Ponieważ kosmetyki marki Benefit traktuję z "nabożną czcią" (nie wiem czemu, po prostu tak jest;), bardzo się ucieszyłam, kiedy rzeczony eyeliner został mi podarowany z okazji urodzin.
Niewielki, czarny pisak ze wzorkiem na skuwce przypominającym kabaretki-miły dla oka i dobrze leżący w dłoni gadżet pomyślałam. Po odkręceniu nakrętki kolejny plus-elastyczna, miękka, nie drażniąca powieki, ścięta w klin końcówka, mająca za zadanie ułatwić wyczarowanie precyzyjnej kreski. I wreszcie sam produkt w formie gęstego, kruczoczarnego żelu/pasty wydostającego się ze środka wraz z przekręceniem ruchomej nakrętki.
Tyle danych "technicznych", a jak z obsługą?
Za pierwszym razem, gdy tuż po jego rozpakowaniu przystąpiłam do malowania, kreski wyszły idealne. Może pewny, precyzyjny ruch ręki i brak jakiegokolwiek zawahania stanowi klucz do sukcesu? W każdym razie przy kolejnym podejściu o taką dokładność było już trudniej, a muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o malowanie kresek, nie brak mi umiejętności. Jednak stosując ten produkt, musiałam trochę popracować nad techniką, aby w pełni cieszyć się możliwościami \\\'Push-up linera\\\'.
Na plus zaliczam jego piękny, intensywnie czarny kolor, któremu niestraszny upływ czasu. Kreski od momentu namalowania, aż do demakijażu wiele godzin później są cały czas tak samo wyraziste, dzięki czemu makijaż jest niebywale trwały i wspaniale podkreśla spojrzenie. Umiejętnie nałożony cieńszą linią, stwarza złudzenie zagęszczonych rzęs, namalowany szerszą kreską definuje makijaż nadając oczom wielce pożądany charakter i kształt. Mając jednak na względzie jego trwałość, trzeba być ostrożnym tak przy malowaniu, jak i korygowaniu ewentualnych niedociągnięć, aby nie zrujnować wypracowanego makijażu.
Demakijaż faktycznie jest pracochłonny, głównie z tego względu, że czerni jest w tym produkcie tyle, iż ma się wrażenie, że nie będzie jej końca. Kolejne płatki kosmetyczne lądują w koszu, a z pomiędzy rzęs wciąż jeszcze "wygląda" na nas liner;) Cóż, cierpliwość jest w takich chwilach cnotą:D Ale coś za coś-albo chce się mieć ładne kreski i odrobinę się pomęczyć przy ich zmywaniu, albo wypłowiałe \\\'mazaje\\\', które wytrą się zanim przyjdzie pora na \\\'rozmalowanie\\\' - takie jest moje zdanie.
Nie jest to jednak produkt bez wad. Pominąwszy jego zaporową cenę (gdybym nie została nim obdarowana pewnie mocno bym się zastanawiała nad jego kupnem), jego minusem jest to, że czasem produktu wydostaje się niespodzianie więcej, niż sobie tego życzymy. Nawet wtedy, gdy wydawało mi się, że już go rozpracowałam, zdarzały mi się takie wpadki, gdy zamiast minimalnej ilości potrzebnej do dorysowania kreski, na klinie pojawiała się kulka żelu, stanowczo zbyt duża, by ją racjonalnie rozdysponować, więc celowanie w odpowiednią ilość zaczynało się od początku. Nie powiem, bywa to irytujące. Z tego też względu na narysowanie nim kresek potrzebuję więcej czasu i spokoju, więc rezerwuję go sobie na chwile bez pośpiechu, gdy ręka nie drży i prawdoposobieństwo popełnienia błędu jest mniejsze. Generalnie jednak, jako miłośniczka kresek, polecam ten produkt z zastrzeżeniem, że trzeba poświęcić chwilę na opanowanie jego obsługi. A wówczas będzie pięknie.
Używam tego produktu od: 1,5 miesiąca
Ilość zużytych opakowań: 1 w użyciu