Krem dostałam w zestawie z perfumami Pani Walewska Ruby (od mojego padre), tatuś wie, że lubię perfumy i choć nie do końca tę moją manię pochwala, to jednak do Wali ma sentyment, jak mówi :D. Zestaw zawitał do mnie w grudniu, jednak w natłoku miniaturek z kalendarzy adwentowych, po ledwie tygodniu używania jakoś o nim zapomniałam. Gdy sobie przypomniałam, to zużyłam z ogromną przyjemnością :).
Pierwsze, co przypadło mi do gustu, to opakowanie - tuba, a i owszem, ale w odcieniu eleganckiego granatu, ze złotymi napisami. Zatyczka solidna, nie łamie się. W dodatku owa tubka jest na tyle miękka, że pod koniec spokojnie możemy ją przeciąć, by wydobyć resztki - jak na krakusa - Sknerusa McKwacza przystało, nie mogłam zostawić ani kropelki :D.
Konsystencja idealna dla kremu ''codziennego'' - zbita, emulsyjna, ale jednocześnie lekka. Krem wchłania się w miarę szybko i nie zostawia nieprzyjemnej powłoczki na skórze.
Zapach - no i tutaj mogą zacząć się pierwsze schody, bowiem to ''czysta'' nuta Pani Walewskiej Classic :) Ten konwaliowo-jasminowy mariaż z dumną różą na czele jest idealnie odwzorowany w tym produkcie - dla mnie to zaleta, ponieważ kocham zapach klasycznej Walewskiej. Jednak warto dodać, iż jest to aromat intensywny, trwały i jeśli ktoś nie jest wielbicielem (konserem? ;)) tej rodziny zapachowej, to nie powinien się doń zbliżać - wierzcie mi, ten krem do rąk ma zapach trwalszy, niż niejedne perfumy!
Działanie tego kremu jest dla mnie zadowalające. Jako, że moje dłonie są wiecznie wysuszone, skóra bywa popękana i spierzchnięta, a i egzema bywa częstym gościem, to moja pielęgnacja musi być naprawdę systematyczna i solidna. Kremuję dłonie kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt razy dziennie - w obecnym czasie, gdy non stop je myję, niemal ciągle latam z tubką kremu w dłoniach. I ten oto krem sprawdził się zupełnie nieźle! Nawilża, ładnie wygładza, chroni. Nie regeneruje i nie naprawi mocno zniszczonej skóry, ale do codziennego nawilżania i długotrwałego poczucia komfortu ten krem jest jak znalazł - i tak też go zużyłam, całą tubkę w (łącznie) 2 miesiące!
Plusik za to, że mimo intensywnej kompozycji zapachowej mnie nie uczulił. Był również wydajny, tak więc stosunek jakości oraz wydajności do ceny jest jak nabardziej na plus - bo ten krem kosztuje niewiele, w zależności od sklepu - ok 7-8 zł ;). Również skład jest całkiem, całkiem- nie, nie jest idealny, ale znajdziemy tutaj takie wspaniałości, jak chociażby masło shea, olej ze słodkich migdałów, olej z awokado, mocznik czy glicerynę. Jeżeli komuś nie przeszkadza obecność konserwantów, to śmiało może wypróbować.
Czy kupię go ponownie? Myślę, że tak, choć korci mnie, by wypróbować pozostałe kremy spod szyldu Pani Walewskiej. Na pewno mogę go polecić, bo choć mistrzem regeneracji i naprawiania skóry nie jest, to idealnie sprawdzi się wrzucony do torebki czy szuflady biurka, aby w mig nawilżyć suchą skórę i przynieść ukojenie - a w bonusie nacieszyć zmysły cudownym zapachem :).
Warto przetestować!
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie