Jeżeli chodzi o pielęgnację włosów, kosmetyki oparte na naturalnych składnikach nie służyły mi jakoś specjalnie; stosowanie szamponów Pervoe Reshenie było istną męczarnią pod prysznicem. Od tamtego czasu nie zawracałam sobie głowy takimi specyfikami, wolę sięgać po te drogeryjne. Jednak na fali mojej fascynacji recenzowaną marką uległam i do mojego wirtualnego koszyka na stronie producenta wrzuciłam szampon do włosów normalnych.
Kosmetyk przychodzi do nas w ciemnej plastykowej butli o przeuroczej minimalistycznej szacie graficznej; trochę takiej w stylu retro. Informacje o produkcie podane są w języku polskim. Butla jest miękka, nie trzeba siłować się z nią pod prysznicem; ma malutki dziubek, który wylewa taką ilość szamponu jaką sobie życzymy. Sam szampon ma postać delikatnie galaretowatą o żółtawym zabarwieniu, zapach jest dosyć specyficzny: ziołowy z domieszką jakieś aptecznej woni. Po prostu pachnie tym, z czego jest zrobiony. Nie jest to brzydki zapach, po kilku użyciach kompletnie przestałam zwracać na niego uwagę. Bazą dla szamponu są składniki naturalnie, więc należy go zużyć w przeciągu roku od otwarcia.
Jeszcze dla jasności opisze moje włosy: obecnie sięgają za ramiona, gęste i grube, zdrowe i bezproblemowe. Skóra głowy nie reaguje histerycznie na nowości pielęgnacyjne; na dobrą sprawę przy wyborze szamponów mogę kierować się wyłącznie kompozycją zapachową, jeżeli miałabym taką ochotę.
Przechodząc do działania... Konsystencja, jak już wspomniałam jest galaretowata, ale jednocześnie lekka, bez problemu mogę ją nałożyć na włosy i dokładnie wmasować w skórę głowy. Przy wszystkich szamponach naturalnych musiałam męczyć się, aby dobić się z produktem do skóry, bo ich konsystencja była śliska i gęsta, co nie ułatwiało mi ich aplikacji. Tutaj gładko mogę nałożyć, wmasować i spłukać produkt, bez zbędnych ceregieli. Szampon pieni się bardzo przyzwoicie jak na produkt o naturalnym składzie; nie jest to gęsta i puszysta piana, ale delikatna, która jednak umożliwia dokładne umycie włosów. Zaraz po umyciu, gdy włosy są jeszcze mokre, wydają się być szorstkie i tępe w dotyku. Obecnie nie używam odżywek, czy masek. Pozostawiam włosy takie saute..
Po wysuszeniu wszystko się zmienia: włosy stają się niesamowicie lekkie, a jednocześnie uzyskują dodatkową objętość. Nie spodziewałam się takich efektów na moich grubych i ciężkich włosach. Po umyciu cały czas łapałam się za włosy, aby sprawdzić, czy nadal tam są; miałam wrażenie, jakby połowę mojej czupryny usunięto - takie były lekkie. Szampon odbił je od nasady, nadając całej fryzurze ładny kształt. Dodatkowo dodał włosom blasku i gładkości. Szampon nie spowodował żadnych nieprzyjemności: nie wysuszył włosów ani skóry głowy, nie powodował świądu i podrażnień. Nie wpłynął w żadną stronę na częstotliwość mycia przeze mnie włosów; ani nie przedłuża świeżości, ani nie powoduje nadmiernego przetłuszczania.
Szampon nie sprawdza się jedynie przy wypłukiwaniu lakieru czy pianki z włosów. Nie stosowałam go nigdy go do usuwania olejów, ale myślę, że i tutaj by się nie sprawdził. Nie uważam tego za wadę produktu, bo przecież ma on delikatne detergenty, a poza tym jest przeznaczony do codziennej pielęgnacji włosów.
Nie jest to demon wydajności; butelkę zużyłam w póltora miesiąca myjąc włosy co drugi dzień. Cena też pozostawia wiele do życzenia; 39 zł za 250 ml. Zważywszy na fakt, że moje włosy nie potrzebują specjalnej pielęgnacji, raczej rzadko będę się decydować na kupno tego produktu.
Podsumowując, jestem mile zaskoczona działaniem tego szamponu: dokładnie czyści, nadaje włosom lekkości i objętości. Po raz kolejny Make Me Bio ugruntowuje mnie w przekonaniu, że polska marka może zrobić kosmetyki w znakomitej jakości i stawiać w szranki z naturalnymi lub pseudo naturalnymi koncernami zagranicznymi. Jak wspomniałam wyżej: czy kupię? nie wiem, ale myślę, że warto wypróbować.
Używam tego produktu od: miesiąc
Ilość zużytych opakowań: butla
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie