Jak (chyba) wszystkie Cheapy - zaskakująco trwały, wręcz długotrwały.
Jak (chyba) wszystkie Cheapy - ciekawy, ale jednocześnie bezpieczny.
Jak (na pewno) wszystkie Cheapy - bez zadęcia na smoky eyes i futro z gronostaja.
Nuty głowy: cyklamen, kwiat brzoskwini, zielone liście;
Nuty serca: róża, jaśmin, lotos;
Nuty bazy: drzewo sandałowe, paczula, żywica bursztynowa, białe piżmo, wanilia, piżmo ambrowe, cedr.
Pierwsza faza tego zapachu - zabija. Dla mnie to MYDŁO do potęgi. Mój nos tak właśnie interpretuje pierwszą fazę i większość środkowej. Mało tego, zapach jest tak długotrwały, że mocno wydłużone w czasie są również jego kolejne fazy. W moim odczuciu faza upiornego mydła trwa bite 3 godziny. Oczywiście trzecia mydlana godzina jest znacznie łatwiejsza niż pierwsza, ale marne to pocieszenie. Nie ma tu w składzie nut mydlanych, przypuszczam więc, że mydlany upiór to może cyklamen z nut głowy lub lotos z nut serca. Czytałam, że niektórym osobom początkowe nuty przypominają zmywacz do paznokci - niestety, święta racja :(
Druga faza to zasłużona nagroda, jaką otrzymujemy za pokonanie mydlanego straszydła. Przychodzi do nas świeżutkie delikatnie pachnące pranie, odwirowane na milion obrotów, rozwieszone w ogrodzie w bladym słońcu, huśtane przez ciepły letni wietrzyk. Light Clouds płyną sobie leniwie po niebie, a my pachniemy tymi Clouds, tym wietrzykiem, trochę tą pralką, trochę tym bladym słoneczkiem. Jest naprawdę bardzo ładnie, bardzo chmurkowo i bardzo bawełenkowo.
Trzecia faza jakoś mi umyka, choć teoretycznie powinna mnie przygnieść.
Nuty bazy, czyli wygaszacze zapachu, będące jednocześnie jego fundamentami, to w tym przypadku przeogromne bogactwo tychże nut. Ja nie wyczuwam poszczególnych komponentów - być może ich ilość jest kosztem ich mocy. Szczęśliwie nie czuć tu żadnych paczulowo-żywicznych klimatów. Świeże pranie po prostu delikatnie wysładza się, ale tak kremowo, bez cukru zgrzytającego w zębach.
W moim odczuciu w tym zapachu jest o wiele mniej nut, niż wynikałoby z opisu. Lub może jest ich tak dużo, że żadna z nich nie ma szans na bycie motywem przewodnim. Niektóre nie mają szans nawet na zaistnienie. Deklarowane tu zielone liście to jakaś kompletna fikcja. Róży na szczęście też nie ma. Ogólnie te perfumy pachną bawełnianą świeżością lub świeżym praniem, ale to oczywiście określenie na tyle niekonkretne, że dla każdego może oznaczać coś (trochę) innego.
Perfumy dziwne. Początkowa mydlana żaba zamienia się w bawełnianą księżniczkę, ale przemiana trwa całe wieki. Samo założenie - niby bezpieczne. Świeże pranie w ogródku, tym się nie można nikomu narazić ani nikogo zszokować. Jednak pierwsza, niemal kilkugodzinna faza mydlana, to nie jest uroda łatwa ani oczywista (o zmywaczu do paznokci staram się nie pamiętać). Mydło samo w sobie może jakoś dziko mi nie przeszkadza, zwłaszcza gdy zmierza ono ku temu wyczekiwanemu praniu - jednak fanką tej nuty zdecydowanie nie jestem...
Używam tego produktu od: testy
Ilość zużytych opakowań: testy