Jestem nieuleczalną perfumoholiczką - kupuję wszystko, co piękne i trwałe, w uroczym flakonie itp. Najczęściej są to kompozycje z wyższej półki, ale nie pogardzę czymś ze średniej czy niskiej - jeśli ma potencjał, to dlaczego miałabym nie używać?
Sparkle in Paris otrzymałam latem, jako symboliczny upominek od koleżanki z pracy. W zestawie był również rozświetlający balsam do ciała.
Podziękowałam, uśmiechnęłam się i w domu przetestowałam.
Przezroczysty, prosty flakonik ze złotym napisem z nazwą skrywa w sobie bladoróżowy płyn. Pierwsze psiknięcie i czuję...jeżynę. Z czymś jeszcze. Aha, wiem! To jakieś cytrusy i coś, co znam i uwielbiam. Aaa, to różowy pieprz, mówię do siebie zerkając na F. Czyli - początek jest owocowy, leciutko pieprzny, orzeźwiająco słodki. Hmm, to jest fajne! Czekam wobec tego, co będzie dalej - no i doczekałam się już po kilku minutach - jest mój kwiat pomarańczy, podbity jaśminową nutą. Jest też coś innego, coś nieokreślonego - być może to ten szampan, o którym mówi skład?
Sama nie wiem - jedyne, co wiem, to że czuję kwiatowo-owocową słodycz. Puszystą i miłą, ale przy tym zadziwiająco świeżą i delikatną. Niczym świeże pranie suszone na sznurkach w ogrodzie, w którym aż kręci się w głowie od feerii barw i aromatów. Jest późna wiosna, słońce świeci już dość mocno, powiewa delikatny wiatr... To właśnie jest ta świeżość, delikatny aromat kwiatów i natury.
To wszystko podkreśla baza - piżmo i wetiwer są idealnym dopełnieniem, nie mdlą, za to dają efekt ciepła i kremowości.
Nazwa do nich nie pasuje - gdyby nazywały się Spring Flower, byłaby idealnym dopełnieniem ;). Sparkle in Paris to naprawdę ładny, kobiecy zapach, wprost stworzony na wiosenno-letnie dni. Nie zabija nas słodyczą, nie jest zwykłym, cytrusowo-ozonowym odświeżaczem. Jest lekki i przyjemny, doskonały do sukienek i sandałków.
Trwałość - cóż, nie jest najwyższych lotów, a szkoda. Wiem, że to EDT, wiem. Warto jednak zaopatrzyć się w owy balsam z tej samej linii - woda pryśnięta solo trwała na mojej skórze około 3-4 h, natomiast z balsamem trzymała się ponad 5 - a to całkiem niezły wynik, muszę przyznać.
Nie są to perfumy skomplikowane, ale i nie oczekiwałam tego od nich. Są miłe, poprawiają mi humor, obecnie przypominają o cudownych, letnich dniach i podkreślają to, co we mnie piękne. Są kobiece i to bardzo.
Swój 50 m flakonik zużyję i do końca i być może kiedyś je kupię - ale tylko wtedy, gdy miną szare, zimne dni, a życie rozkwitnie na nowo, rozpieszczając mnie tym, co piękne :)
Wypróbujcie, być może i z Wami zostanie na dłużej.