Tom Ford Cheek Colour Róż do policzków

Róż jest pięknie zapakowany i wręcz pachnie pieniądzem. Jest bardzo dobrze napigmentowany i super się rozprowadza na twarzy. Trzeba uważać aby nie przedobrzyć i nie zrobić sobie rumieńców jak u Klauna. Mam kolor nr 7, chłodny odcień różu (taki brudny róż), który bardzo dobrze zgrał się z moją „zimową” cerą.

Róż dostałam w prezencie, sama zapewne bym go nie zakupiła, bo rzadko używam róży, do tego cena jest dla mnie trochę wygórowana. Mam go w odcieniu 01 Frantic Pink i według mnie do złudzenia przypomina kultowy róż z NARSa - Orgasm. -idealny kolor na lato, przepięknie wygląda na opaleniźnie -posiada delikatne drobinki, jest to raczej róż rozświetlający -delikatny efekt -piękne opakowanie z lusterkiem -trwały -przyjemnie się nakłada, nie robi plam

To mój pierwszy kosmetyk z marki Toma Forda. Mimo świetnych recenzji w internecie nie zahaczałam jakoś o ich szafę, gdyż w segmencie górnopółkowym firma jest oględnie mówiąc mało konkurencyjna cenowo np w porównaniu do Chanel czy guerlain które jak wiadomo tanie nie są. Wybrałam róż, czyli produkt który kocham miłością absolutną. Kolor 01 Frantic Pink. Nie jest to właściwie pink ale cudowny brzoskwiniowy delikatnie różowy odcień, który jest wyśnionym ideałem codziennego makijażu. Odcień to skrzyżowanie kultowego Narsa z Dandelionem. Ma blask, jest to róż rozświetlający ale to połysk zdrowej skóry żaden tam brokat. Pierwszy raz spotkałam się z kolorem którego prawie nie da się przedobrzyć. Róż ma pigmentację idealną dla mnie czyli osoby raczej z ciężką ręką, Jest sprasowany ale nabiera się masełkowo, nie sypie się, nie robi żadnych plam, rozciera sam. Odrobina sprawia że magicznie ulatuje zmęczenie. Ożywia i modeluje. Wygląda jak z fotoszopa bo nie ma żadnej struktury, jest całkowicie niewidoczny. No jest efekt wow. Produkt jest rewelacyjny. Co tu dużo gadać broni się. No i ceni się (295 zł) . Co jest chyba jedyną wadą produktu bo paragon najlepiej przeżuć i przetrawić żeby przełknąć wydatek.

Jeśli mam być szczera to ja Pink Girl nie jestem ... :) Róże należą raczej do kosmetyku, którego używam w baaardzo małej ilości. Nie znoszę jeśli róż wybija się na pierwszy plan. Lubię odcienie tzw. "pasujące każdemu". W mojej kosmetyczce mam tylko jeden róż z Narsa. Cóż tu dużo mówić ... Lubię "luksusowe" kosmetyki, więc kupiłam tak zachwalany i kultowy róż Toma Forda, czytając wcześniej recenzje, że jest to "bezpieczny" odcień. Zamawiałam online. Jest to przepiękny odcień koralowo-brzoskwiniowy z leciutko rozświetlającym wykończeniem. Nie jest to satyna, nie jest to mat, ale efekt stricte rozświetlającego różu też nie. Aplikacja jest absolutnie bez problemowa, pigmentacja świetna, można go bez problemowo budować, utrzymuje nie nienagannie do demakijażu. Jest autentycznie piękny. I faktycznie odcień Love Lust będzie pasował każdemu od jasnej do średniej karnacji. Ale czy jest to coś aż tak spektakularnego za co warto dać 300 zł i czego nie znajdziemy w drogerii typu Rossmann za dużo mniejsze pieniądze ? NIE. Oczywiście, że jest mnóstwo tańszych odpowiedników, ale ... to nie Tom Ford :) Powiem tak: Jeśli Cię stać, jeśli lubisz na "bogato" - mega polecam. Luksus sam w sobie, jakość również bez zarzutu. Ale jeśli specjalnie odkładasz pieniądze na ten róż oczekując trzęsienia ziemi, odpuść bo znajdziesz tańszy odpowiednik. JA osobiście bardzo polecam i z pewnością kupię jakiś inny odcień.

Jest to swietny roz, zarowno pod wzgledem trwalosci jak i jakosci. Zamkniety w eleganckim opakowaniu z lusterkiem. Sam roz nie pyli sie i daje sie latwo nalozyc pedzlem bez plackow. Jedyne co mi przeszkadza to, ze wolalabym inny odcien, ale coz moja wina, w koncu sama go wybralam i to jeszcze na zywo. Mam cere normalna, u mnie trzyma sie calusienki dzien. Dotychczas moim faworytem byl roz Diora, ale mam wrazenie, ze TF jest jeszcze trwalszy. Polecam.

Mam chyba najpopularniejszy w internecie kolor LoveLust. Sama się na niego skusiłam, widząc jak naturalnie wygląda na zdjęciach w internecie. No i wszystkie konsultantki mi doradzają takie ciepłe, trochę koralowe odcienie. No nie.. ja jednak wolę chłodniejsze odcienie, takie jak mam mój ulubiony Guerlain Duo Blush - Chick Pink. No ale to już rzecz gustu. Jeśli chodzi o sam kolor to muszę przyznać, że choć gustuję w innych, jest bardzo ładny i bardzo naturalnie wygląda na twarzy. Jeśli chodzi o kwestie inne niż kolor, to właściwie mogłabym się podpisać pod recenzją poprzedniczki. Róż daje satynowy efekt, nie jest to mat, ale nie ma też żadnych drobinek widocznych na twarzy- dla mnie idealnie. Konsystencja różu jest niesamowita, pierwszy raz widzę taki róż. Jest bardzo drobno zmielony. Też mam poczucie kremowosci, jak przesuwam po nim pędzlem. Jakby niesamowicie miękki i mokry. No to trzeba po prostu zobaczyć... Nakładanie go to po prostu bajka. Tu muszę przyznać, że pokonuje Guerlaina. Nie ma szans zrobić sobie przy jego pomocy jakieś placki, ale nie dlatego, że daje tak słaby efekt, tylko tak niesamowicie stapia się ze skórą. Jeśli chodzi o trwałość, jest naprawdę dobra, ale tutaj mam wrażenie, że Tom Ford musi ustąpić miejsca kilkukrotnie wspimnianemu Guerlain. Podsumowując, świetny róż, chętnie nabylabym go w jakimś chłodnym odcieniu.. może Frantic Pink...?

Róż kupiłam online kupując rozświetlacz Fire Lust - najwięskzy obiekt pożądania sezonu Summer 2013. Wcześniej z kolorowych kosmetyków Tom Ford miałam szminkę. True Coral okazał się cudem, więc bez długiego namysłu kupiłam wspomniany rozświetlacz i właśnie róż. Ceny w PL są wysokie - w przypadku moich zakupów okazało się, że (róż ponieważ w PL Fire Lust nie był wogóle dostępny) że nie są zawyżane jak w przypadku Bobbi Brown czy Clinique (różnice między cenami w USA i PL bywają conajmniej zaskakujące). Róż ma odcie oscylujący pomiędzy brzoskwinią, morelą przełamanymi światłem zachodzącego słońca. Nie jest to jednoznaczny odcień. W opakowaniu wydaje się prawie bezdrobinkowy albo małodrobinkowy. Nałożony palcem na nadgarstek razi drobinkami (razi dziewczyny dążące do jak najbardziej naturalnego look). Na twarzy jest satynowy. Efekt rozświetlenia jest bardzo dyskretny. Chyba najbardziej dyskretny wśród róży jakie znam. Nie jest matem, ale nie jest też glow. Daje efekt delikatnego plażowego look - bliskiego mi przez cały rok. Na umiarkowanie jasnej cerze pięknie się go stopniuje. Ma bardzo miałką- drobniutko zmieloną- konsystencję. Sądzę, że to właśnie dlatego daje możliwości uzyskania różnych efektów. Konsystencja mimo że pyłkowa wydaje się mieć coś z kremu - tak drobno zmielony jest róż. Z całą pewnością nadaje się dla nieprofesjonalnej ręki (jak moja). Z upływem dnia trwa w niezmienionej postaci. Nie blednie. Nie tworzą sie smugi czy plamki. Pięknie "wtapia" się w krem koloryzujący. Nie każdy mój róż lubił sie z kremem, a to ważne bo wiosna- lato to czas kremów zamiast podkładu i dlatego wzajemna wojan albo pokój decydują o całym efekcie. Kasetka elegancka. Trochę jest tu z YSL (złoto:) Podsumowując- dla mnie odkrycie. Dla minimalistek których makijaż to przede wszystkim róż -wart wzięcia pod uwagę. Także ze względu na naprawdę piekne odcienie. Używam tego produktu od: początek maja Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego