Od wielu lat mierzę się z AZS i problemami skórnymi (które, nota bene, są dość powszechne w mojej rodzinie) czasami większymi, czasami mniejszymi, w zależności od pory roku, pogody i wielu jeszcze wielu innych czynników. Szczególnie te problemy dotykają moją bardzo wrażliwą skórę głowy – od wielu lat czasem wraca mi ŁZS, okresowo zmagam się z łupieżem, a moje włosy mają tendencję do przetłuszczania się ze względu na podrażnioną skórę skalpu. Jakiś czas temu poważne podrażnienie spowodowało spory stan zapalny na skórze głowy – niegojąca się, swędząca rana umiejscowiona w tyle głowy dokuczała mi bardzo i sprawiała, że zaczynałam martwić się o stan moich włosów, szczególnie że z powodu pandemii nie mogłam się udać do lekarza, a sama nie wiedziałam do końca, co mam z tym zrobić. Było to dla mnie trudne i bardzo obciążające.
W momencie, kiedy moja skóra głowy była już w naprawdę w złym stanie i coraz bardziej mnie to martwiło (szczególnie że z powodu obecnej sytuacji wizyta u dermatologa, który pomógłby cokolwiek, jest nieco utrudniona), skończył się poprzedni łagodny szampon, którym myłam włosy pomiędzy myciem mocniejszym „rypaczem”, i postanowiłam zaopatrzyć się w coś nowego. Tym razem miał być to dermokosmetyk – coś, co będzie ekstremalnie delikatne, bez substancji zapachowych, mogących podrażniać. ani bez „mocniejszych” substancji myjących, co nie zaostrzy jeszcze stanu zapalnego. Zasadniczo miałam zamiar kupić inny produkt, ale ostatecznie – ze względu na cenę oraz wielką sympatię do kremu z tej samej linii, a także przeznaczenie do takich problemów jak moje, zdecydowałam się na ten z Mediderm, nie podejrzewając, że nie tylko umyje delikatnie włosy, ale i pomoże w mojej walce ze stanami zapalnymi.
Jak cała linia, i szampon ma bardzo skromną, typową dla dermokosmetyków szatę graficzną. Na białej butelce znajdziemy logo marki (niebieski napis na zielonym pasku), nazwę produktu, przeznaczenie oraz logo producenta. Na drugiej stronie odnajdziemy dość szeroki opis produktu, łączenie ze sposobem użycia i składem. Sama butelka, w której zamknięty jest szampon, jest biała, nietransparentna i dość ciężka o klasycznym, okrągłym kształcie, zwężającym się ku górze. By otworzyć kosmetyk, należy nacisnąć jedną część korka, by po drugiej stronie pojawił się niewielki otwór – jest to dość standardowe zamknięcie.
Skład nie jest zbyt skomplikowany, charakterystyczny dla produktów dla osób cierpiących na problemy skórne, gdzie każdy dodatkowy składnik może być powodem podrażnień. Na trzecim i czwartym miejscu znajdziemy dwie substancje myjące, znacznie łagodniejsze od SLS i ich pochodnych, Cocamidopropyl Betaine oraz Sodium Lauroyl Oat Amino Acids, znany z tego, że nie podrażnia delikatnej skóry, nawilża i zapobiega elektryzowaniu się włosów. Dalej znajdziemy pantenol oraz gwiazdę programu - Sodium Shale Oil Sulfonate, czyli ichtiol biały. Ma silne działanie przeciwgrzybicze, przeciwświądowe, normalizuje proces złuszczania się naskórka i sprzyja procesom jego regeneracji – czyli właściwie wszystko, czego potrzebowałam i czego potrzebuję. O jego efektywności świadczyć może chociażby fakt, że poza szamponami takimi jak ten, składnik wykorzystuje się również w kremach łagodzących w przebiegu trądziku różowatego.
Konsystencję produktu określiłabym jako wodnistą, ale lekko w stronę żelowej czy galaretkowatej, natomiast kolor jako żółtawy z brązowymi podtonami. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to być może najciekawszy kolor dla szamponu – większość produktów jest biała bądź żelowa – ale szampon ten jest produktem leczniczym, a wśród takich bardzo często można spotkać bardziej niestandardowe kolory. Najbardziej jednak kontrowersyjną częścią tego kosmetyku jest jego zapach, bardzo wyraźna i utrzymująca się dość długo woń, która dla niektórych może być męcząca i trudna do wytrzymania (ja mam już spore doświadczenie z tego rodzaju woniami i innymi „atrakcjami” leków i dermokosmetyków, więc nie było to dla mnie szczególnym wyzwaniem), a za którą odpowiada najważniejszy składnik produktu, czyli ichtiol biały. Jak jednak podkreśla producent na opakowaniu, wolał nie maskować tego zapachu składnikiem zapachowym, z uwagi na możliwe podrażnienie, ale i dlatego, że w ten sposób produkt zyskuje wiarygodność. W moim przypadku zapach nie utrzymuje się długo po umyciu włosów, chociaż być może jestem przyzwyczajona już do niego i nie przeszkadza mi tak bardzo.
Szampon jest produktem naprawdę wydajnym. Wystarczy go bowiem niewiele (ja nigdy zresztą nie używam dużych ilości szamponu, ponieważ mam włosy przetłuszczające się) na umycie skalpu oraz włosów na długości; wystarczająco dobrze się pieni i myje. Podczas mycia szampon pieni się poprawnie, chociaż nie jest to spektakularna piana (wiąże się to z jego właściwościami), co mi zupełnie nie przeszkadza.
Przyznam szczerze, że w pierwszej chwili nie przypuszczałam, że ten produkt pomoże mi w moich problemach skórnych – chciałam tylko, żeby łagodnie mył. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy już po pierwszym użyciu poczułam sporą różnicę: nie czułam swędzenia, zniknęły czerwone plamy oraz uporczywe łuszczenie się skóry. Po stosowaniu produktu dłużej, stan zapalny w tyle głowy, wraz z ranką, zaczął się powoli goić, i regenerować – chociaż nadal skóra w tym miejscu jest zaczerwieniona i trochę inna, niż na reszcie głowy, ale poprawa jest widoczna na pierwszy rzut oka i naprawdę duża. Dzięki temu produktowi mogę więc w końcu odetchnąć z ulgą. Liczę, że leczenie tego miejsca będzie postępowało nadal, a przynajmniej taki stan utrzyma się do czasu, kiedy w końcu bezpiecznie będę mogła iść z moim problemem do dermatologa.
Kosmetyk, mimo braku mocnych substancji myjących, świetnie radzi sobie z myciem. Włosy po wysuszeniu są miękkie, nie elektryzują się, i wyglądają na zdecydowanie zdrowsze niż zwykle, w czym zdecydowanie preparat ma swój udział, też nie przetłuszczają się tak szybko, jak przy innych szamponach (szczególnie tych z SLS), co wynika to z tego, że składniki produktu są łagodne dla skóry głowy. Jednym zarzutem może być to, że po umyciu tylko nim włosy są bardzo splątane, jednak tutaj radzę sobie innymi kosmetykami – nawet jeśli nie mam tyle czasu, by po myciu nałożyć maskę, czy chociaż odżywkę, jedwab do włosów nakładany na wilgotne rozwiązuje ten problem.
Nie przypuszczałam, że ten niedrogi, bardzo niepozorny produkt z apteki przyniesie tak wspaniałe rezultaty. Jednocześnie się cieszę, że znalazłam taką perełkę, która przynosi mi ulgę, ale i jednocześnie delikatnie pielęgnuje. Jestem zachwycona.
Zalety:
- zawartość ichtiolu białego - składnika idealnego dla osób z łuszczycą, egzemą, AZS etc.
- efekty
- zawartość delikatnych substancji myjących, które nie podrażniają, ale jednocześnie dobrze myją włosy
- brak składnika zapachowego (mogącego podrażniać)
- wydajność
- efekt pielęgnacyjny dla włosów - włosy nie przetłuszczają się szybko, są miękkie i nie elektryzują się
- cena
- dostępność
Wady:
- zapach nie jest najładniejszy
- nieco plącze włosy
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie