PLASTIK FANTASTIK. MOŻNA, ALE PO CO?
Dostałam ten produkt (nówkę sztukę) w prezencie od koleżanki która brzydzi się wszystkimi kosmetykami gorszymi (i tańszymi!) niż La Prairie, La Colline i La Meer. Koleżankę bardzo lubię, jej poglądy kosmetyczne też nawet lubię, na zasadzie ciekawostki. Ot, taka Paris Hilton znad Wisły. Na szczęście ma dystans do samej siebie i jest to osoba o dobrym sercu, więc wszelkie snobizmy wybaczam jej z przyjemnością.
Koleżanka uznała, że skoro podkładów nie używam, to może poużywałabym czegoś co rozświetli, stworzy woalkę, nawyczynia czarodziejskich sztuczek na mojej twarzy. Umówiłyśmy się że jeśli produkt nie spodoba mi się, to oddam jej z powrotem, bo ona i tak tego używa, więc się nie zmarnuje. Uff... Rozpoczęłam eksperyment. Używałam na krem (podkładu nie posiadam). Na przeróżne kremy: na fluid miętowy Lavery, na filtry Eco-Cosmetics, na kremy Lysalpha SVR oraz Cleanance Avene, na zwykły krem Babydream. No i co?...
Może nie mam wrażliwej artystycznej duszy, może się nie znam na szwajcarskich cudach technologicznych (zegarek mam japoński), może czegoś nie rozumiem w tym produkcie, ale... poprostu NIC mnie w nim nie urzekło.
Dodam że mam cerę bardzo tłustą i krostową więc każde rozświetlenie jest dla mnie ryzykowne. Produkt niby rozświetla (nie czyni wyraźnej krzywdy tym rozświetleniem pod warunkiem nałożenia JEDNEJ KROPLI), niby nawilża, niby luksusowy. Ale nie robi z moją twarzą niczego zauważalnie korzystnego. Na moim typie cery tworzy silikonową powłokę nie oferującą żadnych odczuwalnie upiększających właściwości. Miałam kiedyś bazę Guerlain, kulki meteorytów zatopione w buteleczce, której działanie było dla mnie niezauważalne i niezrozumiałe. Kulki były lepsze kolorystycznie dla mojej beżowej cery niż rozświetlacz LP, przy czym kulki były drobinkowo-iskierkowe, LP daje plastikową taflę. Z kolei zapach meteorytów odrzucał mnie dosł0wnie, zaś LP jest w porządku. Tak czy inaczej mam podobne odczucie - że w sumie głównie jest to sugestia - marką, ceną, opisem producenta.
Gdyby ten kosmetyk kosztował 20 złotych, to napisałabym że to plastikowo-perłowy badziew. No, ale że marka szwajcarska luksusowa, to każdy stara się w tym na siłę doszukać jakiegoś fotoszopa albo innego cudu. Sama nazwa "komórkowy" jest już wystarczająco zabawna, żeby nie powiedzieć niedorzeczna i pretensjonalna. Markę La Prairie uważam za przereklamowaną i nadętą. Można było się nią podniecać wiele lat temu, gdy składy kosmetyków nie były jeszcze szeroko omawiane i analizowane. Teraz, gdy każda z nas jest chodzącą encyklopedią INCI, marka LP oczywiście nikomu już raczej nie zaimponuje określeniami typu komórkowy. Gdy czytam poniżej że ktoś zużywa miesięcznie TRZY opakowania, to... ...to nie wiem co powiedzieć.
PS. Koleżanka która dała mi kosmetyk, dysponuje kwotami przyprawiającymi o zawrót głowy. Jednak nawet ona nie mówi że kosmetyk jest spektakularnie tani. Może dlatego że ona akurat jest bogata nie od przedwczoraj, tylko od urodzenia i od pokoleń.
Używam tego produktu od: 1 lipca 2012 oczywiście nie codziennie
Ilość zużytych opakowań: pierwsze w trakcie, rezygnuję z dalszego używania