gwiazdek.
Działanie
O ile same wrażenia pod kątem aplikacji i odczuć zapachowych oceniam już raczej średnio, tak działanie uważam za bardzo dobre. Mamy tutaj serio ciekawy skład: kompleks biofermentów, różowy nektar, kwiatowe hydrolaty (w tym jeden z moich ulubionych - z róży i to różnego rodzaju! Demasceńskiej, stulistnej. Oh i ah!). Wszystkie te pozycje mają za zadanie przede wszystkim nawilżyć, zadbać o ochronę przeciw zanieczyszczeniom, zredukować drobne podrażnienia, zaczerwienia, stabilizować pH skóry itp. I to wszystko ten tonik robi. Moja skóra jest mieszana, teraz w okresie jesiennym przechodzi nie lada test - przez zimno lubi się czasem przesuszyć. Dlatego w ostatnim czasie po oczyszczaniu wyjątkowo bardziej mnie ściąga. Nie dzierżę tego efektu. Ale ten tonik to taki opatrunek na taką właśnie przypadłość. Dołóżmy do tego pewien etap cyklu i podskórne gule... o panie. Z perspektywy regularnego używania (raczej długiego) uważam, że świetnie wpływa na moją skórę, bo nie podrażnia jej i nie zapycha.
A no i lubiłam tym tonikiem złagodzić skórę na gorących wakacjach. Co to była za ulga, to wiem tylko ja. Ale inni też mogą się dowiedzieć, zgarniając ten produkt do koszyka. I siebie na wakacje też :>
Tak mi szkoda tego zapachu... ale powiedzmy, że mam na to patent i na pewno go wypróbuję. To naprawdę ciekawa propozycja, zużyję ją do końca, za bogaty skład należy się plusik. I to całkiem duży. Za cenę też!
Zalety:
- piękne opakowanie, nieszablonowe, w kolorze soczystej żółci. Świetnie kontrastuje z białą etykietą i atomizerem, który działa bezproblemowo i równomiernie rozprowadza mgiełkę na buzi
- wodna konsystencja, zostawia na buzi lekką warstewkę takiego jakby proszku (ciężko mi to opisać), ale nie jest to nic nieprzyjemnego w dotyku i nie powoduje podrażnień
- niesamowicie wydajny produkt. Przy używaniu przez około 2 miesiące zużyłam go dopiero 1/4, a kładę go codziennie przy wieczornej pielęgnacji
- cenowo wypada bardzo przystępnie i jest dostępny stacjonarnie
- bogaty skład, znajdziemy w nim hydrolaty kwiatowe (z różnego rodzaju róży, kocham!), biofermenty itp. mające super działanie na skórę
- dostarcza ulgi skórze po mocnym, wieczornym i dwuetapowym oczyszczaniu
- pielęgnuje skórę ewidentnie, nawilża ją i zostawia miękką
- nie wywołał u mnie podrażnień ani zapychania
- świetny do stosowania w gorące dni. Dostarcza ochłody
Wady:
- zapach z czasem zaczął mnie nużyć, jest mdły i przypomina e-papierosy. Jest też dość intensywny
- lekko się pieni po nałożeniu sporej ilości
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie