Na nowy róż Clinique ostrzyłam sobie zęby po przeczytaniu wielu opinii na zagranicznej blogosferze, które były wręcz ekstatyczne. I po używaniu różu przez ok. 3 tygodni muszę stwierdzić, że w opiniach tych nie ma cienia przesady.
Mam 2 odcienie – Plum Pop i Peach Pop: ten pierwszy to jasny, intensywny róż, a drugi to piękna brzoskwinia z domieszką różu.
1) opakowanie: nie rozumiem wszechobecnych narzekań na opakowanie tego różu, mi wydaje się ono w porządku. A może po prostu piękny kwiat przesłania mi wszystko inne ;-) Wytłoczona gerbera PRZECUDOWNA, delikatna, no śliczna. Zdecydowanie umila korzystanie z różu, kosmetyk staje się takim małym cackiem w dłoni.
2) konsystencja: absolutnie niespotykana. Dotychczas miałam do czynienia albo z różami kremowymi, które były rzeczywiście jak krem, albo z pudrowymi, które mniej lub bardziej pyliły, albo z takimi w kamieniu typu Bourjois. Tu mamy róż pudrowy, ale niepylący nic a nic i w konsystencji przypominający nieco krem. Takie połączenie daje łatwość rozprowadzania różu właściwą produktom pudrowym oraz supernaturalny efekt różu w kremie. Ostateczny efekt nazwałabym po prostu "WOW".
3) aplikacja: róż bardzo łatwo nakłada się na buzię. Nie ma smug, nie ma pylenia, nie trzeba trzeć szaleńczo pędzlem o piękną gerberę. Ślicznie się rozprowadza i łatwo blenduje. Easy peasy.
4) efekt na twarzy: jak już wspominałam, jest to efekt WOW. Choć kolory w opakowaniu wyglądają na intensywne, na buzi są naprawdę naturalne, ale jednocześnie widoczne. I to, co kocham w tym różu najbardziej, to ten efekt ŚWIEŻOŚCI, naturalnego rumieńca. Niesamowity. Róż jakoś magicznie orzeźwia twarz, wyglądamy jak po dawce porannych ćwiczeń, które poprawiają ukrwienie skóry :-) I nie jest to kwestia pojedynczego koloru, bo taki efekt mam i po Plum Pop, i po Peach Pop. Jest to szczególnie ważnie dla mnie, gdyż mam już w metryce trójkę z przodu i choć zmarszczek nie mam, to niestety moja cera nie jest już taka rześka i świeżuchna jak to kiedyś bywało. Dla pań z ziemistą i szarawą cerą, którym brakuje tego zastrzyku świeżości dla skóry jest to kosmetyk "must have".
5) trwałość: myślałam, że znajdę chociaż jedną wadę tego kosmetyku, ale "niestety", trwałość również jest jego mocną stroną ;-) Róż wytrzymuje na policzkach długie godziny. Trochę blednie, ale widać go jeszcze wieczorem, a efekt świeżości zostaje z nami na cały dzień.
6) cena: jest nieco wysoka, ale też nieprzesadzona. Poza tym, od czego są promocje? ;-)
Polecam, polecam i jeszcze raz polecam!
Używam tego produktu od: ok. 3 tygodni
Ilość zużytych opakowań: w trakcie 2