Na wstępie trzeba sobie zadać pytanie, czy na pewno chce się pachnieć jak mokry parasol? Ja nie mam nic przeciwko, byle by deszcz na parasolu był wiosenny, ulewny i pachnący!
Uwielbiam zapachy niejednoznaczne, dziwadełka, które dostarczają perfumeryjnego odlotu, pozostając przy tym pięknymi, zapachowymi kompozycjami. Le Parfum zahacza właśnie o ten zbiór.
Ogólnie Max Mara kojarzy mi się z powagą, szykiem, klasyką, ale w lżejszym, stalowo-szarym, bladoróżowym wydaniu, wiem, że w jej perfumeryjnych szeregach, nie natknę się na pluszowe Opium czy zawiesistą Truciznę. I, w sumie, to dobrze, bo wiem po co sięgam na max marowe półki
Odkąd zetknęłam się z klasycznymi Le Parfum mam wrażenie, że jest zapach znajomy, jakoś oswojony, ale nie wyzbywam się przeświadczenia, że pozostaje elegancki i z rezerwą. Pierwsze moje skojarzenie, po skropieniu się tym zapachem, szło w kierunku prasowanego prania: akt prasowania jest w trakcie, czuć ciepło eleganckiej koszuli, która wymyka się spod żelazka a także mokry, żelazkowy zapach pary wodnej, który za moment uleci z rękawów i mankietów. Zapach elegancji a także swojskiej, domowej czynności.
W miarę poznawania Le Parfum doszłam do wniosku, że prasowana koszula, którą wyczuwałam na początku, wisiała przez całą wilgotną i deszczową noc na zewnątrz i ma charakterystyczny, ciężki zapach deszczu (który nie wszystkim odpowiada, bo to jednak zapach wilgoci) i absolutnie mi to nie przeszkadza.
Idąc tym tropem doszłam jednak do wniosku, że koszula przegrywa na rzecz parasola: materia parasola jest trochę sztuczna i zatrzymuje na sobie deszcz! I to właśnie czuję w Le Parfum: deszcz na mokrej tkaninie parasola! Dla mnie strzał w dziesiątkę i tylko zastanawiam się jak do tego wszystkiego odnieść splot nut zapachowych z jaśminem, mirabelką, drewnem lipowym i białym pieprzem? Chyba jednak nie odniosę ;)
Używam tego produktu od: jakiegoś czasu
Ilość zużytych opakowań: odlewka, ale przydałby się flakonik