Zamożna, niemłoda już arystokratka zamieszkująca niewielki, coraz pilniej potrzebujący remontów pałacyk. Samotna, bo oprócz służby nikt tu nie mieszka. Mąż już dawno na cmentarzu, jedyny syn – wciąż kawaler mimo czterdziestki na karku – trwoni rodzinny majątek na zwiedzanie świata. Szare, nudne dnie ubrane w piękne, choć nieco już staromodne suknie, smutek w otoczeniu cennych mebli i dziwacznych pamiątek przywiezionych przez syna z dalekich krain, których ona nigdy nie zobaczy. Jedyna radość – we wspomnieniach. Pierwsza i jedyna w życiu miłość – wcale nie mąż. Jego ciemne, kręcone włosy i prawie czarne oczy, rozpromieniające się na jej widok. Ich pierwszy spacer po parku wokół pałacu. Ich pierwszy i jedyny pocałunek – czuły, miękki i niewprawny. Ich ostatnie spotkanie, ukradkiem, dwa dni przed jej ślubem z lepszym – zdaniem ojca – kandydatem.
Kobieta patrzy w lustro. Smutne niebieskie oczy otoczone siateczką zmarszczek. Siwe włosy upięte w kok przez służącą. Na szyi perły, ponoć symbolizujące łzy. Możliwe. Na małym stoliku świeżo uwarzona konfitura z wyjątkowo dorodnych w tym roku żurawin i kilka tych zabawnych, z wierzchu kolczastych, a w środku galaretowatych owoców liczi, chińskiej śliwki, które ostatnio przywiózł jej syn z podróży po Indochinach. Otwiera szufladę toaletki. Suszone różane płatki, zamknięte we własnoręcznie uszytym woreczku z jedwabnej organzy. Niektóre płatki pamiętają jeszcze to lato, kiedy jako młoda panienka poznała zapach miłości, inne ususzyła kilka tygodni temu. Egzotyczne przyprawy , które lubi skrobać paznokciem i wdychać piekący, korzenny zapach różowego pieprzu i owoców muszkatołowca. Przyjemnie drapiące nozdrza aromaty choć na sekundę wyrywają ją z otępienia i odrywają jej myśli od wspomnień i tego pocałunku, jedynego pocałunku z miłości, nie z obowiązku.
Wyszła mi smutna opowiastka rodem z taniego romansu, zbyt ckliwa, ale takie mam skojarzenia. Przeszłość, nostalgia, tęsknota za młodością i szczęściem. Odbieram ten zapach jako nieco niedzisiejszy i wrażenie to potęguje cudny flakon (znam go tylko ze zdjęcia, widziałam inną, prostopadłościenną wersję).
Nie wyczuwam w Tendre Kiss róży świeżej ani konfiturowej, lecz różane potpourri. Ten pocałunek jest raczej suchy i pikantno-korzenny za sprawą przypraw, jedyne soczyste akcenty to żurawina i liczi. Udany zapach, choć nie do końca w moim guście i raczej nie chciałabym go mieć.
Używam tego produktu od: kilku miesięcy
Ilość zużytych opakowań: nieduża odlewka