Lodowate orzeźwienie w stylu retro.
Eau de Rochas kupiłam w ciemno, jedynie po przeczytaniu opinii i recenzji na Fragrze. Intrygowały mnie od dawna, kręciłam się wokół nich, wielokrotnie miałam je w wirtualnym koszyku i w ostatniej chwili rezygnowałam z zakupu - aż wreszcie trafiły do mojej kolekcji.
Czy żałuję tego? Bynajmniej!
W mojej ocenie bowiem, te perfumy to klasyka i klasa, choć oczywiście w tylu retro, a więc - dla koneserek. Trzeba to lubić, ale wierzcie mi, że jeśli lubicie, to...docenicie.
Eau de Rochas otwiera się niezwykle i jakże odmiennie od tego, co znamy z większości letnich kompozycji - są tutaj cytrusy (wszystkie mi znane, a więc cytryna, bergamota, lima, grejpfrut i mandarynka), są również zioła - głównie bazylia i kolendra, oprócz nich sporo paczuli, mech dębowy, werbena, nawet i goździk tutaj jest! Słodycz jest chwilowa i ulotna - faktycznie tuż po rozpyleniu można mieć skojarzenia z herbatą czy oranżadą z dawnych lat, ale to dosłownie chwila, bo Eau De Rochas nie są słodkie. One są chłodne, przestrzenne i orzeźwiające. Krystaliczne i czyste. Pudrowe - obstawiałam, że to sprawka irysa, ale nie - więc musi to być robota róży, jaśminu i narcyza - i kobiece.
Baza jest piżmowo-drzewna - pod koniec dnia Eau de Rochas lekko się ociepla i otula przyjemnie, dając upragnione wytchnienie po ciężkim dniu.
W upalny dzień stanowią ochłodę w najlepszym stylu - są niczym łyk lodowatej wody z dodatkiem cytrusowego soku, a przy tym są eleganckie i niebanalne.
Retro, zdecydowanie, ale jednak nie czuć, że to kompozycja sprzed ponad pół wieku - w latach 70 królowały zapachy dziwne, mocarne, momentami wręcz upiorne, a Eau de Rochas był jak powiew nowości i świeżości...I pozostaje nim nadal, choć czasy mamy jednak inne.
One kochają upały i zostały dlań stworzone - im goręcej na zewnątrz, tym Eau De Rochas pokazują się chętniej i czarują wszystkich swym wdziękiem.
Gorzkawe, suche jak pęczek ususzonych upałem ziół, a przy tym świeże, jednak bez ozonowych czy też cytrusopodobnych nut rodem z kostek do toalet.
Dla mnie idealne i niebanalne, pełne kobiecej elegancji, z pudrowym sznytem, a jednak nie nadmiernie wymagające czy surowe.
Projektują jak należy, zwłaszcza, gdy jest powyżej 30 stopni - otoczenie wyczuwa i dopytuje, chwaląc i komplementując, ile wlezie ;).
Wyczuwalne przez dobrych kilka godzin - ''kilka godzin'' to w moim rozumowaniu około 6h, później stają się nieco bardziej dyskretne, ale i tak nie znikają całkowicie. I ten flakon! Tak bardzo osadzony w stylistyce lat 70, dopracowany, solidny i...uroczy :).
Czy mogę polecić Wam Eau de Rochas?
I tak, i nie.
Nie sądzę, by spodobały się młodszym, przyzwyczajonym do obecnych kompozycji nosom. Te perfumy wymagają, by ktoś je docenił i by wyczuł w nich ducha czasów, w których powstały, dlatego też polecam je wyłącznie wielbicielkom tej rodziny zapachowej i kompozycji retro - to doskonały zapach na upalne dni, który wyróżnia się z tłumu oklepanych i wtórnych ''odświeżajacych'' wytworów.