Na wstępie zaznaczę, że produktu używałam systematycznie i do samego końca, całą buteleczkę 30 ml wykorzystałam na własnej skórze, więc zajęło mi to parę ładnych miesięcy, ale też dzięki temu mogłam dokładnie go ocenić i wyciągnąć wnioski. A wnioski są takie, że pomimo niewątpliwie niezwykłych właściwości czystego skwalanu, nie jest to produkt, który w czystej postaci sprawdzi się na każdej cerze. Zawsze mi służyły kremy z zawartością skwalanu, więc miałam wszelkie powody wierzyć, że składnik ten sam w sobie również polubi się z moją skórą. Tak się jednak nie stało.
Zawsze zazdroszczę tym cerom, u których olejki i inne naturalne "tłuścioszki" się wchłaniają. Moja mieszana cera niestety nie posiada zdolności wchłaniania czystych olejów i ich mieszanek. W przypadku skwalanu skusił mnie też opis, który twierdził, że fantastycznie się wchłania i nie zostawia tłustego uczucia na twarzy. No niestety tak nie jest. Olejek zostawia wyraźnie tłustą warstwę i ja stosowałam go pod krem, bo skóra tylko z nim wyglądała jak nasmarowana tłuszczem. Czuję faktycznie jednak tę nieco inną formułę skwalanu niż w przypadku czystych olejów. Pomimo tłustości nie jest on "ciężki" na skórze, jest lżejszy i nie powoduje uczucia jakby skóra była przytłoczona i dusiła się.
Olejek jest przezroczysty i bezzapachowy. Wygodnie się go używa, buteleczka z ciemnego szkła z pipetą to dość oczywisty wybór dla tego składnika i świetnie się to sprawdza. Produkt jest niesamowicie wydajny. Kilka kropel i cała twarz oraz dekolt jest pokryta olejkiem. Jeśli chodzi o oszczędność i wydajność to w tej kategorii naprawdę nie ma sobie równych - spokojnie wystarczy na kilka długich miesięcy.
Co mogę powiedzieć o działaniu? Chciałabym więcej, bo na więcej liczyłam, ale niestety jedyne co zauważyłam to to, że olejek faktycznie bardzo delikatnie zabezpiecza przed utratą nawilżenia. Używałam go wieczorem i potem nakładałam na niego krem z nieco wysuszającymi składnikami (m.in. z kwasem glikolowym). Chciałam aby skwalan pomógł zniwelować trochę wysuszenie jakie krem spowoduje (a samego kremu używam aby zlikwidować przebarwienia na twarzy) i coś faktycznie podziałał w tym kierunku. Dzięki niemu kremu mogłam używać praktycznie codziennie, a skóra nie była aż tak wysuszona na wiór. Nie mogę powiedzieć jednak żeby to było rewolucyjne działanie, pewnie inne mocno nawilżające serum również by dało radę. Podczas stosowania skwalanu nie zauważyłam jakiegoś znacznego polepszenia kondycji skóry. Producent wspomina o lepszej elastyczności, odżywieniu, wygładzeniu drobnych zmarszczek. Nic podobnego nie zauważyłam. Owszem, skóra jest miękka i gładka, ale to raczej efekt wizualny po aplikacji tłustego olejku. Nie mogę powiedzieć, żebym zauważyła takie zmiany na dłuższą metę. Raz spróbowałam dodać skwalanu do jednego z kremów, ale efekt był tylko taki, że krem był bardziej tłusty i po nim również się świeciłam. Dlatego potem już do końca używałam go solo, bo wyszłam z założenia, że jeśli miałby coś zrobić dobrego dla skóry, to najprędzej zrobi to w czystej postaci.
Szkoda, że z tym olejkiem mi nie po drodze. Bardzo chciałam znaleźć coś co ukoi moją skórę i sprawi, że polubię się z minimalizmem w pielęgnacji. Wyszło jednak na to, że jeśli chodzi o skwalan to sprawdza się tak jak do tej pory - jako składnik jeden z wielu w kremie, a nie jako pojedynczy gracz.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie