Revolution Beauty (Makeup Revolution) Aqua Seal, Liquid Eye Primer Baza pod cienie

Co prawda produkt przedłuża trwałość cieni i w tej roli dobrze się sprawdza. Jednak jego wodnista konsystencja tak mi przeszkadza, że nie jest to coś po co znowu sięgnę.

Szukałam czegoś innego, alternatywy dla baz w słoiczkach o kremowych konsystencjach. Niestety bardzo się zawiodłam na tym produkcie. Konsystencja wodnista (trochę się jej bałam), lekko silikonowa, szybko i łatwo się aplikuje palcem na powiece. Nie ma problemu z wydobyciem produktu (wystarczy mała kropelka), nic się nie rozlewa, nic nie ścieka. Produkt ładnie rozprowadza się na powiece, szybko się wchłania pozostawiając silikonową i dość śliską warstwę. Produkt bezbarwny, zapach bardzo delikatny, słabo wyczuwalny. Niestety podczas aplikacji cieni na powieki już zauważyłam spory problem i utrudnienie, bo śliska skóra powiek nie "przyjmuje" żadnych produktów. Cienie się ślizgają, ciężko je zaaplikować, nie ma możliwości blendowania. Kolory cieni są przekłamywane, zdecydowanie bardziej blade, mniej napigmentowane. Cienie ładniej wyglądają i dłużej się utrzymują bez tej pseudo-bazy.

Nie wiem skąd te zachwyty nad tą bazą... Szczerze mówiąc to właśnie te pochlebne recenzję skłoniły mnie do zakupu tej bazy i bardzo żałuję. Wcześniej stosowałam bazę Artdeco ale chciałam spróbować coś nowego, a może znajdę coś jeszcze lepszego pomyślałam. Używając bazy aqua seal cienie rolują mi się w załamaniu powieki już po 2 godzinach!! To totalna tragedia! w dodatku bardzo wysusza skórę wokół oczu przez co wygląda się starzej i na pewno nie nadaje się do codziennego użytku. Kolory moich ulubionych cieni nałożone na tą bazę wyglądają dużo gorzej niż z bazą artdeco. Używam brudnych róży i brązów, które zazwyczaj wyglądały zjawiskowo, a z tą bazą wyglądam jakbym była przeziębiona. Jedyny plus to chyba to że cienie się dobrze blendują i to wszystko. Nigdy więcej nie kupię. Wracam do niezastąpionego Artdeco.

Znakomicie nadaje się na moje powieki, nie tworzy tego matowego białego czegoś, co zmienia cienie nude w jakieś fiolety, wiemy o czy mówię, jakiś czas temu kupiłam osławioną bazę Artdeco i ona właśnie to robiła, psuła kolory i sprawiała, że każdy makijaż podchodził pod fiolety i psuł efekt, czyniąc twarz nieco zmęczoną i jakby posiniałą w okolicach oczu. No i kupiłam Make Up Revolution w opakowaniu razem z pięknym złotym, mieniącym się cieniem. Póki co najbardziej potrzebna była mi baza, no i znalazłam cudo. Jest płynna. To takie krople jak woda albo olejek. Wystarczy jedna maleńka kropla dobrze rozsmarowana i powieka jest wygładzona idealnie, tworzy się taki elastyczny pancerz, na który nakładamy cienie. Kolor nie ulega zmianie, wow, no i wreszcie nie zanotowałam tych nieładnych zmian. Baza jest bezbarwna i to chyba klucz do sukcesu. Te wszystkie białe bazy Artdeco, nyx itp. nie służą mi. Może wrócę kiedyś do Inglota, ale na dziś jestem bardzo zadowolona z Make Up Revolution, kolejny dobry produkt tej firmy. Jedna uwaga dotyczyć będzie aplikacji, otóż musimy uważać z ilością i nie naciskać pojemnika zbyt mocno. Musimy wydobyć tylko jedną kroplę, ona wystarczy. Kiedy się spieszyłam, nacisnęłam zbyt mocno i wylałam za dużo produktu i po prostu szkoda go marnować w ten sposób.

Po długim, ale średnio udanym związku z bazą Deni Carte kupiłam Aqua Seal w sumie na wpół ciemno, tylko dlatego, że leżało w drogerii na półce zaraz obok moich ulubionych cieni. To chyba jeden z tych nielicznych przypadków, gdzie coś kupionego bez przemyślenia i potrzeby mogę spokojnie nazwać bardzo udaną decyzją. Baza ma konsystencję bardzo rzadkiego olejku, bardzo łatwo ją nałożyć (żadnego tarcia palcami o powiekę), szybko wysycha i potem jest prawie niewyczuwalna, a mimo to cienie nakładają się na nią bardzo łatwo. Nie podbija koloru, ale to też dlatego że cienie nie kleją się do niej grubą warstwą, tylko zostawiają cieniutki ślad, przy czym oddcień wcale nie jest też słabszy niż to widać na paletce. Nie mam żadnego problemu z blendowaniem, a makijaż spokojnie wytrzymuje mi 16h w pracy i w upalny dzień. Nic się nie roluje, nic nie blaknie ani się nie osypuje. Buteleczka jest malutka, ale baza jest wydajna i w bardzo przystępnej cenie. Jedyny minus jaki widzę, to zdarza się, że przy nakładaniu cienie osypują się na policzki, ale zakładam że po prostu nakładam ich zbyt dużo na pędzelek i to nie jest wina bazy. Podsumowując, to takie moje must have.

Bazę Makeup Revolution wybrałam ze względu na dobre opinie i oczywiście nie czytałam o niej więcej. Kiedy wzięłam ją do ręki i okazało się, że ma konsystencję niedającą się niczym odróżnić od wody nie dałam jej szans. Po 3 dniach postanowiłam ją jednak wypróbować i własnie tak się zaprzyjaźniłyśmy. Ze względu na konsystencję jest ultra wydajna, co mnie bardzo cieszy. Ma też bardzo wygodne i przede wszystkim szczelne opakowanie, co sobie bardzo cenię. Baza jest malutka, ale to totalna torpeda, jeśli chodzi o trwałość makijażu. Można ją nakładać zarówno palcem, jak i pędzelkiem. Mimo, że w konsystencji jest podobna do wody, to dość szybko odparowuje, także bez problemu możemy na nią nałożyć cienie i je zblendować. Sprawdza się też w przypadku cieni sypkich lub bardzo kruchych, bo możemy je nałożyć na wilgotną powiekę i wtedy o wiele lepiej sie trzymają. Cienie spokojnie wytrzymują cały dzień, nawet nałożone w bardzo grubej warstwie, nic się nie roluje. Jestem z niej mega zadowolona i za tę cenę jest naprawdę warta zakupu.