Znam ten zapach dość dobrze - zużyłam jedną próbkę, a zanim do tego doszło, kilkukrotnie psikałam się tymi perfumami, odwiedzając Douglasa ;) więc nie wiem, ile tego zapachu tak naprawdę na siebie wylałam.
Przygoda zaczęła się od zachwytu nad nazwą... "Bubble Bath"... Kto nie lubi kąpieli z bąbelkami? [świerszcze cykają] wiem, że całkiem sporo osób preferuje prysznic, jednak ja jestem wanniarą.
Replici przyciągają uwagę potencjalnych klientów czymś, czego nie spotkałam dotąd w perfumach, a nad czym kiedyś mocno główkowałam - zapachami, związanymi z konkretnymi wydarzeniami, miejscami. Kiedyś szukałam czegoś takiego - perfum, które nawiązują do miejsc, zatrzymują chwilę i tworzą historię. Szkoda, że jestem taką nieopierzoną osobą i że nie jestem perfumiarzem, bo ten pomysł świtał mi w głowie już dawno... No i dotąd tego nie zrealizowałam - a na ten sam pomysł wpadł Martin Margiela... Nie jestem ani trochę zawiedziona - w końcu i tak nie miałabym szans, by ten koncept wcielić w życie, a ktoś zrobił to 'za mnie' ;) zresztą nie myślałam akurat o perfumach pachnących kąpielą (ale zapachem powietrza po deszczu już tak! :D). Mogę się pocieszać, że "wielkie umysły myślą podobnie" i że mam głowę pełną dobrych pomysłów (do których często nie jestem przekonana) i... Może kiedyś zrealizuję coś, co się przyjmie? Miło by było przejść tę drogę od marzyciela do spełnionego artysty i realizującego wizjonera... A jeśli nie będę miała tego zaszczytu, to przecież stanowisko marzyciela samo w sobie jest przyjemne. Nie no, starczy tej prywaty - w końcu nie to was interesuje. :D
Mimo trójkowej oceny, coś mnie do tych perfum ciągnie... Tak jak pisałam wyżej - odwiedzając Douglasa, psikam nimi nadgarstek i wącham. Bo zapach jest przyjemny - i tyle! Uważam, że to taki miły codzienniak, albo nasenniak. Jest delikatny, subtelny, czysty, bezpieczny. Przypomina mi zapach suszącego się świeżego prania. Tak... Żadne ze znanych mi perfum nie były tak blisko tego skojarzenia i nasuwa się ono bardziej, aniżeli sugerowana kąpiel z bąbelkami. Powinna się nazywać "Fresh Linnen", ale rozumiem, że "Bubble Bath" brzmi bardziej niespotykanie i... rytmiczniej ;) Wpada w ucho i... do nosa. Nie jest to zapach zapamiętywalny; musiałam mieć z nim więcej, niż kilka przygód, bym mogła go sobie jako-tako zapisać w głowie. Jako-tako! Znam bowiem wiele tego typu perfum, które są lekkie, zwiewne, świeże w sposób podobny do tych.
No ale jak one dokładniej pachną? Wejdźmy do tej niby wanny z pianą i bąbelkami!
Na początku są dość ostre, jak zbyt zanurzenie zimnej stopy w zbyt gorącej wodzie. Jest świdrująco i świeżo dzięki różowemu pieprzowi i bergamotce. Ta faza przypomina mi niemiecki proszek do prania. To niby 'mydło' jest dla mnie kompletnie niewyczuwalne - powiedziałabym, że to po prostu białe piżmo, które figuruje w podstawie perfum, a które też ma w sobie taki czysty, a zarazem lekko pieprzny akcent. Trochę za mało w tym zbiorze kremowości, bym mogła się nabrać na obiecywane mydliny.
Obstaję nadal przy świeżym praniu - co nie jest żadnym zarzutem, bo od zawsze uwielbiałam ten zapach! Ale czy perfumy o takim zapachu to dobry pomysł? Teoretycznie wydawałoby się, że tak, a praktyka pokazuje, że ciężko jest sprawić, by były trwałe i wyczuwalne dla otocznia (o to przecież chodzi w perfumach, czyż nie? ;)) Tu tak nie jest - perfumy są bliskoskórne i niestety ulotne. :(
Wracając do zapachu...
Czuję w nich coś delikatnie różanego, ale to wrażenie nie jest mocne, bo zagłuszone przez lawendę i jaśmin rodem z płynów do płukania, a róża to tylko taki kremowy dodatek. Również
Podobnie jak kokos - to kokos ani nie orzechowy, jadalniany, ani nie ten z olejku do opalania, ale właśnie z płynu do płukania. Tak, ta kompozycja kwiatowo-kokosowa przypomina intensywnie, cudnie pachnące niemieckie płyny do płukania tkanin. Całość to mieszanka proszku do prania, płynu do płukania i świeżego powietrza. Paczuli tu w ogóle nie czuję - może po prostu otacza tę różę i sprawia, że jest taka 'chemiczna'?
Ale nie zrozumcie mnie źle! Tutaj wszystko dobrze ze sobą współgra i ładnie pachnie; po prostu za 'słabe' są dla mnie te perfumy. Po pierwsze - ktoś się minął z zamiarem, ale rozumiem, że ciężko o tak idealnie wyważoną kompozycję (zapach świeżego prania i kąpieli są do siebie bardzo podobne, równie czyste i delikatne). Po drugie - nie są zapamiętywalne dla mojego nosa. Po trzecie - niestety przestaję je czuć po dwóch godzinach (co też wpływa na zdolność zakodowania ich w głowie).
To nie są tanie rzeczy, dlatego nie kupię buteleczki... która swoją drogą jest świetna - prosta, minimalistyczna forma, wypełniona seledynowym płynem wygląda ślicznie! Srebrny atomizer nie jest chroniony korkiem (oryginalnie). No i ta etykietka... Materiałowa etykietka! <3 Genialna w dotyku - aż by się chciało ją głaskać i głaskać... :D warto docenić to jaka jest czytelna i niezwykła! Ukłony za kreatywne podejście do flakonika.
Gdyby ktoś mi kupił "Bubble Batha" (co jest niewykluczone), to na pewno będę się cieszyć i z radością używać, ale ulubieńcami się nie staną. Codzienne perfumy by czuć się czysto, świeżo, przyjemnie i błogo, a przy tym nie zmęczyć ani siebie, ani otoczenia. Polecam miłym, skromnym, dyskretnym osóbkom, które nie lubią zwracać na siebie uwagi, ale lubią być czyste i takie... 'umyte'. ;)