Odkąd zostałam mamą, nieprzespane noce to dla mnie norma :) Niestety, odbija się to na wyglądzie mojej cery, a szczególnie na okolicy oczu - jeszcze nigdy dotąd nie miałam tak zmęczonego spojrzenia, charakteryzującego się głównie zasinieniem i przesuszeniem skóry. Postanowiłam z tym walczyć przy pomocy dwóch kosmetyków: mocno nawilżającego kremu oraz kryjącego korektora pod oczy. W przypadku tego drugiego, zaufałam polskiej marce Pixie Cosmetics - poniżej moje wrażenia dotyczące korektora o nazwie Reviving Under Eye Concealer.
Opakowanie kosmetyku to niewielkich rozmiarów plastikowe, okrągłe pudełeczko z klapką - wykonane porządnie, dobrze chroniące produkt, a w dodatku z miłą dla oka, minimalistyczną grafiką. Prezentuje się pięknie, co zdecydowanie wyróżnia je na tle innych korektorów. Także skład zasługuje na uwagę, ponieważ mamy tu styczność z kosmetykiem w pełni naturalnym. Wyróżnić możemy w nim między innymi witaminy A, C, E oraz glicerynę roślinnego pochodzenia.
Korektor Pixie ma gęstą, kremową formułę, która jest także nieco tłusta w dotyku. Szczerze przyznaję, że na początku obawiałam się aplikacji tego produktu. Zastanawiałam się czy uda mi się go ładnie wtopić w skórę oraz utrwalić - na szczęście poradziłam sobie, o czym za moment. Dodam jeszcze, że posiadam odcień 01 Vanilla Cream - to jasny beż w cieplejszej tonacji, który świetnie współgra z jasną karnacją.
Aplikacja korektora okazała się być wygodna po zastosowaniu dwóch wskazówek dostępnych na stronie producenta - pierwsza z nich to punktowa aplikacja, polegająca na delikatnym wklepywaniu produktu opuszkami palców. Pod wpływem ciepłych palców korektor jest niezwykle plastyczny i świetnie się z nim pracuje. Świetnie wtapia się w skórę, nie odznaczając się w nieestetyczny sposób. Naprawdę ładnie prezentuje się na skórze, nie podkreślając zmarszczek ani załamań. I w tym przypadku stopień krycia korektora był dla mnie więcej niż średni - idealnie na bardziej widoczne cienie pod oczami, które bardzo ładnie maskował. Dobrze radził sobie również z ukryciem widocznych naczynek w okolicach nosa. Drugi sposób to wymieszanie korektora z kremem pod oczy - i tutaj z kolei na początku miałam problem z dobraniem odpowiedniej ilości kremu, cały czas nabierałam go zbyt dużo. Po kilku dniach udało mi się tę ilość idealnie wyważyć - a wowczas aplikacja korektora także stała się przyjemna, bezproblemowa. Ten rodzaj aplikacji wybierałam w dni, kiedy wpadło mi trochę więcej snu :) a moje cienie pod oczami były mniejsze. Uzyskany w ten sposób koloryzujący krem ładnie rozświetlał skórę pod oczami oraz niwelował widoczne zmęczenie.
Co ważne, utrwalenie korektora pudrem okazało się być równie łatwe, co jego aplikacja - produkt dobrze współpracuje z większością sypkich pudrów, jakie mam w swoich zasobach kosmetycznych. Szczególnie polubił się z pudrem bananowym Moonish Natural oraz pudrem utrwalającym Wibo Mood. W żadnych z tym przypadków nie wyglądał sucho, nieestetycznie na skórze. Korektor Pixie ponad to wszystko, co udało mi się wymienić, wyczuwalnie pielęgnuje skórę, nie przesusza jej oraz dba o optymalny stopień nawilżenia. Jest bardzo trwały, wytrzymuje przez cały dzień bez poprawek. Jego wydajność także oceniam na plus - pomimo codziennego stosowania, solo lub z kremem, stopień zużycia jest naprawdę minimalny. Naprawdę nie mam do czego się przyczepić :)
Podsumowując, mamy tu naturalny korektor o świetnym składzie, który bardzo ładnie prezentuje się na skórze. Maskuje cienie pod oczami oraz widoczne naczynka, nie prezentując się przy tym sztucznie lub ciężko. Ładnie wtapia się w skórę, nie podkreśla zmarszczek, nie wchodzi w załamania na skórze. Nie powoduje również łzawienia czy też uczucia szczypania w okolicach oczu. Ma uczciwą cenę - obecnie jest to koszt w wysokości 44 złotych. Nic, tylko brać :) Zdecydowanie polecam, jestem z niego bardzo zadowolona!
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie