Kat Von D Everlasting Lip Liner Długotrwała kredka do ust

Mój kolor to Bow n Arrow. Na początku byłam zachwycona konturówką: mięciutka jak masełko, trwała, pięknie podkreślająca kontur...niestety jest to najszybciej wysychająca konturówka jaką mam w swoich zasobach...po trzech miesiącach zrobiła się twarda i krucha. Całe szczęcie , że udało mi się ją kupić na wyprzedaży za 50% ceny bo gdybym zapłaciła pełną cenę , naprawdę byłabym wkurzona. Nie polecam, nie kupię ponownie . Dałabym jedną gwiazdkę , ale daję dwie na początku naprawdę zachowywała się świetnie.

Ostatnimi czasy bardzo lubię wykonywać makijaż ust i podkreślać w nich to, co najlepsze. Co prawda nie są one u mnie jakieś duże i z pewnością nie wpasowują się w trendy pełnych, ponętnych warg prosto z Instagrama, ale idzie co nieco z nich wydobyć. Z tej okazji zaczęłam ochoczo powracać do kosmetyków do ust, które jakiś czas temu zakupiłam pod wpływem impulsu na naprawdę sporej wyprzedaży na stronie internetowej perfumerii Sephora. Wtedy wpadła w moje ręce między innymi recenzowana konturówka o nazwie Everlasting Lip Liner. Zdecydowałam się wówczas na kolor o zachęcającej i uroczej nazwie Unicorn. Niestety już na wstępie muszę stwierdzić, że kolorek ten nie ma za wiele wspólnego ze słodkością i ja na pewno bym go z taką nazwą nie skojarzyła. Jest to bardzo blady odcień pomarańczy, trochę taki nudziak, ale też nie do końca. Podejrzewam, że na stronie internetowej prezentował się inaczej. W rzeczywistości nie wiem, dla kogo tak naprawdę ma to być odcień, bo ja wyglądam w nim raczej jakbym nie miała ust, gdyż zlewa się on po prostu ze skórą. Kredka zamknięta została w kartonowym opakowaniu. Jest ono czarne i zaprojektowane w iście gotyckim stylu, który jest charakterystyczny dla tego producenta i mnie osobiście bardzo się podoba. Sam kosmetyk ma wysuwaną, a nie temperowaną formę i to także jest dla mnie ogromnym plusem, bo zazwyczaj gubię moje temperówki, potem nie chce mi się jej szukać albo kupować nowej i taka kredka leży u mnie nieużywana w nieskończoność. Produkt ma formułę takiego suchego masełka, nie będę ukrywać, że opisanie tego nie jest dla mnie najłatwiejszym zadaniem, ale mimo to formuła ta jak najbardziej jest przyjemna i bezproblemowa w użytkowaniu. Mimo bardzo jasnego koloru kosmetyku pokrywa on bez problemu naszą czerwień wargową. Niestety aplikuje się bardzo nieestetycznie, bo tworzy niemałe prześwity spowodowane tym, że nakłada się tworząc smugi i nie daje możliwości nałożenia pigmentu w sposób równy i jednolity. Dodatkowo po zastygnięciu maksymalnie podkreśla suche skórki, a nawet tworzy nowe, bo po prostu posiada wysuszającą formułę. Zastyga, ale z czasem zaczyna się zjadać i robi to w bardzo nieestetyczny i nierówny sposób. No niestety, ale jak dla mnie kosmetyk ten to bubel. Podejrzewam, że dotyczy to mojego feralnego koloru, na który się zdecydowałam, bo patrząc po pozostałych recenzjach na wizażu, nie wypada on obiektywnie aż tak źle. Ja już raczej się na niego nie zdecyduję, nawet w innych kolorach.

Lubie używać jej na linie wodną, oraz z przeznaczeniem jako konturówkę. Jest to produkt trwały, miękki który łatwo sunie po skórze. Opakowanie jest poręcze a przy tym bardzo ładne. Jednak cena mimo wielu plusów jest dla mnie zbyt wysoka

To mój pierwszy kosmetyk tej kultowej marki i jestem w nim zakochana. Konturówki to dla mnie stosunkowa nowość, rzadko je stosuję, mam swoją ulubioną bezbarwną konturówkę z E. do wszystkich kolorów szminek, ale postanowiłam spróbować czegoś bardziej odważnego. Mam odcień o nazwie a Go-Go to piękna czerwień wpadająca w pomarańcz. Niestety nie mam pomadki w takim kolorze (próbowałam dopasować je do moich różowych szminek, ale niestety na próżno, gdyż odcienie są inne), ale ten kosmetyk sprawdza się też stosowany solo, choć jak wiadomo jest wtedy mniej wydajna. OPAKOWANIE Opakowania konturówek tej marki w stylu gotyckim zdecydowanie przykuwają wzrok, są wręcz mroczne i tajemnicze a skrywają prawdziwe skarby. Konturówka znajduje się w czarnym kartoniku z napisami oraz kwadracikiem z ilustracją koloru wraz z nazwą. Kolor na opakowaniu odzwierciedla idealnie kolor kosmetyku, co ważne, bo nie musimy otwierać go, aby sprawdzić kolor. Opakowanie ma kolor konturówki, również posiada na sobie motywy roślinne w kolorze czarnym i srebrne napisy, czarna nakładka idealnie komponuje się z wyrazistą resztą opakowania. Konturówki są wysuwane, co jest o wiele wygodniejsze niż temperowanie i pozwala na używanie kosmetyku w wygodny sposób. Mechanizm działa od początku bardzo dobrze. Zatyczka nie spada , więc o wiele wygodniej się ich używa niż tych klasycznych z wiecznie spadającymi nakładkami. KONTURÓWKA Konturówka wydaje się być dosyć twarda i zbita, ale po przyłożeniu do ust okazuje się wyjątkowo miękka i sunie po nich tak, że nawet tego nie odczuwamy. Jest ostro zakończona dzięki czemu precyzyjnie można obrysować usta. Nie łamie się podczas używania, co niejednokrotnie mi się zdarzało przy konturówkach do temperowania. Za jej pomocą można precyzyjnie zaznaczyć linię ust. Nadaje ustom matowe wykończenie, prezentuje się na prawdę ładnie i urozmaica każdy makijaż. Jeśli szukacie nietuzinkowego odcienia to jak najbardziej mogę go polecić, ja jestem w nim zakochana, więc bardzo szybko ubywa mi tego kosmetyku, ale z pewnością kupię sobie kolejną. Jest wyjątkowo trwała, można by rzec nie do zdarcia – wytrzymuje dobre kilka godzin, a przy jedzeniu jedynie lekko i równomiernie się ściera stając się o ton, dwa jaśniejsza, ale nie zanika. Trwałość jest mega! Stosowana solo jest mało wydajna, ale lubię ten sposób używania tego kosmetyku. Będę polować na inne kolory. Minusem jest oczywiście dość wysoka cena. PLUSY: + nie łamie się + pozwala na precyzyjną aplikację + estetyczne opakowanie + możliwość stosowania solo i z pomadką + bardzo dobra trwałość MINUSY -cena

I tu tak samo jak w temacie szminek - kolory przyprawiają o zawrót głowy i chce się mieć wszyyyystkie :D Mój wybór padł na kolor - Bloodmilk i był to doskonały wybór. Konturówka jest miękka, przyjemnie rozprowadza się na ustach. Kolor petarda, trwałość petarda.