Gdyby ktoś mi powiedział, że to pomadka za kilka dyszek to bym się uśmiechnęła z politowaniem. Golden Rose za kilkanaście złotych są o niebo lepsze.
Uwielbiam szminki i błyszczyki, z podkreślonymi(nawet delikatnie) ustami czuję się piękniejsza i pewniejsza siebie :)
Trochę mazideł do ust przerobiłam i mam pewne rozeznanie, które pozwala mi stwierdzić, że pomadka matująca Provoke jest mocno przereklamowana.
Swoją wygrałam w konkursie i mam kolor 603 Passion Rouge-wyrazisty malinowy róż. Mimo, że jest wręcz jaskrawy i daje po oczach to jednak nawet go polubiłam, nie wygląda tandetnie.
Problem numer jeden-EFEKT MATU
Matowe pomadki, które znam dają efekt matowy bądź półmatowy/satynowy. Nawet jeśli nie jest to typowy suchy mat, który ściśle przylega do ust to jednak daje się w nich wyczuć taką matową, pudrową strukturę. Provoke jest dosyć kremowa, a na moich ustach daje efekt nawet nieco połyskujący.
Plusem tej kremowości jest to, że sztyft gładko sunie, ale za to nierównomiernie się nakłada, robi smugi i lubi zostawiać grudki co bardzo podkreśla nawet najmniejsze nierówności na ustach(więc mamy problem numer dwa-PIGMENTACJA), trzeba się przyłożyć do aplikacji.
Problem numer trzy-TRWAŁOŚĆ
Matowe pomadki, które znam są trwałe. Niektóre ciutkę mniej, ale większość trzyma się kilka godzin, nie wyciera brzydko i nie zostawia plam na naczyniach, w skrócie-nie robią brzydkich suprajzów.
Provoke już w pierwszej godzinie zbiera się w załamaniach(o których istnieniu nie miałam nawet pojęcia), wyciera i grudkuje się co wygląda nieestetycznie. Podczas jedzenia i picia ściera się praktycznie całkowicie. Nawet przy piciu małej kawy-brzeg białej filiżanki był cały w szmince. Ja rozumiem jakiś delikatny ślad czy coś, najlepszym się zdarza, ale Provoke przeniosła się praktycznie w całości na naczynie gdy powinna siedzieć na moich ustach.
Obiecywana przed producenta 5ciogodzinna trwałość to jakiś żart, bez jedzenia i picia to ładnie wygląda maksymalnie godzinę, bo zaraz się zbiera i grudkuje.
Ja umiem używać szminek. Zawsze przed ich nałożeniem porządnie odżywiam i nawilżam usta, robię peeling, często sięgam po konturówkę, a samą pomadkę nakładam z należytą starannością. Wiem, że maty są dosyć trudne i wymagające, potrzebują zadbanych ust, odpowiedniego przygotowania i uwagi przy nakładaniu.
Jednocześnie nie jestem jakąś szminkową ekspertką(a raczej zwykłym zjadaczem chleba/szminek ;) ), nie wymagam od pomadek cudownych właściwości, trwałości kilkudniowej czy pięknego opakowania lub marki owianej luksusem oraz sławą. Ja w szmince chcę się czuć pewnie, pięknie i dobrze; chcę, aby jej nakładanie i noszenie było przyjemne i jeśli pomadka spełnia te wymagania to mam gdzieś, że jest tania i ze zwykłej drogerii, a nie Sephory za spory procent mojej wypłaty.
A jak taka Provoke psoci (psoci nam za nasze 60 złotych) niedługo po nałożeniu to nie mam ochoty na jej używanie.
Z plusów-pachnie neutralnie, nie wysusza przesadnie ust i ma bajeranckie opakowanie zamykane na magnes.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie