Zapomniałam o Wizażu na dobre 2 lata, może więcej... To ten olejek jest powodem powrotu :) MUSIAŁAM dodać recencję, nie mogłam sobie odmówić :D
Od jakiegoś czasu moda na pielęgnację nie tylko skóry twarzy, ale i całego ciała diametralnie się zmienia. Zamiast tradycyjnych balsamów, musów, maseł, mleczek nastał prawdziwy BOOM na olejki i wszystko co olejki zawiera jest trendy. Bo naturalne, bo nawilżają, nie zawierają sztucznych składników ani tzw. ulepszaczy, no sama natura w dziewicznej postaci. Niestety, producenci często w kosmetykach stosują bardzo znikome stężenia olejków, natomiast na opakowaniu umieszczają aż nadto czytelną informację o oszałamiającej ich zawartości w produkcie, podczas gdy tak naprawdę receptura kosmetyku jest niemalże ta sama.
No ale do rzeczy. Recenzowany olejek tamanu to czysty olejek powstały z wyniku tłoczenia na zimno pestek z owoców drzewa tamanu pochodzącego z ekologicznych upraw tropikalnych rejonów południowej Azji, Afryki oraz wysp Pacyfiku. Jest bogatym źródłem nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT), co przedkłada się bezpośrednio na działanie anti-age.
Krótko opiszę typ skóry, bo jak wiadomo to co jednemu służy, innemu może zaszkodzić... Mam 26 lat, skórę regularnie katuję kwasami, zmarszczek brak. Typ: mieszana, łojotokowa, z ogromną tendencją do pryszczy, zaskórników i innego dziadostwa. Ledwo zaleczę jeden stan zapalny, za chwilę w kilku miejscach mam kilka innych niespodzianek.
ZAPACH:
Przypomina mi przyprawę Maggi. Jest intensywny i uwaga - nie "ulatnia się", przynajmniej nie w takim stopniu że zdecydowałabym się zastosować ten sympatyczny olejek pod makijaż. Stosowałam tylko na noc, a i tak pościel przeszła tym zapachem, tak że poduszka nawet po kilku praniach nadal pachnie Maggi. Radzę spać na ręczniku, a i to tym najmniej ulubionym.
OPAKOWANIE:
To nie recenzja opakowania więc będzie krótko i rzeczowo - szklane, z pipetką, należy uważać żeby się nie zbiło. Etykietka lubi odchodzić gdy ją zbytnio "zatłuścimy". Słoiczek dodatkowo zabezpieczony klasycznym tekturowym opakowaniem, wszystkie info podane.
DOSTĘPNOŚĆ:
Może być ciężko, chociaż marka Paese zyskuje na popularności i coraz częściej można spotkać jej kosmetyki w zwykłych drogeriach. Jednak żeby oszczędzić sobie zachodu proponuję Allegro bądź też sklepy zielarskie.
CENA:
Od 20 do 25 zł.
WYDAJNOŚĆ:
Stosując codziennie na noc niewielką ilość na twarz, szyję i dekolt wystarcza na ok. 4 miesiące. Biorąc pod uwagę stosunek jakość - cena naprawdę warto, choć to moja subiektywna ocena.
KONSYSTENCJA:
Jak to olejek, wiadomo, tłuści, brudzi, a i do tego śmierdzi. Ale dosyć szybko się wchłania, oczywiście skóra nadal jest tłusta, jednak jest to ten typ "tłustości" do zaakceptowania.
No i w końcu DZIAŁANIE:
Celowo zostawiłam na koniec :)
Działanie fenomenalne!
Genialnie leczy wszelkie stany zapalne skóry, rozjaśnia przebarwienia po trądziku, no i co najważniejsze - nie zapycha! Świetnie nawilża, chociaż nie polecam stosowania na skórę pod oczami - moje reagują pieczeniem i łzawieniem.
Śmiało mogę powiedzieć, że to jeden z kosmetyków, które uratowały mi skórę. Do tej pory na mój wysyp zbawieniem był jedynie Sudocrem i Benzacne, jednak te produkty wysuszały mi skórę. Tutaj mamy 2 w 1 - nawilża i naprawdę leczy :)
Ma jednak jeden, ale dość znaczący minus - skóra się do niego przyzwyczaja. Gdy stosujemy regularnie te kilka tygodni, skóra po prostu... przestaje reagować. Dlatego polecam 2-3 razy w tygodniu, nie częściej. Na mnie zadziałał ponownie dopiero po całkowitym odstawieniu na 2 miesiące.
Oczywiście olejek nie oczyścił mojej twarzy z zaskórników, nie wyeliminował też całkowicie pojawiania się pryszczy. Ale biorąc pod uwagę, ile wydawałam na inne, droższe i tańsze specyfiki, chyba żaden na tyle mi nie pomógł, nie rujnując przy okazji domowego budżetu ;)
Polecam wszystkim posiadaczkom cer problematycznych, ale także dla wrażliwców. Ten olejek obala mit, że olejki nawilżają kosztem zapychania. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, ze to fenomen, biorąc pod uwagę działanie gojące/zabliźniające. Działa praktycznie tak samo jak olejek laurowy, za to lepiej nawilża. Nie jest jednocześnie tak agresywny jak olejek z drzewa herbacianego - na pewno nie wysuszy nam skóry na wiór.
Pisałam już że olejek świetnie nawilża, natomiast jeżeli szukamy produktu typowo ani-age, proponowałabym sięgnąć po coś bardziej skoncentrowanego, np. połączenie olejku arganowego z olejkiem awokado/jojoba, plus kwas hialuronowy. Sam tamanu nie odbuduje nam mocno odwodnionej cery, zmarszczek również nie ruszy.
EFEKTY:
Widoczne są w sumie już po kilku zastosowaniach, jedynie na działanie rozjaśniające przyszło mi trochę poczekać - widoczność blizn potrądzikowych znacząco zmalała ok. 1,5 msc codziennego stosowania. Mimo wszystko WARTO :)
Używam tego produktu od: prawie 7 miesięcy
Ilość zużytych opakowań: 1 całe, obecnie w trakcie 2