Serge Lutens Rousse EDP 

Zapach poznałam przypadkiem: weszłam do perfumerii w złotych tarasach, a tam pani po francusku zagaduje, że ma dla mnie zapach, że muszę go choć powąchać i choć ona widzi, że nie do końca jestem ruda, to muszę powąchać Rousse (rudowłosą). Nie lubię jak ktoś do czegoś tak mnie przekonuje, ale cóż, skoro taki napór- powąchałam... I ugięły mi się nogi, nie sądziłam, że ktoś może TAKI zapach stworzyć. Jest to moja życiowa miłość. Okazało się, że to był początek wprowadzania Lutensów do pl. Zapach skrajnie elegancki, dopracowany, wytrawny, nic ze słodyczy. Cynamon wyrobiony, dorosły, dojrzały niczym kora wieloletniego drzewa, niczym elegancka piękna kobieta z klasa po 40. Moja miłość. Zapach w gorące dni może wykończyć, także gdy boli głowa lub ma się migrenę- odradzam. W duzych ilościach może przydusić nosiciela. Trwałość niesamowita <3

Bardzo sie cieszylam, ze nareszcie mam probke tego zapachu, bo na pelnowymiarowy flakon bez testow sie nie spieszylam. Otwarcie jest mocne, swidrujace, dosc glosne- mandarynka i cedr tworza zapach starej babcinej pomadki, ktora zapomniana w szufladce lezy sobie lat kilkanascie. Mam tez troche inne skojarzenia- czasami mi sie zdaje, ze czuje zapach masci z apteki. Dosc szybko to mija, jednak zostawia po sobie taki ogonek, ktory ciagle jest w tle zapachu. Rousse- to nie cynamon mielony, to kawalki kory cynamonowej, zapach gourmand. Zjawia sie ambra, ktora osladza do kaszlu suchy zapach slodkawej kory i naoleja go. Na skorze zapach staje sie tlusty, przyprawowy z ambra w roli glownej. Gozdziki sie pogubily po drodze, ale nagle daja o sobie znac nuty balzamiczne. Znowu zapach upodabnia sie do aptecznych masci... i mowie w tym momencie mu NIE. Trwalosc tak sobie :( Używam tego produktu od: 2011 sierpien Ilość zużytych opakowań: 1 ml probka

Decydując się na ten zapach, oczekiwałam smrodku sproszkowanego cynamonu (wiecie, że proszek i kora pachną inaczej, prawda?), a dostałam... właśnie korę, twardą i aromatyczną, jak dodatek do grzanego wina. Początek jest zabójczy - czuję jakąś stęchłą nutę, której nie rozpoznaję, ale jest to smród sztucznej tkaniny, wymoczonej w jakimś smarze chemicznym :D Na szczęscie szybko znika i pojawiają się (obok cynamonu, bo ten nie znika ani na chwilę) kwiatki i coś słodkiego. Ambra? Nie, coś jakby miód. Myślałam, że ten zapach się nie zmieni, ale... Nadeszła ta chwila i coś drgnęło. Cynamon jakby się wyciszył, przekazując pierwszeństwo nutom drzewnym, suchym, ale ciepłym i słodkim. Szkoda, że mandarynki wcale nie poczułam, tak samo wanilii, choć zwykle ta ostatnia bardzo lubi moją skórę. Jest za to dziwna słodycz, lekko syropowa, ale nie mam nic przeciwko. W końcu wszystko się uspokaja i zaczynam czuć tylko goździki i cynamon. Nie wiem, co bardziej. Goździki zostają nawet po umyciu skóry. Trwałość zabójcza. Używam tego produktu od: niedawna Ilość zużytych opakowań: próbki

Rousse miota w mój nos pył- pył cynamonowy, ostry i suchy. Noszę go i zastanawiam się, czy to naprawdę Lutens? Gdzie słynna miodowa baza? Ponieważ pachnienie jak wypiek bożonarodzeniowy nie należy do moich priorytetów, właściwie z ulgą powitałam jej brak, podobnie jak brak owoców i innych elementów, wysładzających woń cynamonu. Zanurzyłam się po prostu po uszy w wytrawną cynamonową kąpiel, prawie mononutową, bo w nucie serca czuję prawie wyłącznie cynamon na bardzo ładnej,równie suchej jak wiodący motyw, drzewnej,cedrowo- mahoniowej podbitce, ale to tylko pięknie zarysowane tło. Plus od czasu do czasu goździkowy prztyczek w nos, przypominający o tym,że cynamon należy do korzennych przypraw. W bazie zapach się odrobinę wysładza, cynamon jest już wtedy waniliowo-ambrowy, ale wanilia pojawia się tu raczej jako woń suchej laski wanilii, aniżeli tłustego olejku do ciasta, również w tym miejscu Rousse ucieka od spożywczych skojarzeń. Przy tej całej goryczy i wytrawności jest łatwy w noszeniu, elegancki i piekielnie trwały. Na mnie cały dzień. Już niecierpliwie czekam na dzień następny.

Piękny ... Po prostu piękny ... Zachwyca, cynamonem, takim nie suchym, ale nieupodlonym mezaliansem z piernikiem ... Posiada wszystkie zalety ukochanego opium, ale ... nie zabija jak Opium;) - nadaje się na lato. Słodki cynamon, to co lubię najbardziej, mrauuu ... :) Używam tego produktu od: 2 tygodni mniej więcej Ilość zużytych opakowań: testy

Naczytałam się o Rousse tyle, że nim jeszcze pierwszy raz go powąchałam miałam niezwykle plastyczne i sugestywne wyobrażenie tego zapachu. Otóż roiło się cynamonowe sirocco, rudobrązowy tuman suchego pyłu gnany wiatrem, słońce za rdzawą chmurą, upał, dławiący w gardle kurz. Zamiast cynamonowego oddechu porywczego i skorego do gniewu Eurosa dostałam jednak tchnienie figlarnego Zefira. Rousse na mojej skórze nie ma nic wspólnego z pustynną burzą, nie jest gwałtowny, suchy, porywczy. Zamiast wytrawionego słońcem piachu i cynamonowego proszku mam łagodny podmuch, bryzę o zapachu cynamonowego olejku. Tłustawy, wilgotny, podbity ciemną, niespożywczą wanilią i doprawiony gorzkim szafranem Rousse był dla mnie totalnym zaskoczeniem. Po jakimś czasie cynamon podsycha trochę i staje się odrobinę cierpki a między nim pobłyskują nuty drewna- cedru i chyba mahoniu, tak na mój nos. Dla mnie to najciekawszy moment kompozycji. Niestety, cynamonowy zefir szybko traci na mocy i chwilę później pozostaje po nim już tylko ambrowa poświata. Rousse to ładny zapach. Ładny. Nic więcej. Trwałość bardzo marna, trzygodzinna. Flakon piękny Używam tego produktu od: kilku tygodni Ilość zużytych opakowań: odlewka

Nigdy dotąd nie przeżyłam tak szczęśliwego, przypadkowego uśmiechu losu - a może przeznaczenia... Próbkę Rousse kupiłam w zestawie innych lutensów... Zachwycona po pierwszym użyciu zaczęłam szukać informacji na jego temat: cynamonowa burza! to chyba najtrafniejsze określenie, chociaż... Dla mnie Rousse jest ucieleśnieniem Herbertowskiej Diuny, suchym, pustynnym aromatem pięknej planety przesyconej melanżem, okiełznanej przez Fremenów, jeźdźców czerwi o błękitnych w błękicie oczach... Jest po prostu nieziemski, niesamowity, cudowny... Używam tego produktu od: testy Ilość zużytych opakowań: 1,5 ml

i znowu ta swieczka na swieta o zapachu cynamonowym szukalam filoka, pisalo ze jest fiolek a tu .... GOZDZIK ; cynamon, i jakies przypraawy, tak jak w kazdym z jego zapachow oczyswisce sa nietypowe, i troche dlugo sie trzyma 4 godziny , ale to jednak nie jest to ! raczej dla kobiet ktore lubia ORIENTAL ! Używam tego produktu od: dzis Ilość zużytych opakowań: zeero

Szukam pięknego cynamonu w perfumach i tu znalazłam, ale nie jako pojedynczą, cynamonową nutę, ale jako cudo przeplecione z innymi wonnościami. Nie jest za słodki, jest idealnie wyważony. Rousse pachnie na mnie jak Safran Troublant, jakiś czas po aplikacji, z cynamonem. Zapach jest zwiewny, puchowy i migotliwy. Szafran z wanilią i cynamonem, albo raczej cynamon z szafranem i wanilią. I kiedyś kupię sobie flakon. O. Używam tego produktu od: jakiegoś czasu Ilość zużytych opakowań: odlewka

Dawno nie przeżywałam takiego zachwytu i oczarowania, jak z powodu cynamonowego, szlachetnego,tajemniczego Rousse. O nutach wszystko napisały moje przedmówczynie. Dodam tylko, że klimat Rousse jest niezwykły i wywołuje we mnie jakieś odległe od spraw przyziemnych wizje : wieczóru wypełnionego muzyką Ravela, przestrzeni w ciemnoniebieskim i rdzawym kolorze. Choć Rousse jest jednym wielkim cynamonowcem, swoją atmosferą tajemniczości i głębią od razu skojarzył mi się z LHeure Bleue Guerlaina. Tak, to ten sam szyk, taka sama klasa, takie samo niedopowiedzenie. Bardzo, bardzo piękny jest ten rudy Lutensiak. Bardzo podoba się też otoczeniu. Noszę Rousse od kilku dni i już parę razy słyszałam, &amp;quot; pięknie pachniesz jakimś pięknym cynamonem&amp;quot;. Cudo ! Używam tego produktu od: od dawna próbki Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego

Chmurka suchego, cynamonowego pyłku na ambrowej bazie. Ambra w wydaniu słodko-duszącym, ale cynamon bardzo fajnie to równoważy. Zapach głęboki, orientalny i z klasą. Buteleczka ładna Używam tego produktu od:? Ilość zużytych opakowań:próbka

&#8222;Rudzielec&#8221; przysporzył mi nie lada kłopotów a mój prosto skonstruowany nos potrzebował czasu, żeby rozgryźć dziwoląga. Przepisuję tą recenzję już n-ty raz w poczuciu, że w jakimś tam sposób krzywdzę to dzieło swoimi nieudolnymi porównaniami. Tym razem postanowiłam nie silić się na poetyckie epitety i w prosty sposób wypunktować to, co dzieje się w poszczególnych fazach zapachu, bez zbędnych &#8222;uniesień&#8221;;). Faza nr 1 &#8211; zdecydowanie dominujące przyprawy korzenne (w tym cynamon) z akcentem słodkiej mandarynki i małym dodatkiem wanilii. Wszystko to jest bardzo apetyczne ale nie &#8222;jadalne&#8221;, co prawdopodobnie jest zasługą fiołka. Jest bosko. Winnie i energetyzująco. Faza nr 2 &#8211; aromaty kwiatowe, drzewa i za duża domieszka ambry, która zaczyna się bezczelnie panoszyć panując nad zapachem; nuty ambrowe niepotrzebnie nadają mu oleistego, nieprzyjemnego charakteru, zapach staje się męczący, choć w tej fazie jeszcze żyje. Faza nr 3 &#8211; miks wszystkiego pykający sobie na małym ogniu, jednak już nie tak energetyzujący jak na początku; mdły; zaczyna się robić ciężko i duszno. Faza nr 4- przysmolone drewno i zdechły cynamon &#8211; smętnie, ale ciekawie. Podsumowując &#8211; mam mieszane uczucia, pewne elementy lubię (nawet bardzo) innych &#8211; wręcz przeciwnie. Dziwadełko, sprawdźcie sami. Używam tego produktu od: kilku dni Ilość zużytych opakowań: probka

Były testy nadgarstkowe, były całościowe, i nijak nie mogę dopatrzyć się tej nawałnicy, burzy czy czego tam jeszcze. Miałam kiedyś kolegę, Rudego. Miał przezroczystą skórę, w słońcu - bladoróżową. Oczy zamglone, w kolorze szmaragdowym, włosy ... no rude. Charakter miał wyjątkowo łagodny i ugodowy. A Rousse jest brunetem, może Turkiem, o suchej, ciemnej skórze, i intensywnym spojrzeniu. Przyprawy, soczyste, słodki śliwki i figi, tak - cynamon, jakieś aldehydy (?). Nie oszałamia intensywnością, jest po prostu mocny. Będę pamiętać ten zapach, ale żeby oszaleć ? Nie ma powodu. Używam tego produktu od: 2 tygodnie Ilość zużytych opakowań: próbka

Dziwaczne mydełko. Początek tego mydła nie zapowiada, bo jest dość przyprawowy, suchy, ale cynamomnu to ja tam za bardz nie czuję. Zapach jest na początku słodki, ale nie jest to na pewno szarlotka czy cynamonowy strudel. To w ogóle nie jest zapach &quot;jadalny&quot;. No i na koniec zmienia się o 180 stopni i zostaje babciowate mydełko. Bardzo słaba kompozycja. Używam tego produktu od:dziś Ilość zużytych opakowań:test

Spodziewałam się prawie że KWC :) A tu...działający jak tabaka zapach szminki które były na rynku z 10 lat temu. Pamiętam jak poznawałam ten zapach buszując po szufladach z kosmetykami i biżuterią babci. Nic w nim z subtelności, nie wyczuwam ani krzty kobiecości... Brzyyyyyyydal...Myslę, że pasowałby mi jedynie na Pani w wieku 60 lat, idącej w deszczowy dzień do teatru, zestrojonej w czarny płaszcz.... Używam tego produktu od: próbka Ilość zużytych opakowań: ...

Mogę w pełni podpisać się pod recenzją Afterburn. Pod każdym jej słowem. Rousse to dla mnie suchy zapach drzewny, przyprawowy z cynamonem. W takiej właśnie kolejności. A cynamon nie jest z tych ciasteczkowych, słodko-jadalnych. Jest suchy, wiercący w nosie, wibrujący, przykłuwa uwagę, ale nie tak apetyczny. W małej ilości jest dla mnie do noszenia, jednak kiedy przyciągam nadgarstek do nosa, coś mnie drażni. I o ile np. Daim Blond był dla mnie zapachem jasnym, to kolorystycznie Rousse określiłabym jeśli nie jako rdzawy to ciemnobrązowy. Kompozycja bardzo ciekawa. Używam tego produktu od:kilkanaście testów w ciągu kilku miesięcy Ilość zużytych opakowań:próbka

Bardzo ascetyczny flakon rodem ze starej apteki, naklejka sepii i całość daje wrażenie skrzętnie przechowywanego eliksiru. A zapach? Gorący, suchy, mało słodki, jedyny w swoim rodzaju. Pod spodem ma coś kolońskiego. Diabelnie trwały i dobrze :) Używam tego produktu od:2 tygodni Ilość zużytych opakowań:w trakcie pierwszego

Zapach-majstersztyk. Na myśl przywodzi stare, niemal pozbawione życia drzewo cedrowe. Cóż jeszcze tam jest? Ano właśnie cynamon, bo przecież o nim to opowieść. Zapach jest pozbawiony wody, do tego stopnia, że trudno odpędzić się od myśli, że zaraz wszystko się pokruszy, zawali, niszcząc przy okazji olfaktoryczny obraz. Na szczęście nic takiego się nie dzieje. Po pewnym czasie na plan wchodzą owoce, które euforyzują kompozycję. Wanilia dodaje ciepła i utrwala obraz cedru i cynamonu. Czas płynie, a Rousse odkrywa coraz to nowe interpretacje swoich ingrediencji. Bez żadnych wątpliwości jest to wonność niemal idealna. Czemuż to &quot;niemal&quot;? Jak wyżej piszę, Rousse jest zbyt suchy, co powoduje mały dynamizm przekazu, zwłaszcza w nutach głowy i serca. Na szczęście, gdy na scenę wchodzi wanilia i owoce, wszystko piękne się uzupełnia i pozwala podziwiać tą(ę) jakże oryginalną sztukę. Bedąc na początku niszowej przygody mogę stwierdzić, że ta kompozycja Lutensa przez długi czas będzie moim Primus Inter Pares z dorobku jakże płodego duetu z Sheldrake`iem. Używam tego produktu od: jakiś czas. Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszej 50-tki.