Wręcz żenujący...
Tusz ten, wraz z cieniem do powiek, dorwałam jako dodatek do jednej z gazet. Strasznie się napaliłam, kiedy ujrzałam go jako zapowiedź w poprzednim wydaniu czasopisma. Nie miałam dotychczas do czynienia z polską marką Affect, więc pomyślałam, że to świetna okazja na przetestowanie chociaż tych dwóch kosmetyków. Całość kosztowała zapewne kilkanaście złotych.
Mam bardzo uparte rzęsy, zresztą tak samo jak włosy. Są one proste, a wręcz opadające w dół, i rzadko który tusz potrafi je utrzymać podkręcone przynajmniej pół dnia. Ale za to są długie, czego bez makijażu nie widać (wina jasnych końcówek włosków). Od maskar wymagam przede wszystkim pogrubienia, wydłużenia (a co mi tam, im dłuższe, tym lepsze :D) oraz rozdzielenia, żeby osiągnąć totalny efekt wachlarza. Lubię, kiedy rzęsy na oczach są widoczne, a nawet przypominające sztuczne. W przypadku tuszu od Affect niektóre z tych moich wymagań zostały spełnione, ale niestety coś za coś... Pierwsza warstwa nie robi praktycznie nic. Nadaje włoskom tylko czarny kolor i basta. Zero pogrubienia, zero wydłużenia, zero podkręcenia - jedynie nie skleja, ale co się dziwić, skoro tak mało tuszu pozostaje na rzęsach. Dopiero przy drugiej warstwie ta maskara pokazuje swoje prawdziwe ''ja'', choć trzeba się chwile namachać. Wówczas już zauważalnie pogrubia, lekko wydłuża i lekko podkręca, pozostawiając rzęsy ładnie rozdzielone. No i byłabym w pełni usatysfakcjonowana, gdyby nie fakt, że wystarczy +/- godzina, żeby podkręcenie całkowicie opadło. Niby jestem do tego przyzwyczajona, ale jednak większość tuszów trzyma podkręcenie chociaż te dwie godziny :D. To nie wszystko... Po jakichś 6-7 godzinach odbija mi się pod oczami i osypuje. Dolna powieka wygląda, jakby została z premedytacją niedbale maźnięta pędzlem umoczonym w czarnym jak smoła cieniu. I jeszcze okolica pod oczami opruszona nadmiarem. Halloween jak się patrzy. Użyłam go kilka razy i po prostu więcej nie dałam rady. Może to wina moich trudnych rzęs, a może budowy oka - nie wiem. Oddam go mamie na próbę. Nie spodoba się, to poleci do kosza. Trudno.
Szczoteczka jest przede wszystkim silikonowa. Z jednej strony jest prosta i ma krótkie wypustki, a z drugiej zagięta w łuk z dłuższymi wypustkami. Nic do takich szczoteczek nie mam, jeśli formuła tuszu jest do niej przystosowana. Tutaj niestety nie ma tego idealnego połączenia. Złapałam siebie na malowaniu rzęs tylko tą prostą stroną, bo jest zdecydowanie wygodniejsza i bardziej precyzyjna. Strona zagięta w łuk tak naprawdę nakładała tylko mniej tuszu i, w moim przypadku, wcale nie podkręcała rzęs.
Opakowanie to zwykła, czarna, plastikowa buteleczka. Niczym się kompletnie nie wyróżnia. Nie mam nawet o czym pisać, jeżeli chodzi o szatę graficzną. Jest maksymalnie minimalistyczna, co oczywiście nie jest złe, ale w sumie wygląda jak najtańsza z najniższej półki. Ważne, że chociaż jakość ma bez zarzutów. Pojemność według producenta to 12ml.
Zalety:
- Przy drugiej warstwie pogrubia, lekko wydłuża i lekko podkręca
- Nie skleja rzęs, tylko je rozdziela
- Wygodna silikonowa szczoteczka
- Dobrej jakości opakowanie
Wady:
- Zawyżona cena regularna
- Przy pierwszej warstwie jedynie nadaje rzęsom czarny kolor
- Podkręca tylko na około godzinę, a potem włoski opadają
- Odbija się i osypuje pod oczami
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie