Paese Liloosh Eye Mascara Tusz do rzęs zwiększający objętość

Pomimo tego, że mam swoje ulubione tusze chętnie sięgam po inne w nadziei, że może znajdę lepsze. Tak z pewnością się nie stanie w tym przypadku. Po pozytywnych opiniach w internecie, spodziewałam się znacznie lepszej jakości po tej maskarze. Wymagam dużo od tuszu, ma robić z moimi rzęsami wszystko, co tylko może zrobić taki produkt. Liloosh jest wielkim zaprzeczeniem moich oczekiwań. Naprawdę próbowałam i dawałam mu wiele szans. Nie sądzę, żeby nakładanie 4-5 warstw tuszu było dobrym pomysłem, nie mam tyle czasu, a efekt dalej jest mało satysfakcjonujący. Niestety, pomimo dokładania warstw moje rzęsy dalej wyglądały słabo. Producent obiecuje "panoramic volume effect", nic bardziej mylnego. Znalazłam jeden jedyny sposób na ten tusz, używam go w połączeniu z innym, który traktuję jako bazę z kolorem i dopiero wtedy udaje mi się uzyskać w miarę pożądany efekt, ale bardzo łatwo jest tutaj o pajęcze nóżki i w dalszym ciągu volume brak. Na minus również to, że Liloosh strasznie brudzi górną powiekę. Na plus, bardzo ciekawy zapach - pierwszy raz spotykam się z aż tak perfumowaną formułą - jest to zapach ambry i czarnej orchidei. Jeśli ktoś lubi hinduskie i kadzidlane zapachy, nie będzie zawiedziony. Tylko po co zapach w tuszu do rzęs?! Super jest też piękny odcień czerni i szczoteczka -klepsydra. Opakowanie niby eleganckie, złote, ale szybko się niszczy i w gruncie rzeczy wygląda tanio. Ogólnie, więcej marketingu niż to wszystko warte.

Dla moich długich, prostych rzęs to najlepszy tusz jaki miałam. Trwały, wydajny i skuteczny. Nie osypuje się. Pogrubia, rozdziela i podkręca. Wracam do niego często :) Kształt klepsydry dla niektórych może być odstraszający, ale uważam, że taki kształt skutecznie rozdzielają i kształtują rzęsy.

Po przetestowaniu eyes on, spodziewałam się równie zbliżonego teatralnego efektu,który uda się osiągnąć tą mascarą. To nie te drzwi,także powędrowała do mojej mamy i jej zdecydowanie przypasowała. Niewątpliwa zaletą tego tuszu jest to,że ma naprawdę przyjemny zapach,a sama z siebie nie podrażnia, nie klei też mocno rzęs, nawet przy pierwszych użyciach, co nie znaczy że w ogóle,z biegiem czasu wyrabia się i nie odbija na powiece- więc dla mnie z dnia na dzień była raczej lepsza niż gorsza,a to jak zawsze kwestia gustu. Łatwo ją zmyć,ale oczywiście co warto wiedzieć - nie jest wodoodporna. Czerń jest ok,dość głęboka, ale nie super instensywna, kolor nie jest też matowy,tusz sam z siebie jest raczej miękki i aksamitny. To kategoria tuszy,które muszą jednak chwilę poleżeć. Rzeczywiście pogrubia,ale mi brakowało jeszcze tego wydłużenia,bo tu jest raczej niewielkie, możliwości "budowania" efektu w zewnętrznych kącikach żeby nadać spojrzeniu kociego wyrazu,szczoteczka jest dość gruba i duża, także nie jest to takie proste i często kończy się poprawkami. Ma u mnie 4-,raczej do niej nie wrócę,ale nie wątpię że innym może przypasować. Dobrym patentem żeby ją zużyć kiedy nie podpasuje nam szczoteczka, jest użycie takiej sprawdzonej,bo jakość samego tuszu jest całkiem ok. Do dzienniaków, jak na mój gust sprawdzają się jednak bardziej silikonowe i zgrabne szczoteczki,a tu takiej nie mamy,w opisie widzę że nazwano ją silikonową,ale albo ja jestem ślepa,albo to błąd.

Kupiłam ten tusz z polecenia 2 osób, miał być ekstra i świetnie zwiększać objętość rzęs. Szczerze mówiąc, to za tę cenę spodziewałam się czegoś lepszego. Wielkich efektów nie widać, w dodatku bardzo się rozmazuje już po 2-3 godzinach od użycia. Kupowałam do tej pory tusze o połowę tańsze i były o niebo lepsze. Wielkie rozczarowanie, wracam do swoich ulubionych produktów.

Tusz to podstawa mojego makijażu. Całkiem niedawno zaczęłam testować produkty marki Paese. Po pudrach przyszedł czas na maskary. Tusz Liloosh umieszczony został w przepięknym złotym opakowaniu z dyskretnym napisem. Pierwsze wrażenie - coś luksusowego i wow. Wrażenie to utrzymuje się podczas całego procesu użycia. Szczoteczka tradycyjna,. sporych rozmiarów, w kształcie klepsydry. Łatwo nią manewrować dla uzyskania efektu maksymalnie podkreślonych rzęs. Maskara na początku trochę zbijała się w grudki, ale po tygodniu - szał :D - znakomite pogrubienie i wydłużenie. Nie skleja. Nie wiem, czy prostuje skręt nadany zalotką, ponieważ podczas testów byłam dwa tygodnie po laminacji rzęs. Jest czarna. Ma bardzo przyjemny zapach, co - moim zdaniem - wyróżnia ją pośród innych maskar. Zdarzają się tusze, które śmierdzą tak, że trudno ich używać, a tu mamy odwrotną sytuację - zapach umila malowanie. Długo się utrzymuje, nie kruszy się ani nie odbija. Łatwo zmywa się płynem dwufazowym. Polecam. Warto łowić na promocji.

Zazwyczaj staram się nie wydawać na tusz do rzęs więcej niż 20zł. Uważam, że tanie masakry bez problemu dają sobie radę z tworzeniem niebotycznego wachlarza rzęs. Tym razem jednak skusiłam się na coś droższego z polskiej marki kosmetycznej. Nie ukrywam, że jestem dosyć mocno zawiedziona. Tusz ma ogromną szczotę o kształcie klepsydry, co, moim zdaniem, wcale nie ułatwia malowania. Aplikator ledwo mieści się w przestrzeni między górnymi a dolnymi rzęsami, a wcale nie mam małych oczu. Poza tym umalowanie się bez ubrudzenia którejś z powiek jest prawie niemożliwe. Tusz ma dosyć gęstą formułę, która oblepia rzęsy, a przy tym ich nie skleja. Są ładnie rozdzielone. Masakra daje bardziej efekt podkreślenia naturalnych rzęs. Nie pogrubia ich ani nie wydłuża. Niezbyt długo utrzymuje też skręt. Największą wadę produktu stanowi to, że w ciągu dnia odbija się na powiekach i rozmazuje, mimo iż okolica oczu nie była pocierana ani nie miała kontaktu z wodą. Najgorzej jest w upalne dni - wówczas chodzimy dosłownie z efektem pandy. Formuła tuszu jest mocno perfumowana, a zapach dosyć duszący i mdły. Uważam, że może wywoływać u niektórych podrażnienia. Złote plastikowe opakowanie z daleka wygląda elegancko, ale w ręku jest bardzo lekkie i z luksusem ma wiele wspólnego. Myślę, że w tej cenie można znaleźć o wiele lepszy tusz lub kupić kilka tańszych, które będą się o niebo lepiej sprawdzać.

Kupiłam za sprawą pozytywnych recenzji na yt. Od razu przykuwa uwagę w sklepie - złote, ekskluzywne opakowanie. Po otwarciu wyczuwalny ładny, choć intensywny zapach. Szczoteczka w kształcie klepsydry, myślę że optymalna co do wielkości, dodatkowo - tradycyjna. Kolor czarny- normalna czerń, ani nie kruczoczarna ale też nie grafitowa. Konsystencja masakry świeżo po otwarciu jest rzadka, jednak z każdym następnym użytkowaniem staje się niemalże idealna. Takie połączenie sprawia, że właśnie zakupiłam trzecie opakowanie tego tuszu. Rzadko wracam do tych samych maskar - nie dają rezultatu, którego oczekuję... Jednak w tym przypadku jestem pod ogromnym wrażeniem efektu jaki daje na rzęsach. Jeśli stawiacie przede wszystkim na zwiększenie objętości i wyrazistości spojrzenia to ten produkt jest dla Was! Zdecydowanie polecam!

Tuszu używam od zeszłego roku. To hit hitów. Przepięknie pachnie - olejkami, bardzo intensywny zapach. Albo się go pokocha albo nie. Z początku tusz jest bardzo mokry i rzęsy nie chcą się podkręcać. Ale z każdym dniem używania tusz jest bardzo pogrubiający, rozdzielający rzęsy oraz podkręcający i wydłużający. Nie skleja rzęs a co więcej jest bardzo wydajny bo nie wysycha. Pierwsze opakowanie miałam ponad 3 miesiące i nadal pięknie malował. Drugie opakowanie już wystarczyło na mniej ale chyba dlatego, że wsadziłam szczotkę do innego tuszu. Cena jest niska, produkt wydajny. Efekt wow. Czego chcieć więcej.

Miałam z tym tuszem trudne początki, potem uznałam go za swojego ulubieńca, ale następnie kupiłam kolejny i... Porażka. Wiedziałam, że trzeba się do niego przyzwyczaić i dać mu trochę czasu od pierwszego użycia, ale o ile wtedy go jakoś ogrywałam, tak teraz totalnie nie jestem w stanie. Owszem, po jakichś dwóch/trzech tygodniach używania zaczyna się ładnie nakładać, ale ta trwałość to po prostu dramat. Wrzucam zdjęcia z tego, jak tusz wygląda jakieś cztery godziny po nałożeniu, w którym to czasie robiłam takie szaleństwa jak przygotowanie herbaty czy obejrzenie odcinka serialu. To go niestety całkowicie tym razem dyskwalifikuje. O ile ubóstwiam ten zapach, ten produkt nie jest od tego, żeby ładnie pachnieć, ale żeby robić swoją robotę na rzęsach. Nie wyobrażam sobie nałożyć go i wyjść na jakieś spotkanie, na którym miałabym cały czas w tyłu głowy, że co jakiś czas muszę wyjść do łazienki i wytrzeć odbity tusz spod oczu i zebrać osyp, niszcząc tym samym cały makijaż skóry pod oczami i na policzkach. No nie, absolutnie. Rozumiem, że tusz może się leciutko odbić po wielu godzinach noszenia, ale wielka, szara podkówka po trzech-czterech godzinach nicnierobienia na utrwalonym, przypudrowanym obszarze pod okiem to jakiś żart xd

Tusz bardzo ładnie pogrubia, tworzy efekt sztucznych rzęs. Ładne minimalistyczne opakowanie. Bardzo duża szczotka. Produkt posiada zapach cięzki do opisania. Nie jest drażniący, ani mocno wyczuwalny. Na plus również duże opakowanie.

Tak to jest, jak się człowiek sugeruje YT. Zacznę od tego, że tusz pięknie pachnie. A to się rzadko zdarza. Opakowanie podoba mi się. Szczoteczka tradycyjna-dla mnie to plus. Maskara pogrubia mocno rzęsy. Lekko je wydłuża. Dodaje objętości. Niestety kruszy się, niemiłosiernie grudkuje. O ile w pierwszym tygodniu używania był ok, tak z czasem zgęstniał i maluje się nim okropnie. Daje efekt sztucznych, grudowatych rzęs. Mega je skleja. Odbija się, kruszy. Jednak bywało czasem gorzej, dlatego ocenię go na średniaka. Bardzo dobrze zmywa się go poczas demakijażu. Wydajność nie powala. Na pewno już do niego nie wrócę.

Kupiłam tusz zachęcona recenzją produktu na yt. Cena jak na tusz bez promocji jest dosyć wysoka. Moje rzęsy są z natury długie, brakuje im jednak gęstości. Maskara od Paese daje całkiem zadowalający efekt pogrubienia. Z wydłużeniem jest raczej średnio. To, co mnie irytowało na początku to odbijanie się tuszu na powiece. Niestety moja powieka jest opadająca. Musiałam odczekać tydzień aż maskara troszkę zaschnie. Podsumowując dla mnie jest to przeciętny tusz. Efekt jest po prostu ok.

Żaden tusz nie daje mi takiej objętości i wydłużenia jak ten. Mam otworzonych kilka innych i w ogóle po nie nie sięgam odkąd mam Liloosh. Nie doklejam nawet kępek, bo efekt jest już wtedy przerysowany. Czasami trochę mi się odbija, kiedy nie przypudruje okolicy oczu, ale za to nie mam też problemu z demakijażem i finalnie nie przeszkadza mi to.