Kto rozpoznał Gertrude Stein w tytule, temu medal, ale nie o literaturze będzie.
Producent deklaruje, że jest to jeden z niewielu dostępnych na współczesnym rynku zapach z różą w roli głównej dla mężczyzny.
Ja byłam przekonana, że chociaż mężczyzną nie jestem, to jest to jedyny zapach (poza Bitter Rose Broken Spear) z różą w roli głównej dla mnie.
Próbowałam różę oswoić długo... i nie udało się.
Bo choć bywało tak, że była randka pierwsza, potem druga- i teoretycznie rozmawiało się przyjemnie, a rozsądek podpowiadał, że warto kontynuować znajomość, to serce mówiło wyraźnie, że kandydat jest jednak troszkę za stary, nieco zbyt czerwony na twarzy, rzadko dopuszcza mnie do głosu, panoszy się przy stoliku,ma loczki,wąsik i pachnie lekko kwaskowato.
Tak było z kilkoma testowanymi przeze mnie różami. Nie napiszę "z większością", bo większości w ogóle na randki w postaci testów całościowych nie byłam w stanie zaprosić.
Z Rose 31 było inaczej. Od pierwszego momentu naszego spotkania pragnęłam, żeby ono trwało i trwało w nieskończoność. A gdyby miałoby być przerwane- żeby kontynuować je w różnych okolicznościach. I tak było-zabrałam Rose 31 na obiad do rodziców, na łyżwy, na siłownię, na zakupy i do łóżka. Biegałyśmy razem po skostniałym od szrony parku. Byłyśmy nierozłączne. Wszystko zmierzało do nieuchronnego happy-endu.
Bo Rose 31 była taką partnerką, jakiej potrzebowałam- zdecydowaną i delikatną jednocześnie. Otwarcie jest zaskakująco pełne pieprzu, którego gwałtowność szybko się wycisza, choć pieprzowa poświata pozostaje. Jest też i bukiet delikatnych, dymnych, podsuszonych róż, w towarzystwie kminu, który odpowiada za swoistą "cielesność" zapachu, bardzo wyraźną, ale nie przesadną. Nuta potu, z którą kumin niektórym się kojarzy, jest równie łagodna, co w nieodżałowanym i niezapomnianym Kingdom McQueena. Ten akord cielesny, pełen naturalnego piękna, wzmocniony jest przez popieliste, równie cielesne, słonawe w tym zestawieniu labdanum. Subtelność kolejnego akordu jest niezwykła- to kwiatowe wręcz w swojej wymowie olibanum, posypane niewielką ilością gałki muszkatołowej i szczyptą innej korzennej przyprawy, której nie potrafię nazwać. Bukiet róż leży na drewnianym stole- gwajak, mahoń i cedr otaczają różę swoją solidną ramą. Stół nie jest jednak grubo ciosany-to wykwintny mebel, zdobiony intarsją. Nie wiem, jak to się stało, ale ktoś kiedyś rozlał na blat odrobinę esencji agarowej... Bogactwo następujących po sobie akordów i ich złożenie jest rzadko spotykane.
Piękne.
Wszystko zmierzało do happy endu,którego jednak nie będzie. Partner lub partnerka bogata, wrażliwa, zmysłowa, mająca mnóstwo czasu? Zna ktoś? Nie? Nie jestem zdziwiona.
Rose 31 nie ma dla mnie czasu.
Dwie godziny osiadania tej wspaniałej mieszaniny na skórze, plus dwie godziny bliskoskórnego, zbyt bliskoskórnego, wspólnego bytowania to trochę zbyt mało. To zdecydowanie zbyt mało, choć dla piękna kompozycji warto ją poznać.