Jolen Creme Bleach Rozjaśniacz włosów na twarzy i ciele

W poszukiwaniu rozjaśniacza do włosów na twarzy napotkałam ten produkt. Ok, przyznaję się bez bicia - tego typu produktów szukam wyłącznie na Allegro. Wychodzą tam najtaniej. Dałam mu szansę, bo jest tańszy niż słynny rozjaśniacz z Sally Hansen, a mają taką samą pojemność (30 ml) i takie samo działanie. Opakowanie / konsystencja / zapach W opakowaniu znajduje się krem rozjaśniający (w formie proszku), oksydant, szpatułka do mieszania produktu i tacka. Muszę się przyczepić do proszku - niestety się zbrylił, pomimo trzymania całego kartoniku w pokoju (tak więc nie miał styczności z dużą ilością wilgoci jak np. w łazience). Pod koniec nie rozjaśniał już tak dobrze, także za to drobny minus. Tacka i szpatułka są małe, ale nie widzę tutaj potrzeby posiadania większego rozmiaru. Rozjaśniałam nim głównie wąsik, więc nie musiałam tworzyć dużej ilości mieszanki podczas jednorazowego użytku. Zapach jest drażniący, ale jestem do tego przyzwyczajona. Konsystencja to biała pasta. Po nałożeniu jej na skórę i trzymaniu minimum 8 min zaczyna się wykruszać i spadać. Jeżeli chcemy rozjaśnić wąsik to warto przez ten czas w ogóle nie ruszać buzią - czyli po prostu nic nie mówić. Leżeć i pachnieć :) trochę denerwował mnie ten fakt. Działanie Generalnie jest to dobrej jakości rozjaśniacz. Mój wąsik jest delikatnie czarny, pod światło niestety widoczny. Gdy trzymałam krem minimum 8 min to zauważałam już pierwszy efekt rozjaśnienia, ale wciąż niesatysfakcjonujący. Dlatego po ponowieniu próby (kolejne 8 minut) włoski wpadały już w blond. Skóra podczas tego procesu też się rozjaśniała, ale był to efekt krótkotrwały. Nie zauważyłam też żadnego podrażnienia - w tym bąbli. Generalnie, jeżeli tworzymy mieszankę zgodnie z instrukcją, to nie ma mowy o powstaniu jakichkolwiek zmian skórnych. To wciąż chemiczny i dość drażniący produkt (np. do nosa i oczu), dlatego przygotowywanie go zgodnie z zaleceniami producenta to mus. W przeciwnym razie efekty mogą być kiepskie. Czy polecam? Tak, polecam go do ciemniejszych dość cienkich włosków. Obawiam się, że z grubymi (np. męskimi) włosami by nie podołał nawet po dwóch razach. Jednak nie mogę być tego pewna, bo na swoim ciele takich włosów nie rozjaśniam. Na pewno genialnie polepsza samopoczucie przez zamaskowanie ciemniejszego owłosienia. Niestety po czasie włosy wracają do stanu przed rozjaśnieniem, ale lepsze to niż nic. Niestety laser (tak, badałam hormony) nie podołał. Został mi rozjaśniacz. Ten model jest warty wypróbowania.

Zalecane jest przeprowadzenie najpierw próby na niewielkim obszarze skóry by zobaczyć jak zareaguje. Przetestowałam więc go na ręku spodziewając się mocnego zaczerwienienia i szczypania - w końcu to rozjaśniacz. Skóra była subtelnie zaczerwieniona oraz rozjaśniona przez krótki czas. Później sprawdziłam z ciekawości jak rozjaśnia grube, czarne męskie włosy mające ok 1-2 cm. Po 10 minutach stały się jasnobrązowe. Mniej widoczne, ale wciąż zauważalne. Niemniej przeznaczony jest raczej dla włosów kobiecych, więc się nie poddałam. Dzisiaj nałożyłam go na niepożądany czarny meszek mający ok 2-3 mm. Nie są to włosy w żadnym przypadku długie ani grube, więc powinien sobie poradzić. Po goleniu i woskowaniu włosy mi wrastają, więc szukam jakiejś alternatywy by poradzić sobie z meszkiem w denerwującym miejscu. Po 10 minutach zmyłam go żelem a później wodą. Rozjaśnił je do blondu. Skóra jest także rozjaśniona, ale efekt ten po jakis 10 minutach znika. Bardzo niewydajny. Oksydantu jest więcej niż rozjaśniacza. Na szczescie sam proszek rozgryzłam składowo (ma jeden składnik) i zamówiłam w sklepie chemicznym więc pozostanie dokupowanie Jolen dla samego oksydantu. Nie wiem jakie jest tu jego stężenie, ma tez bardziej kremową konsystencje niż utleniacze do farb które znam. Zalecana proporcja z tego co pamiętam to 2:1. Trudno połączyć rozjaśniacz z oksydantem, gdyż konsystencja się kruszy. Trzeba nałożyć ich sporo by pokryć wszystko. Uzywam do tego pędzelka i miski do farbowania bo akcesoria dołączone do zestawu są za małe i nieporęczne Zapach ma raczej jak typowy rozjaśniacz, czasami wali po oczach.