CIEKAWY KOSMETYK...
Napaliłam się swego czasu na ten puder, żądza posiadania zakiełkowała w mojej głowie nieodwracalnie, trzeba było kupić, nie było wyjścia ;)
Testowany w sztucznym świetle Douglasa ukazał swe wielkie walory, ale (niestety!) w sposób nieco przekłamany. Nie widać było śnieżnobiałej pudrowej warstwy. Widać było migoczące rozświetlenie, drobinki, iskierki. Zauroczył mnie właśnie ten czysty blask z jednoczesnym brakiem koloru. Rozświetlenie zawieszone w powietrzu, a nie w beżowym pudrze. Po kilku wizytach w Douglasie, zakupiłam w końcu upragnione czarodziejskie iskierki :love:
Rano, przy tępym dziennym świetle, okazało się, że owo rozświetlenie jest prawie niewidoczne. W zamian za to, na mojej żółto-beżowej karnacji, puder tworzył matowe białe placki. Może nie super matowe, ale jednak bardziej matowe, niż bym sobie tego życzyła. Zrzedła mi mina, euforia odpłynęła, kosmetyk stał się trochę bezużyteczny. Aczkolwiek nadal wierzyłam w jego potencjał, bo uważam, że w każdym kosmetyku który rozświetla bez jednoczesnego przyciemniania - tkwi wielki potencjał.
Tylko trzeba umieć go wydobyć :ehem:
Ostatnio zastosowałam metodę aplikowania go na podkład zamiast różu. Może brzmi to dziwacznie, ale puder okazał się fajnym ultralekkim wykończeniem dla podkładu, który, jak wiadomo, pozostawiony sam sobie, nigdy nie wygląda dobrze. Ja akurat nie znoszę widoku podkładu dodatkowo przypudrowanego pudrem sypkim lub pudrem w kamieniu. Stosuję minimum kolorówki i razi mnie widok ewidentnej tapety. Ostatnio odkryłam kosmetyk pt. róż do policzków, który faktycznie podrasowuje cerę pokrytą podkładem, ale jednocześnie jest to dołożenie kolejnej porcji koloru i tekstury pudru.
Metodą dalszych eksperymentów doszłam do odkrycia, że biały puder Inglota zastosowany na podkład, powoduje efekt mgiełki na twarzy, nie potęguje ilości pigmentu na twarzy, lekko rozświetla i daje wrażenie rozproszenia światła. Bardzo pozytywne zjawisko.
Zazwyczaj jednak nie używam podkładu, tylko pudru brązująco-rozświetlającego lub meteorytów bezpośrednio na krem pielęgnacyjny. Panicznie boję się jednak efektu Murzyna, o który nietrudno zwłaszcza teraz, kiedy poranny makijaż odbywa się albo przy zdradliwym sztucznym świetle, albo w świetle naturalnym czyli po ciemku. Wiele razy zdarzyło mi się, że przedobrzyłam z brązerem i wówczas omiecenie twarzy białym Inglotem dokonało cudu - nie dość, że rozjaśniło, to jeszcze pięknie zmiękczyło cały makijaż. Obecnie wykańczam każdy makijaż białym Inglotem i dopiero wtedy czuję się ładnie i bezpiecznie. Mam karnację niby nie do tego pudru, niby nie moje kolory. Mam też jednak słabość do tej pięknej solidnej czarnej puderniczki z lusterkiem, w środku cudna śnieżna biel. Ogólnie zdecydowanie WARTO go mieć.
Używam tego produktu od: koniec października 2012
Ilość zużytych opakowań: pierwsze w trakcie, wystarczy na resztę życia