Zapachy Playboya nie skradły mojego serca od razu, gdy weszły na polski rynek. Pierwsze 3 zapachy wydawały mi się oklepane, dopiero przekonałam się do Spicy, gdy kupiłam mgiełkę o tym zapachu.
Pierwsze psiknięcie Play it rock i w głowie cały czas kołatała myśl - hmmm znam, znam, znam fajne, tylko co to dokładnie jest ? I mam, kończąc flaszkę 30 ml olśniło mnie, że to przecież lżejsza wersja Hypnose! Zapach podobny, jak w mordę strzelił, na plus dla ... Playboya! W Hypnose paskudnie przeszkadza mi wetiwer, którego w damskich perfumach nie znoszę. Playboy na szczęście oszczędził sobie tego składnika, dzięki czemu zapach jest przystępny dla mojego nosa. Poza tym, obie buteleczki zawierają w sobie passiflorę. Playboy jest łagodniejszy, ma mniej mocy, niż Hypnose i nie otumania tak, jak oryginał.
Minusa daję producentowi nie za wierne zmałpowanie zapachu, lecz za nieadekwatną nazwę. Nosz kurde gdzie tu rock, jaki rock :D ? Zapach "rockowy" to zapach żywiołowy, pewny siebie, przebojowy, taki " z jajem". A zarówno Hypnose, jak i Play it to dla mnie typowe pościelówy balladowo-popowe - senny, smętny, powłóczysty. Na prawdę nie wiem gdzie Ci marketingowcy widzą w tym rock :D Play it jest dla mnie zapachem dość tajemniczym, z ogonem, serio widzę go już prędzej w fioletowym flakonie Lancome, niż w czerwonych króliczych uszach.
Cała reszta jak najbardziej zadowala - trwałość może być, nie zaskoczyła swoją długością, ale i nie rozczarowała. Są dość wydajne, opakowanie pomijam. Cena super, fajnie, że można kupić wersję 30ml, bo 50 raczej by mnie znudziła. Polecam, aczkolwiek nie jest to "mój zapach na całe życie".