Balneokosmetyki Malinowy Zdrój Malinowy krem do rąk na noc 

Być może tytuł recenzji brzmi jak obelga, ale nic bardziej mylnego. Można w tym miejscu powiedzieć coś w rodzaju "więcej do kochania", bo taka jest prawda! ;) Nie dość, że krem jest tłusty, to jeszcze nieziemsko wydajny. Zawiera bogactwo rewelacyjnych składników aktywnych: aż 20% masło shea, kompleks witamin A, E oraz F, wodę siarczkową, olej awokado, mocznik, oraz d-pantenol, czyli wszystko, co jest potrzebne do intensywnej regeneracji nawet najbardziej zniszczonych dłoni. Ja mam wypielęgnowane ręce, jednak lubię dbać o nie jeszcze bardziej i z większą skutecznością. Nie używam tego kremu w każdą noc, lecz w momencie większego zapotrzebowania na odżywienie (i czasem po dłuższej kąpieli). Dzięki obecności potężnej dawki masła shea i mocznika, skóra dłoni staje się bardziej miękka, uelastyczniona, a ewentualne podrażnienia zostają w trybie natychmiastowym złagodzone i uleczone. Krem jest w stanie nawilżyć i odżywić nawet odwodnioną, przesuszoną czy wręcz łuszczącą się skórę. Z uwagi na tłustą konsystencję, świetnie sprawdza jako krem ochronny na mrozy. W zasadzie bardziej przypomina maść, niż krem nie tylko ze względu na bogatą formułę, ale także na działanie. Trzeba przyznać, że dość ciężko się rozsmarowywuje (to trochę irytujące), dość długo się wchłania i pozostawia na skórze warstwę okluzji, ale kremy, które mają za zadanie zregenerować, odbudować i ochronić skórę, takie już są... Zamknięty w duuuużej tubie z miękkiego plastiku, która pozwala na całościowe wydobycie produktu. Dobrze jest go stosować na noc z jeszcze jednego powodu... A mianowicie: ma bardzo przyjemny zapach, dzięki któremu można się zrelaksować: mleczno-malinowo-jeżynowy (na szczęście nie jest to woń owoców leśnych). Krem jest tak wydajny, że używam go także do miejscowego smarowania nóg po depilacji w celu ukojenia podrażnień (działa!), oraz raz na jakiś czas aplikuję na pięty. Nie poznałabym tego produktu, gdyby nie pasja Wujka do pobytów w miejscowościach uzdrowiskowych - stamtąd bowiem przywozi Balneokosmetyki dla mnie i reszty członków naszej rodziny. ♥️ Serdecznie polecam sięgnąć po ten krem, jeśli zależy wam na szybkiej, przyjemnej i skutecznej pielęgnacji. Dajcie mu szansę, a przekonacie się, że da sobie radę nawet z najbardziej "zjechaną" skórą. ;)

Krem można kupić na stronie internetowej: balneokosmetyki.pl Jego cena to 29zł. Jednak dla mnie jest to duża kwota jak na krem do rąk, więc poczekałam na jakąś promocję i udało mi się kupić go trochę taniej w zestawie z masełkiem. Tubka z kremem znajduje się w papierowym kartoniku. Jest zakręcana i wyglądem przypomina pastę do zębów. Pojemność to 70 ml. Krem zawiera wspomnianą leczniczą, najsilniejszą na świecie wodę siarczkową, aż 20% czystego masła shea, olej avocado, mocznik, D-pantenol, 100% sok owocowy. Nie zawiera żadnych barwników, a kolor uzyskiwany jest z naturalnego soku owocowego. Konsystencja kremu bardzo mnie zaskoczyła. Produkt jest bardzo gęsty, treściwy, zupełnie inny niż drogeryjne kremy. Producent zaleca używanie go na noc, jednak ja stosowałam go zarówno wieczorem jak i w ciągu dnia i nie czułam żadnego dyskomfortu, ponieważ mimo konsystencji, krem po pewnym czasie się wchłonął (trzeba poczekać trochę dłużej niż przy zwykłych kremach) a dłonie były gładkie i nie kleiły się. Krem rzeczywiście intensywnie pachnie, jednak według mnie to nie jest zapach malin. Bardziej przypomina mi zapach owoców leśnych typu borówki itp. a także wyczuwam zapach aronii. Pierwsze moje skojarzenie to jogurt wieloowocowy. I najważniejsze, czyli działanie. Krem świetnie nawilża dłonie, po jego zastosowaniu są miękkie i przyjemne w dotyku, wygładzone. Minusem jaki zauważyłam, jest jego wydajność. Krem szybko znika, z dwóch powodów: jest gęstszy niż inne kremy do rąk i stosujemy większą ilość na dłonie a także tubka jest mniejsza - przeciętnie kremy zawierają 100 ml produktu. Myślę, że zapach również może być pewną barierą - nie każdy lubi intensywne zapachy owocowe. Podsumowując, jest to godny polecenia krem z dobrym składem. Jest gęsty, fajnie nawilża dłonie, można go stosować także jako maskę nakładając większą ilość na dłonie i zakładając rękawiczki kosmetyczne. Warto rozglądać się za promocjami, ponieważ regularna cena jest dosyć wysoka jak na krem do rąk.

Krem dostałam w prezencie i byłam zaskoczona jego ceną bo moim zdaniem 30 zł na krem do rąk to dość sporo. Z marką tą nie miałam jeszcze styczności. Krem stosuję na noc na dłonie czasami na stopy ale do stópek wolę jednak Neutrogene. Ma specyficzne opakowanie kojarzące się z pastą do zębów. Produkt wyciska się całkiem ok. Konsystencja jest biała i gęsta, po wyciśnięciu kremu z tubki mamy po prostu bryłkę kremu o kształcie dziubka tego opakowanie- idealnie okrągłe (nie wiem jak to inaczej opisać). Jednak dobrze się rozprowadza. Jeśli chodzi o wchłanianie to nie jest błyskawiczne trzeba troszkę poczekać ale nie na tyle długo by to przeszkadzało, także można powiedzieć że nawet szybko ale nie rach ciach xd. Zapach jest mocno wyczuwalny. Mnie osobiście bardziej pachnie miętowo-truskawkowo niż malinowo ale cóż. Zapach w każdym razie nawet ładny, taki orzeźwiający. Długo utrzymuje się na skórze jednak rano po nocy już zapachu nie czuć ale to tak jak w przypadku znacznej większości kosmetyków pielęgnacyjnych. Dobrze nawilża i pielęgnuje jednak na mocno wysuszone dłonie może okazać się za słaby. Jest bardzo wydajny, nie trzeba nakładać dużej ilości produktu. Kremik dostałam więc nie mam większych zastrzeżeń do niego. Na pewno jest inny niż wszystkie z jakimi miałam do tej pory styczność ale nie do końca to jest to, wolę jednak bardziej kremową konsystencję tego rodzaju produktu, ta jest wręcz pastą.

To dobry krem, aczkolwiek, do zadań specjalnych się nie nadaje. Mam problem z okresowym przesuszaniem się dłoni.Podobno spowodowane to jest tym, że w dzieciństwie nie lubiłam nosić rękawiczek i często do domu wracałam ze zmarzniętymi, zaczerwienionymi rękami. Oczywiście, wówczas sprawa była przeze mnie mocno bagatelizowana, wystarczyła ciepła herbata i piec kaflowy, by wszystko wróciło do normy. Jednak jak się okazuje, po latach wyszło szydło z worka i teraz żałuję, że nie nosiłam tych rękawic. CECHY + przyjemny, naturalny, soczysty zapach, malinowego zakątka + pozostawia na skórze długotrwały zapach + o barwie lekko różowej, pastelowej + gęsty, jak pasta do zębów, lekko napuszony + nie klei się, nie lepi, jednak pozostawia na skórze lekko tłusty, ochronny film + z dobrym składem - dosyć drogi - zaskakująco niska wydajność Krem regeneruje i nawilża dłonie, aczkolwiek, kiedy przestajemy go używać szybko wracają one do stanu pierwotnego. Jego największym atutem jest naturalny skład i przyjemny zapach. Działanie określiłabym jako dobre, przy czym znacznie tańszy krem Garnier w czerwonej tubce, działa lepiej. Spodziewałam się czegoś więcej.

To chyba najpopularniejszy produkt marki, którego i ja musiałam mieć. Bardzo dobry krem o niesamowicie przyjemnym zapachu, słodkich malin i dorodnych jeżyn. Zapach jest naturalny, rześki, długo utrzymujący się. Krem zapakowano w uroczy, tekturowy kartonik, który nieodłącznie kojarzy się z produktami eco. Tubka jest prosta, miękka o metalowym zabarwieniu. Konsystencja gęsta, maślano- jogurtowa. Bardzo dobrze się rozsmarowuje, ale nie do końca się wchłania. Jest to krem typowo- nocny. Ma bardzo dobry i ceniony skład, min. masło shea, olej z avokado, mocznik, d-pantenol. Mocno nawilża dłonie i wygładza. Regeneruje i leczy. Po przebudzeniu dłonie są przyjemnie mięciutkie i nie wołają o kolejną dawkę nawilżenia. Niestety dość niewydajny- pomimo gęstej formuły i drogi.