Balsam peruwiański (Balsamum Peruvianum) – lek naturalny, wyciekający z uszkodzonej kory drzewa o nazwie woniawiec balsamowy (Myroxylon Balsamum). Jest stosowany miejscowo (samodzielnie, jako roztwór wodny lub jako roztwór etanolowy) w wielu chorobach skóry, szczególnie w leczeniu oparzeń, odmrożeń i ran. Wykazuje działanie antyseptyczne i przeciwzapalne. W skład balsamu peruwiańskiego wchodzi kwas cynamonowy i jego związki - cynameina (co najmniej 50%), kwas benzoesowy, seskwiterpeny, farnesol i wanilina.
Jest stosowany w testach płatkowych jako jeden ze wskaźników alergii na kosmetyki. Dzięki wielu uczulającym składnikom daje odczyny krzyżowe z wieloma różnymi produktami pochodzenia roślinnego i na tym polega jego duża wartość diagnostyczna.
Ten składnik (ale chyba w formie syntetycznej) zastosowany w niemowlakowym Sudokremie, powoduje u mnie obecnie tak silną reakcję alergiczną dróg oddechowych, że tracę głębię oddechu na kilka godzin i puchnie mi szyja. To samo mam przy większości perfum, bo w większości perfum są obecne w wysokim stężeniu te wszystkie przyjemniaczki ze słowem Cinnamal w nazwie. W pracy nie jeżdżę już windą z ludźmi, bo tak bliski kontakt z cudzymi perfumami też często kończy się katastrofą.
Żądna mocniejszych wrażeń, wykonałam testy zapachu Hermesa, w którym motywem przewodnim jest balsam peruwiański. Po co? Proste. Żeby poznać. Żeby wiedzieć. No i żeby przekonać się, że głupota jest nieuleczalna.
Elixir jest tak mocny i tak żywiczny, a jednocześnie ma tak ładną i tak dyskretną nutę leśną, przenikliwie sosnową - że po raz kolejny zadumałam się nad arcydziełami sygnowanymi przez dom mody Hermes. Z upływem godzin rozwija się przepięknie, choć muszę powiedzieć, że ani razu nie natknęłam się w nim na pomarańcze. Na karmel szczęśliwie też nie. Dla mnie w tym zapachu pomarańczowa jest jedynie butelka.
Obraz zachodzącego słońca nad piaszczystą wrześniową pustą plażą Bałtyku. Taką plażę zaliczyłam rok temu. Było jeszcze ciepło. Widok czerwonego słońca chowającego się gdzieś za morze był porażający. Zapach sosen otumaniał, zaś piasek niestety już chłodził stopy.
Elixir taki właśnie jest - żywiczno-ciepły, otumaniająco-sosnowy i (gdzieś tam w zakamarkach) piaszczysto-wydmowo-chłodny. Jest piękny, pięknem zmiennym, przenoszącym mnie w tamto miejsce i do tamtego dnia (choć to był bardzo zły i smutny dzień, a nieplanowany wypad na plażę był po to, żeby nie zwariować).
Odnośnie płci Elixiru - dla mnie to jednak odczuwalny przechył w stronę męską, prawdopodobnie za sprawą nuty lasu iglastego.
Elixir po kilku (6-7) godzinach jest nadal pioruńsko mocny - balsam peruwiański i żywica syjamska to nie są łatwi przeciwnicy. Wdzierają się w drogi oddechowe i sieją spustoszenie. Poległam z kretesem. Moja chuda szyja zamieniła się w grubą szyję rottweilera (stałam się drugim przedstawicielem tej rasy w moim domu rodzinnym, ku radości pierwszego). Moje oskrzela straciły objętość i przygasły w bólu. Moje gardło ograniczyło częstotliwość przełykania do niezbędnego minimum. Głowę i uszy rozsadza ból, szum i gorączka. Wzięłam dwukrotnie prysznic, zaś dekolt potraktowany Eliksirem wyszorowałam łącznie 6 razy, gąbką i bezzapachowym mydłem. Wzięłam leki, siedzę przy otwartych oknach.
Co na to balsam peruwiański i żywica syjamska? Uśmiali się tylko. Nadal sączą się z mojej skóry do mojego nosa i dalej do tchawicy i do oskrzeli... Gdy potrę dłonią (wyszorowaną do kości) skórę dekoltu (wyszorowaną do kości), dłoń natychmiast pachnie Elixirem. Pachnie przepięknie, żywicznie, sosnowo - cudnie.
To nie są perfumy dla mnie - po pierwsze z powodu uczulenia, po drugie - to nie są moje nuty (jak na to, żeby je nosić). Zapach przepiękny jako ciekawostka. Jak kreacja z wybiegu, której nie założyłabym w prawdziwym życiu.
Używam tego produktu od: testy
Ilość zużytych opakowań: testy