KTC Edibles Olej z nasion maku 

Oleje KTC rządzą, jeśli chodzi o gotowanie, chociaż większości z nich przynajmniej próbuję użyć na ciało lub włosy. Temu dałam szansę kilka razy, ale jego miejsce raczej zostaje w kuchni. Polubiłam smarowanie nim ciała – skóra miała się po nim dobrze, a wchłaniał się relatywnie szybko, jak na olej. Nie mam ze skóra na ciele wielkich problemów, poza tym, że jest sucha. Ten zatrzymywał nawilżenie na długo, chociaż nie na cały dzień. Po prostu za słabo na sezon grzewczy. Do włosów jest tak sobie – niby trochę miększe i bardziej dociążone, ale brak jakiegoś większego połysku i zmywanie trudniejsze niż innych moich olejków raczej nie zachęcają do używania nadal. Skóra na twarzy także lubi go tylko połowicznie. Mam cerę mieszaną. Strefa T po oleju makowym strasznie się błyszczy, a pory są rozszerzone i bardziej widoczne. Całe szczęście suche strefy są ukojone i zadowolone z zatrzymanego nawilżenia. Muszę też przyznać, że wspomaga gojenie mikropęknięć w naskórku, które prześladują mnie na dłoniach. Butelka mało wygodna, ale duża :) Olej mało kosztuje i jest wydajny. Plus jest taki, że ma bardzo mało intensywny zapach, więc jeśli się nie sprawdza, to łatwo go dodać do kąpieli z czymś pachnącym albo po prostu zjeść w sałatce ;) Wnioskuję, że bardziej polubiłyby się z nim posiadaczki suchej cery i mniej porowatych włosów.