Glam Shop GlamShadows, Cień beztalkowy 

Jestem posiadaczką cienia "Mars" i koniecznie muszę skusić się na więcej. Foliowych/metalicznych/błyszczących cieni zawsze używam na mokro, spryskując syntetyczny pędzelek mgiełką do twarzy lub po prostu wodą przelaną do buteleczki z atomizerem. Na powiece cień zaskakuje dzięki temu błyskiem i trwałością. Mars nie osypuje się podczas nakładania, jest bardzo wydajnym cieniem, daje bardzo efektowny blask na powiece. Podoba mi się, że cienie mogę włożyć do komponowanych przeze mnie palet magnetycznych i przychodzą w blistrze, z którego szybko można je do niej przełożyć W zamieszczonym zdjęciu prezentuję od góry: nałożony na sucho pędzelkiem syntetycznym (chociaż nigdy nie używam tak metalicznych cieni), zwykły swatch palcem, cień nałożony spryskanym mgiełką pędzelkiem z włosia syntetycznego, cień nałożony suchym pędzelkiem z włosia syntetycznego nałożony na bazę GlamGlue.

-na początku warto zaznaczyć, że są to cienie bardzo złe, tak samo złe, jak wszystkie inne Glamshadows, razem miałam 41 odcieni, 9 beztalkowych, -widzę delikatną różnicę w konsystencji beztalkowych w porównaniu do tych "normalnych", ale wciąż jest dla mnie beznadziejna:( -kolory wydają się być piękne, kiedy oglądam swatche to się zachwycam, a potem sama robię swatch i coś tu jest nie tak... -pigmentacja tak słaba, że aż ciężko w to uwierzyć, -byłam bardzo napalona na te cienie, myślałam, że nowa formuła, że coś fajnego, tymczasem rozczarowałam się bardzo, -nanoszenie tych cieni na powiekę to jest tragedia, zero przyjemności, a i zadowolenia z efektu nie ma żadnego, -pędzlem do nakładania cieni się nie da, raczej takim zbitym syntetykiem do korektora, ale i tutaj efekt słaby, rolują się, robią plamy, -efekt po nałożeniu (palcem jedynie) jest satysfakcjonujący powiedzmy, ale te odcienie... mega tandetnie wychodzą, dziwnie się mienią, no nic ciekawego, -duża cena, wyższa od cen za pojedynczy cień w paletach wysokopółkowych, Anastasia Beverly Hills jest tańsza (jeśli doliczyć paletę, w którą musimy włożyć cienie), -łatwa do uszkodzenia faktura, już podczas wkładania do palety nie obyło się bez niespodzianek, -kruszą się i pylą, -blendowanie niewykonalne, -błysk jest bardzo umiarkowany, nie może się równać z Kobo, Morphe czy The Balm, -te cienie dają tak słaby efekt na powiece, że ja nie widzę różnicy między większością kolorów, a to oznacza, że coś jest nie tak, bo powinny być od siebie diametralnie różne, -niewydajne, -/+jedynie nakładanie tych cieni palcem ma jakiś sens, ale ciężko to potem rozetrzeć, wyrównać, poza tym ja mam długie paznokcie i nie nakładam cieni palcem, pacynka już nie dała takiego efektu, +faktycznie w żaden sposób nie uczulają i nie podrażniają moich wrażliwych oczu, +możliwość skomponowania własnej palety, +ładnie pachną, jak dobra pielęgnacja, +jak już je jakoś nałożymy, trzymają się cały dzień, +nie bledną w ciągu dnia, +zmywają się bez problemu Absolutnie nie polecam tych cieni, ich jakość jest żadna.

Z beztalkowców od Hani mam póki co tylko Fionę (super zielony kolor). Pędzlem się ich nie nakłada. To taka specyfika jak foliowe od Hudy. Nałożone palcem, czy też na mokro robią mega robotę. Trzymają się cały dzień (robię makijaż o 6 rano, zmywam ok. 20), nic się nie roluje ani nie wchodzi w załamania (a mam tłustą opadająca powiekę). Ten cień to po prostu sztos. Jaki był na swatchu, taki na oku. Grał u mnie pierwsze skrzypce w letnim makijażu.

Kupiłam jeden cień na próbę (mech), bo nie wiedziałam jak mi się będzie z nimi pracowało. Teraz wiem, że będą następne, bo jest to świetny kosmetyk! Cień ma lekko masełkowatą konsystencję, świetnie się rozciera, nie osypuje i długo utrzymuje. Nie ma mowy o rolowaniu,blaknięciu w ciągu dnia. Czego chcieć więcej? Sam kolor jest przepiękny (brązowo-zielony). Jest tak bardzo skoncentrowany, że robiąc swatcha ciągnę go bardzo długo po skórze, a on nadal zostawia kolor. Niesamowita formuła! Jestem pod ogromnym wrażeniem. Fajnie nakłada się go palcem - je najbardziej tak własnie lubię robić. Wtedy koncentracja pigmentu jest naprawdę nieziemska. Polecam!