WSTĘP
Na wstępie powiem, że od zawsze lubiłam korektory w sztyftach. Najlepiej kryły moje sińce pod oczami i były niewidoczne na skórze. Kiedyś kupowałam je z L'Oreal i były doskonałe. Ale przestały być produkowane, więc przerzuciłam się na inne marki, które też stopniowo wycofywały te korektory z produkcji.
Teraz wszędzie są tylko korektory w płynie. Więc kiedy zobaczyłam na promocji paletkę z L'Oreal, pomyślałam, że będzie dla mnie idealnym powrotem do korektorów o gęstej konsystencji. Może nie jest w sztyfcie, ale kremowy korektor i tak jest lepszy niż płynny.
Mimo że kupiłam tę paletkę dla pierwszego odcienia, żeby nakładać go pod oczy, to zamierzałam korzystać z pozostałych kolorów. W końcu mam sińce pod oczami, zaczerwienia wokół nosa i ust, czerwone policzki, wypryski... jest co ukrywać. Nigdy wcześniej nie miałam "zielonego korektora na wypryski", "pomarańczowego korektora pod oczy" ani innych kosmetyków, którymi można wykonać tzw. colour correcting. Uznałam, że ta paletka będzie idealna na start.
PIERWSZY ODCIEŃ - JASNY BEŻ
Pierwszy odcień omówię osobno, bo bardzo długo używałam pod oczy tylko jego. Dopiero, kiedy się skończył, sięgnęłam po następne kolory.
To był zdecydowanie najlepszy korektor pod oczy, jakiego używałam w ciągu kilku ostatnich lat.
Po pierwsze, miał idealny kolor, który całkowicie stapiał się z moją cerą i pasował do podkładów. Rozjaśniał i odświeżał obszar pod oczami.
Po drugie, miał idealną konsystencję i krycie. Był bardzo gęsty. Tłusty i twardy w opakowaniu, pod palcami bardziej suchy, na skórze kremowy. Wystarczyło przeciągnąć po nim palcem (rozgrzać go palcem w opakowaniu), a potem wklepać w skórę. Już tak mała ilość wystarczyła do ukrycia mankamentów skóry pod oczami. Ukrywał wszystkie cienie i zasinienia. Ukrywał też drobne zmarszczki mimiczne - nie osiadał na nich i się w nich nie zbierał, tylko wypełniał je jak krem. Do tego delikatnie odbijał światło, co sprawiało, że skóra pod oczami wydawała się gładsza.
Kiedy ten kolor mi się skończył, rzuciłam się na sklepy w poszukiwaniu pojedynczego korektora z L'Oreal o podobnym odcieniu i konsystencji. Kiedyś widziałam w sklepie małe, okrągłe słoiczki z korektorami w kremie z tej firmy, ale były już nie do kupienia. Przez chwilę myślałam nawet o tym, żeby kupować tę paletkę tylko dla pierwszego odcienia. Ale jest tak droga, że zrezygnowałam.
DRUGI ODCIEŃ - ŚREDNI BEŻ
Dopiero kiedy zużyłam pierwszy kolor, sięgnęłam po następne. Drugi w kolejności, średni beż, używany jako korektor pod oczy był dla mnie za ciemny. Nie wpasowywał się w mój makijaż tak ładnie, jak poprzednik, dawał gorszy efekt. Za to sprawdzał się jako korektor na wypryski.
O ile pierwszy korektor wklepywałam pod oczy palcem, to do nakładania drugiego na wypryski potrzebowałam pędzelka. Wystarczyło kilka razy przeciągnąć po tym korektorze pędzelkiem do ust lub do brwi, a potem nałożyć go na wypryski i wklepać palcem. Stapiał się z podkładem i ukrywał niedoskonałości. Trzymał się cały dzień, ale czasami wymagał poprawek. Nie zapychał porów i nie wpływał niekorzystnie na cerę.
Ale sprawdzał się gorzej niż mój ulubiony korektor na wypryski, czyli podkład w sztyfcie Panstik z Max Factor. Panstik, dzięki zawartości masła shea i innych składników pielęgnacyjnych, przyspiesza gojenie się wyprysków, sprawia, że strupki odpadają szybciej, nie powstają przebarwienia itp. Zawiera też filtr UV, ma bardziej suchą konsystencję, łatwiej się nakłada (prosto ze sztyftu) i dłużej utrzymuje się na twarzy.
TRZECI ODCIEŃ - CIEMNY BEŻ
Z nim odcieniem mam najwięcej kłopotu. Ponieważ ma najbardziej ciepły (wpadający w pomarańcz) kolor ze wszystkich trzech beży zawartych w paletce, próbowałam używać go do tzw. colour correctingu. Czyli nakładać go cieniutką warstwą pod korektor pod oczy, żeby zneutralizować cienie pod oczami. Niestety, jest dla mnie zdecydowanie za ciemny i nie spełnia tej roli. To zwykły korektor pod oczy i na wypryski dla osób o ciemniejszej karnacji, ale nie służy do colour correctingu.
Gdyby był jasnym różem lub brzoskwinią, sprawdzałby się o wiele bardziej, rzeczywiście mógłby ukrywać sińce pod oczami i odświeżać spojrzenie. Żałuję, że L'Oreal nie dołożyło do tej paletki korektora właśnie w takim odcieniu.
Przez jakiś czas zakrywałam tym kolorem niedoskonałości, kiedy miałam fazę na nakładanie naprawdę ciemnego samoopalacza na twarz i ciało ;) Teraz zużywam go, mieszając go na skórze z pozostałymi kolorami w paletce: zielenią i fioletem, bo go rozjaśniają i dostosowują do koloru mojej skóry.
FIOLET I ZIELEŃ
Na koniec krótka recenzja dwóch ostatnich kolorów. Powiem od razu, są świetne. Nigdy wcześniej nie robiłam tzw. colour correctingu, a to naprawdę działa. W dni, w które mam żółto-zielone cienie pod oczami, wybieram korektor fioletowy, a w dni, kiedy moje cienie są fioletowo-niebieskie, wybieram korektor zielony. Wystarczy odrobina jednego z tych dwóch odcieni nałożona pod oczy i rozsmarowana, potem nakładamy na to jakikolwiek inny korektor, i cienie pod oczami znikają.
Zielony korektor sprawdza się też rozsmarowany cieniutką warstwą wokół nosa, ust i na brodzie, czyli tam, gdzie moja skóra jest czerwona. Całkowicie neutralizuje czerwone odcienie. Potem trzeba nałożyć na niego podkład. Sprawia, że cera jest jednolita, gładka, bez przebarwień. Nie trzeba potem nakładać na podkład korektora, żeby ukryć zaczerwienia.
Dodam, że te korektory trzeba nakładać cieniutką warstwą. Można nałożyć na nie dowolny inny korektor, podkład, a nawet krem BB - nic się na nich nie zbiera, nie ciastkuje, nie daje wrażenia ciężkości. A same korektory, zielony i fioletowy, znikają pod warstwą naszego ulubionego korektora pod oczy lub podkładu.
Jedyny minus tych korektorów, to babranina. Kiedy spieszę się rano, żeby jak najszybciej wyjść z domu, nie chce mi się wyciągać tej paletki specjalnie po to, żeby dołożyć gdzieś zieleni albo fioletu. Wolę mieć bardziej widoczny siniec pod oczami albo trochę czerwieni wokół nosa, i doklepać tam więcej zwykłego korektora, niż bawić się dodatkowym kosmetykiem.
Może kiedyś colour correcting miał sens, ale teraz na rynku jest tyle świetnych korektorów i podkładów, że nie trzeba się bawić w nakładanie pod nie dodatkowych warstw innych kolorów.
OPAKOWANIE
Solidna paletka wykonana z trwałego plastiku. Mam ją od kilku lat i nic się w niej nie popsuło. Jedyny minus - brak lusterka. To nie jest tani produkt, a L'Oreal to gigantyczny koncern, więc nie musieli oszczędzać na lusterku.
PODSUMOWANIE
Mimo wszystkich wyżej wymienionych zalet, nie kupię tej palety ponownie. Tak naprawdę sprawdził mi się z niej tylko jeden odcień - pierwszy, najjaśniejszy, który był idealnym korektorem pod oczy. Pozostałe są zbędne i zużywam je na siłę, bo nie chcę wyrzucać kosmetyku, na który wydałam grube pieniądze.
Zalety:
- pierwsze trzy kolory (beże) są dobre jako korektory pod oczy i na wypryski, każdy znajdzie tu odcień idealny dla siebie
- ostatnie dwa kolory (zieleń i fiolet) są dobre do tzw. colour correctingu
- korektory mają porządne krycie
- nie wchodzą w zmarszczki, nie podkreślają tłustych skórek
- gęsta, tłusta w dotyku, ale nietłusta na skórze konsystencja
- łatwo nakładają się palcem lub pędzelkiem, wystarczy wklepać je lub wsmarować i pięknie wtapiają się w skórę
- solidne opakowanie
Wady:
- większości osób nie sprawdzą się wszystkie trzy beżowe kolory zawarte w paletce
- w paletce brakuje różowego i brzoskwiniowego odcienia co colour correctingu
- colour correcting jest przereklamowany, to za dużo niepotrzebnej roboty dla przeciętnego człowieka
- brak lusterka w opakowaniu
- wysoka cena
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie