Jestem szczęśliwą posiadaczką Jour d Hermes, w którym z biegiem czasu odkrywam coraz to nowe oblicza. Na fali zainteresowania marką Hermes sięgnęłam po Un Jardin Sur Le Nil.
Zapach - ciekawy, trudny, dziwaczny. Chwilami trochę brzydki, chwilami bardzo brzydki. Chwilami ładny, chwilami przepiękny. W każdej chwili - ciekawy, intrygujący. Ogólnie jest zielony, w kierunku słońca, deszczu, zielska, mokrej ziemi, suchego piachu - zdecydowanie w kierunku przyrody, a nie osiedlowej cukierni.
Pachnie szalonym zielskiem, gmatwaniną pełną chwastów, zroszoną deszczem, podsuszaną słońcem. Nie wiem czy pachnie Nilem, bo nigdy nie byłam nad Nilem. Generalnie jest to zapach sitowia, niby nic ładnego (jak na perfumy). Chwilami wyłania się z niego niezbyt piękna mydlana nuta, podobna do tej, którą (kiedyś!) czułam w Jour d Hermes. Nie jestem jej wielką fanką, zwłaszcza w połączeniu z sitowiem i mokrym zielskiem, a jednak całość urzeka mnie. Po kilku godzinach na skórze jest przepiękna woń dzikiej zieleni o zachodzie słońca, ze znaczną przewagą słońca i plaży nad potarganymi chaszczami - jest to naprawdę zachwycający moment tych perfum. Na ubraniach mydlana nuta utrzymuje się do samego końca projekcji, czyli inaczej niż na skórze. Zapach nie ma w sobie potocznie rozumianej świeżości. Dla mnie to raczej taki wilgotny, ciemnozielony krajobraz spowity zimnym cieniem.
Zapach z gatunku bardzo ciekawych, choć trudno noszalnych.
Piękno tego zapachu jest bywa trudne do znalezienia wśród jego licznych kontrowersyjnych, by nie powiedzieć brzydkich zakamarków. Ten zapach nie daje mi poczucia bycia jednoznacznie atrakcyjną, pięknie pachnącą istotą. Nie daje mi tych wszystkich łatwych, pozytywnych emocji, których zazwyczaj oczekuje się od perfum. Są to nuty zapachowe, z którymi trochę się zmagam, zamiast tylko się nimi napawać.
Ale paradoksalnie, Ogródek Nilowy oferuje mi coś dużo fajniejszego, cenniejszego.
Oferuje mi przygodę - łamigłówkę do rozwikłania. Tajemniczy ogród, skrywający labirynt, w którym muszę samodzielnie odnaleźć właściwą ścieżkę żeby trafić do najpiękniejszego zakątka tego zapachu. A gdy już go odnajdę, to jest tam piękniej, niż gdziekolwiek indziej!
Raczej nie zdecydowałabym się na wystąpienie w tym zapachu w sytuacji intymnej, bo nie czułabym się dobrze, pachnąc zielskiem i szuwarami. Na okazję służbową lub towarzyską już zdecydowanie tak, bo zapach jest interesujący i jednocześnie bardzo dyskretny. Tworzy relację głównie z właścicielem, a nie z otoczeniem.
Oburzałam się kiedyś na zapachy Hermesa, kpiłam z ich dziwaczności, którą interpretowałam jako brzydotę. Zresztą nadal przywdziewam kpiący uśmieszek, gdy czytam określenia "udźwignąć perfumy" bo moim zdaniem w sztuce perfumiarstwa chodzi o rozkosz, a nie o heroiczny wysiłek dźwigania zapachów paskudnych, w imię ekskluzywności marki. Hermes zawsze mnie zadziwiał, intrygował, trochę irytował. Nadal mnie zadziwia i intryguje, zaś w miejsce irytacji na stałe zagościł zachwyt.
Używam tego produktu od: testy
Ilość zużytych opakowań: zero