nie nawilża, nie matowi. używać dla samego używania?
Właśnie kończę moje drugie opakowanie tego specyfiku. Drugie i negatywna opinia ?- zapytacie. Tak, zakupiłam na fali szalonej promocji w Hebe 2 opakowania kremu-żelu Skin in The City. Kiedyś tam. I dwa opakowania płynu micelarnego, o którym już kiedyś tu pisałam. Pierwsze opakowanie zużyłam już jakiś czas temu. I gdybym oceniała ten produkt wtedy, myślę, ze oceniłabym go na 3 gwiazdki- ot, taki zupełny przeciętniak, coś tam pomógł, krzywdy nie zrobił.
Ale teraz? Kończąc drugie opakowanie? Nie mam litości. To produkt raczej nie wart naszej uwagi. Widocznie moja cera stała się cerą bardziej wymagającą :)
Jego opakowanie to niewielka poręczna tubka z cienkiego tworzywa. Łatwa w użytkowaniu, bo wystarczy ją delikatnie docisnąć, a produkt się bez problemu wydobywa. Zamykana jest dobrze funkcjonującym zamknięciem na zatrzask.
Etykietę (zresztą jak i inne etykiety produktów z serii ) zaprojektowano w kolorze pastelowym- w tym przypadku miętowym. Zawarto na niej opis produktu w nietypowej formie. Jakiej ? Zagrożeń i strategii walki z nimi. Ciekawe, niekonwencjonalne rozwiązanie, na pewno wspomagające zakwalifikowanie, czy produkt odpowie na nasze potrzeby. Na etykiecie zawarto (dla urozmaicenia) daleką panoramę wielkiego miasta.
Jak wygląda sam kosmetyk? Tak jak zapewnia producent: to krem-żel. Formuła lżejsza niż tradycyjny krem, cięższa niż tradycyjny żel. Nieprzezroczysta, jasnozielona (kolor miętowy). Jak pachnie? W moim odczuciu: nieprzyjemna. Na wskroś syntetyczna, nie wiem nawet jak by ją zakwalifikować, jak dla mnie to zapach toaletowy, odświeżacza do łazienki. Z nutami delikatnie miętowymi.
Produkt ze względu na lekką konsystencję nie potrzebuje długiego czasu na wchłonięcie. Choć nie jest to też ekstremalnie szybkie wchłanianie, takie od razu. Aplikację utrudnia zapach. Może dla kogoś jest przyjemny? Dla mnie nie. Na szczęście nie utrzymuje się długo na skórze, po jakimś czasie znika.
Krem (już tak pozwolę go sobie nazwać) nie daje uczucia lepienia. Nie jest jednak aż tak lekki, jak można by się tego po nim spodziewać. Jest wyczuwalny na skórze, Wchłania się, ale nie do matu, daje raczej takie satynowe wykończenie.
Obietnica producenta odnośnie matowienia nie została spełniona- matowienie na poziomie bardziej niż kiepskim. Choć tu muszę nadmienić, że choć mam cerę tłustą i mogłoby się wydawać, że na matowieniu powinno mi zależeć najbardziej, to...nie. Raczej szukałam lekkiego kosmetyku na dzień, który będzie trzymał moją cerę w ryzach, jeśli chodzi o błyszczenie i jednocześnie nawilżał. Nawilżenia też jednak brak. Mam wrażenie, że produkt po prostu tworzy na powierzchni cery delikatną warstewkę okluzyjną dającą pseudouczucie nawilżenia (którego w rzeczywistości brak). Tak więc ani nie matowi, ani nie nawilża. Czy robi coś poza tym? Nie.
Według producenta ta formuła ma chronić skórę przed miejskimi zagrożeniami. Czy tak jest? Czy tą ochroną jest właśnie tworzenie wspomnianej otoczki???
Zastanawiam się, jak to możliwe, że z pierwszej tubki, jaką zużyłam, byłam w miarę zadowolona? Chyba zmieniły się potrzeby mojej cery- ta chce teraz więcej i więcej, ale tych wartościowych produktów, a nie bublów.
Skład jak się domyślacie też nie zachwyca: jest tu co prawda kilka obiecanych przez producenta ekstraktów, ale i mikroplastiki, parabeny, Diazolidinyl Urea (wzbudzający kontrowersje). W efekcie mało wartościowy, tak realnie.
Jak się poprawnie domyślacie: nie wrócę do niego zdecydowanie. Już nie będzie zakupów po kilka opakowań :)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie