Viktor & Rolf Flowerbomb, Body Lotion Mleczko do ciała

Tubkę tego balsamu dostałam od koleżanki, która z kolei dostała go gratis do perfum. Nie wiem jak pachną perfumy Flowerbomb, ale jeśli tak samo, jak ten balsam, to zdecydowanie ich nie kupię. Zapach balsamu pasuje do nazwy - jakby ktoś ścisnął i wycisnął całą kwiaciarnię. Jest mocny, nieco metaliczny, świdruje mi w nosie. Nie potrafię wyodrębnić w nim żadnego konkretnego kwiatu, istna mieszanka. Skóra pachnie nim bardzo długo. Z tego względu zużywałam go tylko na łydki - żeby było jak najdalej od nosa, bo zwyczajnie mi się nie podobał. Pod względem użytkowania było już ok, mogę nawet powiedzieć, że normalnie. Miał białą konsystencję mleczka, do użycia wystarczała niewielka ilość. Łatwo się rozprowadzał i wchłaniał niemal do końca, bo zostawała niewielka ale wyczuwalna warstewka. Nie mam problemu z suchą skórą, więc na moje potrzeby nawilżał wystarczająco. Nie spowodował żadnych podrażnień. Tubka też typowa, pod koniec bez problemu ją rozcięłam i zużyłam resztki. Podsumowując, myślę, że sprawdzi się fanom Flowerbomb. Ja nie lubię aż tak bardzo intensywnych zapachów kosmetyków pielęgnacyjnych, więc na tej tubce moja przygoda się kończy.

Jako produkt uzupełniający perfumy - sprawdza się. Umycie ciała żelem, nakremowanie się tym balsamem i dodatkowe użycie perfum tworzy prawdziwą kwiatową bombę :) I tak jak EDP uwielbiam, tak balsam do ciała nie jest już taki zachwycający, gdyż poza zapachem nie ma do zaoferowania nic. Bardzo natłuszcza i oblepia, ale nie nawilża, dodatkowo zawiera maleńkie brokatowe drobiny, które widać i to bardzo. Nie są to fajne opalizujące drobinki, ale trochę kiczowaty brokat. Nie nadaje się do w ogóle do pielęgnacji ciała, a jedynie jako dopełnienie perfum. Trzeba jednak uważać, aby nanieść go na ciało nie przykryte żadnymi ubraniami, gdyż potrafi nieźle wszystko dokoła ubrudzić. Bardzo słabo się wchłania. Niestety jest bardzo wydajny, ja jednak nie zużyłam do końca.