dorgie to, kurka wodna.. ;)
No tak, wszystkie większe serwisy urodowe trąbią na temat nieprzepłacania za kosmetyki, których cena opiera się na kreowaniu aury "luksusu" a nie skutecznym, bezpiecznym i "luksusowym" składzie.
Na marce La Mer psy wiesza się ze szczególną intensywnością, bo i próg cenowy inny, niż przy różych Estee Lauderach, i deklaracje skuteczności wręcz z kosmosu wzięte. A składziki dość przeciętne, dopchane ostrymi konserwantami i zapychaczami.
Sama miałam okazję jedynie spróbować kilku produktów tej serii i żaden nie zrobił na mnie większego wrażenia (może i to lepiej, bo kosztują tyle, że musiałabym chyba paść się na trawniku w pobliskim parku, żeby móc sobie na nie pozwalać ;) ). Nie rozumiałam hype\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\'u. Ani tych deklaracji, że człowiek raz spróbuje i wraca do marki jak zaczarowany ;). Dopóki nie dostałam kawałeczka tego balsamu do ust.
Musiałam mieć własny.. Teraz przepadłam :D.
Co do cech samego produktu- konsystencja jest zbita, twarda, dobrze go lekko wypolerować palcem przed nabraniem, żeby nie robić dziur, jak już go rozgrzejemy na palcu, po ustach ślizga się gładziutko i łatwością. Zapach subtelny, lekko słodkawy, lekko.. hmm.. miętowy? W smaku też da sie wyczuć słodycz.
Nie błyszczy na ustach, nie zostawia wazelinowatej warstewki, tylko.. hmm.. sam "poślizg" ;).
Nawilża, odżywia, zmiękcza delikatny naskórek, rozpulchnia usta, zdecydowanie poprawia ich kontur i kolor. Nie leczy pęknięć itp, nie jest to kosmetyk regenerujący, tylko pielęgnacyjny. Poprawia odporność ust na zimnie czy wietrze.
Wiem, że nie ma rewelacyjnych składników, do tego jakby przeliczyć jego cenę na pełny wymiar typowego kremu pielęgnującego(tak dla pobudzenia wyobraźni ;) ), to 50 ml kosztowałoby niemal 1400 zł.. czyli diabelnie dużo.
Ja, niestety, dałam mu się oczarować, kupuję go bardzo rzadko a później używam rytualnie na koniec wieczornej pielęgnacji, tak, żeby starczył na dłużej.
Dla mnie jedynym balsamem, który zbliżył się do jego właściwości jest niebieski Clarins, może niedługo dołożę do listy słoiczek Nuxe, na który ostrzę sobie pazurki. Reszta może być co najwyżej dobra.
A.. słoiczek jest po prostu piękny. Zazwyczaj opakowanie oceniam jako dobry/zły design z użyciem lepszych/gorszych materiałów i technik druku. A ten jest po prostu piękny :). Nie poradzę, dałam się oczarować i teraz portfel cierpi.