Średni taki...
Kupiłam sobie ten produkt przeczytawszy wiele pozytywnych opinii na jego temat. Niestety z marką Inglot mam różne doświadczenia, raczej nie złe, ale przeważnie są to produkty średniej jakości, nie ma w nich nic takiego, co by je wyróżniało.
Zanim kupiłam ten rozświetlacz słoczowałam go w sklepie i spodobał mi się, ale widać sklepowe światło zrobiło swoje. Kupiłam kolor 151, który jest dość jasnym szampańskim złotem, ale nie bardzo mocnym złotem. On jest bardzo podobny w odcieniu do Lovely Gold Highlighter, ale jest między nimi duża różnica w jakości.
Rozświetlacz z Inglota przychodzi do nas jako dość spora wypraska, która jest zapakowana w plastik. Należałoby kupić kasetkę do tego, albo paletę magnetyczną, ale jeśli nie znam produktu, to nie kupię bez sensu magnetycznej paletki specjalnie na ten kosmetyk, bo jeśli tak jak w tym przypadku okaże się słaby i będę wiedziała, że go nie odkupię, to na co mi taka paletka? I tu już nie ma znaczenia, czy miałabym na myśli paletkę na 1 odcień, czy na 4 czy na ile.
Także koniec końców moj rozświetlacz leży sobie albo sam na toaletce, co nie jest zbytnio higieniczne ze względu na kurz, albo w tym plastiku i każde używanie nastręcza problemów, bo ciężko jest go z tego wyjąć.
Jeśli chodzi o jakość to też nie jest taka, jak się spodziewałam. Jego konsystencja jest taka zbrylająca się jakby, nie, że grudki, ale on nie jest jednolity pod palcami, to nie jest miękka i przyjemna tekstura. I w tym przypadku wspomniany wcześniej Lovely Gold uważam że ma lepszą teksturę.
'Nabieralność' na pędzel też tutaj pozostawia wiele do życzenia, pędzel go nie za dobrze podnosi, stosowałam 3 różne pędzle i żaden sobie z nim nie radził wystarczająco dobrze. Tym samym transferowanie na kość jarzmową też nie jest takie, jak powinno. Mam wrażenie, że taka brylowata masa się transferuje, ta taka niejednolita tekstura, a blasku jest w nim bardzo mało, przez co trzeba dokładać, ale jeśli dołożymy, to już jest tego produktu za dużo. Nie wiem, może jakby konsystencja była bardziej atłasowa, baza była bardziej szklista, to by to lepiej wyglądało. Po prostu nie jestem do końca zadowolona z tego, jak się go używa i jak on wygląda po nałożeniu.
Utrzymywalność na twarzy też nie jest na najwyższym poziomie. Nawet jeśli nałożę go w miarę dobrze i uzyskam jakiś tam akceptowalny dla mnie efekt, to po kilku godzinach ten efekt blednie i zanika. Nie uzyskamy też nim tafli jak z kosmosu i z tego też trzeba sobie zdawać sprawę.
Próbowałam go nakładać na powieki, ale też efekt mierny, mam wrażenie, że on ma za słabą pigmentację zarówno do dania fajnego efektu na poliku, jak i na oczach. A do tego ta niejednolita konsystencja też nie pomaga.
Kolor jest ok, jak wspomniałam bardzo podobny do Lovely Gold, ale właśnie w tamtym formuła jest lepsza, dlatego jak mam do wyboru te dwa, to wolę sięgnąć po Gold. Przykre to trochę, bo rozświetlacz Inglota nie kosztuje 10 złotych tylko 43 i dla mnie niestety to nie są dobrze wydane pieniądze. Niby da się używać, ale tyle rzeczy jest w nim niedopracowanych, że przeważnie sięgam po inne, a on leży.
Zapomniałam też dodać, że ta sucha dość formuła sprawia, że on się pyli. Zauważyłam, że produkty Inglota są takie dość suche i przy podnoszeniu ich pędzlem jest zawsze duży osyp, mnie to osobiście nie pasuje, bo wiem, że można zrobić produkt, który nie będzie aż tak się osypywał.
No nie jestem zadowolona, czuję się trochę oszukana. Spodziewałam się super jakości, a dostałam bardzo średni produkt, którego na pewno bym nie odkupiła.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie