Fajowy, frymuśny, leciutki, w ślicznym słoiczku pasującym do błękitnych kafelków w łazience oraz zasad feng shui - wdzięczny Bawidamek, na który szkoda aż kilkuset złotych, jeśli nie jest się Damą bogatą
Nie jest moją intencją urażanie uczuć owego skądinąd przyjemnego kremu, tym bardziej, że koił mi niekończące się suche skórki na nosie, i łagodził niedoskonałości (choć nie zamierzam ukrywać, że pojedyncze i tak się przydarzały), a co najistotniejsze – otrzymałam go w prezencie wraz z Vissionaire'm dziennym, więc nie musiałam wyskakiwać z kilkuset złotych – za słoiczek, nie zestaw.
A ów słoiczek jest elegancki, o prześlicznej niebieskiej barwie, która mi akurat nijak nie pasowała ani do beżowych płytek w klasyczny marmurkowy wzór, ani do ceramicznej retro-kury z wacikami na szafce w łazience, więc jak dla mnie – żaden bonus, choć słoiczek ładny. Najważniejsze, że do płytek idealnie pasuje retro-kura... hm... retro-Kura, żenująca mnie niegdyś w kuchni rodzinnego domu, a uprowadzona przeze mnie w wieku dorosłym, aktualnie stanowiąca ukochany, idealny do łazienki hipsterski gadżet :-), obok którego eksponuję wyłącznie ekskluzywne perfumy. Efekt jest... czad :-), polecam takie frapujące nieoczywistości w zakresie wystawienniczego stylu przechowywanych kosmetyków i perfum.
Wracając jednak do słoiczka, wydobywa się z niego równie prześliczny aromat – perfumeryjny, kojący, "biały i czysty" – świeży, kwiatowo-waniliowy z cytrusowymi nutkami. Naprawdę cudo, choć wciąż jeszcze nie przekonujące mnie do zasadności tak wysokiej ceny.
Choć konsystencja też jest rozkoszna – żelopodobna, leciutka i błyskawicznie, całkowicie wmasowująca się w moją niełatwą w obsłudze, wrażliwą, mieszaną, dojrzałą cerę z niedoskonałościami, choć... aż podejrzanie szybko ją wygładzająca, co krem zapewniał mi przez kilka naprawdę satysfakcjonujących pod tym względem miesięcy, i tylko... Znów trzykropek nie wróżący w recenzji nic tak naprawdę dobrego.
Krem jest bardzo... milutki, przyjemny w aplikacji, świetnie wygładzający oraz kojący, zapewne dzięki sporej ilości silikonów w składzie, z których powodu jednocześnie nie czułam niestety autentycznie dogłębnego nawilżenia cery, potrzebnego także cerze mieszanej, zwłaszcza 40+, i chyba wolałabym kilkakrotnie tańszy, a już bardzo dobry dermokosmetyk podobnie jak Lancome uznanej, światowej Marki.
Krem jest dobry i mogłabym go zarekomendować bardzo zamożnym... Dwudziestolatkom, niepotrzebującym jeszcze szczególnie zaawansowanej pielęgnacji, jako naprawdę fajny, wdzięczny nocny kosmetyk – ślicznie wonny i pasujący jak ulał do błękitnego wystroju łazienki.
Zalety:
- efekt – cera gładka i promienna, ze zniwelowanymi zarówno niedoskonałościami (choć na mieszanej pojedyncze mogą się i tak przytrafiać), jak i suchymi skórkami;
- konsystencja – luksusowa – żelokształtna, leciutko się wmasowująca i całkowicie wchłanialna; aż podejrzanie szybko...;
- wchłanialność – doskonała – nawet przy mieszanej cerze;
- zapach – przepiękny, perfumeryjny – subtelny, świeży, "biały i czysty", kwiatowo-waniliowy z cytrusowymi nutkami;
- wydajność – bardzo dobra – przy cerze mieszanej wystarcza jednorazowo mała kropla kremu;
- opakowanie – luksusowe - piękny, elegancki słoiczek w niebieskiej tonacji
Wady:
- brak poczucia dogłębnego nawilżenia i odżywienia cery, przy ładnym – gładkim i promiennym jej wyglądzie – zapewne z powodu silikonów w składzie – choć to odczucie li tylko subiektywne, bo być może jako niechemik się nie znam, a tak naprawdę właśnie dzięki temu specyfikowi za jakieś 40 lat będę miała buziunię jak dwunastka;
- cena – bardzo wysoka – kilkaset złotych – w podkreślam - subiektywnej opinii nie całkiem uzasadniona działaniem kremu
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie