Nature Queen Glinka różowa 

Cudów nie zauważyłam. Mam cerę naczynkową, wrażliwą. Dodatkowo przetłuszczająca się w strefie T i suchą na policzkach. Maseczkę zakupiłam w celu uszczelnienia naczynek krwionośnych i ewentualnemu oczyszczeniu cery. Zacznę od opakowania, bo jest to 150 ml, plastikowy, zakręcany pojemnik. Dodatkowo w środku posiada pokrywkę zabezpieczającą przed wysypywaniem się produktu poza opakowanie (podobną mają często pudry sypkie czy niektóre cienie do powiek). Ogólnie nie do końca mnie przekonuje fakt, że jest to sama sucha glinka (w sumie dwie glinki, bo czerwona i biała). Do tej pory używałam głównie glinki szarej, zielonej i białej. Zazwyczaj w saszetkach i tubkach, wszystkie gotowe do bezpośredniego nałożenia. Tę maskę musimy sami sobie przygotować, więc albo dolać wodę, albo hydrolat (w przypadku cery naczynkowej najlepiej ten oczarowy albo z gorzkiej pomarańczy i z tego, co mi wiadomo, to ta marka posiada w swojej ofercie dobre hydrolaty) lub ewentualnie jogurt naturalny (polecane szczególnie dla cery wrażliwej). Ja jestem z tych niecierpliwych i wygodnickich, więc zabawa w odmierzanie i mieszanie glinki niespecjalnie mi odpowiada. Natomiast jest to produkt, który możemy nałożyć jako maskę na włosy czy dodać do kąpieli, więc jest to zrozumiałe, że ta glinka jest w takiej formie. Używam ją ok. miesiąca, dwa razy w tygodniu. Tylko na twarz. Z reguły rozrabiam z wodą, raz z jogurtem. Maseczkę trzeba trzymać na twarzy 10-15 min. Po jej zmyciu skóra jest ewidentnie rozjaśniona i to w sumie tyle. Efekt jest dość krótkotrwały, bo utrzymuje się przez kilka godzin, ale większych korzyści nie zauważyłam. Myślałam, że uspokoi moje naczynia krwionośne, tym bardziej że używam jeszcze kilka innych produktów przeznaczonych do takiego typu cery. Myślę, że to niestety nierówna walka, bo naczynka mają w nosie moje obecne pielęgnacyjne zrywy, mogłam dużo wcześniej o nie zadbać... Ogólnie polecam, jeżeli potrzebujecie rozjaśnić swoją cerę na już, ale tymczasowo.