uwielbiam orientalne zapachy w naturze, na wyprawie, czyli tam, gdzie ich czar jest naturalny, ale w perfumach tylko w rozsądnych ilościach, jako nawiązanie, jeden z wątków, motyw wokół którego snuje jakaś fascynująca historia. Do tej pory, gdy wąchałam perfumy "orientalne" okazywały się mocne, duszące, kipiące złotem, balsamicznie tłuste lub staromodne, albo były to po prostu "killery". Zwykle perfumy orientalne są tak gęste, że można je żuć wprost z powietrza, prawie je widać. Ale te są inne! Jestem zachwycona. Tu rzeczywiście mamy nutkę orientu, wyraźną, cudowną, ale ogólnie to perfumy eleganckie także na sposób europejski. Zmysłowe; również gęste, ciepłe, ciągnące się, ale nie są jak guma, lecz jak miękki szal w egzotycznych, ciepłych, żywych barwach. Prawdziwe cuda dzieją się jednak, gdy się już porządnie ogrzeją na skórze. Woń jest zniewalająca, czuje się, że są w niej zaklęte słodkie miłosne wyznania szeptane przez wieki po dziś dzień na dalekim wschodzie i w starej Europie, tajemnice wyklętych kochanków z wyższych sfer, eleganckich, z klasą, ale namiętnych, z gorącymi sercami i ciałami. Podsumowując: piękne, eleganckie, tajemnicze dzięki nutce orientu, która dodaje im zmysłowości, gęste od fascynujących nawiązań do przeszłości i nowoczesności, do dwóch kultur. Nie są delikatne, ale i nie ostre, nie efemeryczne, ale ich moc nie męczy, bo to właśnie tajemnica prawdziwego, niewymuszonego czaru. To dzieło niezwykle (!) zdolnego Mistrza. Trwałe, na mnie ogoniaste zwłaszcza, gdy jest mi ciepło.