M.A.C. Strobe Cream Hydrant Lumineux Krem rozświetlająco - nawilżający

Używam tego kremu, jako rozświetlającej bazy pod makijaż i uwielbiam w tej formie! Naprawdę poprawia glow. Kiedy go używałam, dostawałam naprawdę dużo komplementów, że cera wygląda zdrowo i na nawilżoną, oraz pytania, co za maseczkę robiłam ;)

Według mnie ten produkt ma jedną dużą zaletę - jest dostępny w kilku kolorach i można go stosować na kilka sposobów: jako krem pielęgnacyjny, jako bazę pod podkład lub rozświetlacz - i w takiej wersji lubię go najbardziej. Posiadam odcień pinklite - lekko różowo-perłowy kolor. Dosyć gęsta formuła, więc wystarczy odrobina na kości policzkowe, żeby uzyskać efekt naturalnego rozświetlenia bez drobinek. Najlepiej aplikować go gąbeczką. Dla chcących przetestować polecam wersję podróżną (15 ml) - jest o wiele tańsza, dosyć wydajna, używana tylko jako rozświetlacz starcza na kilka miesięcy.

Ten krem jest jednocześnie produktem pielęgnacyjnym i bazą pod makijaż. Ma wspaniałą lekką konsystencję, dzięki temu nakładanie go to przyjemność. Pachnie troszkę kontrowersyjnie ale dzięki temu wiem, że nie jest sztucznie perfumowany. Nie podrażnia, nie zapycha i nawilża. Przy bardzo suchej cerze - warto użyć wcześniej nawilżający tonik lub lekki krem. Drobinki w produkcie wyglądają elegancko i jest ich sporo. Z pewnością jest to jedna z tych baz, po które warto sięgnąć gdy zależy nam na uzyskaniu glow lub gdy mamy suchą, szarą cerę i potrzebujemy trochę promiennego efektu. Dodam jeszcze, że baza zawiera w sobie cząsteczki tak drobniutkie, że efekt jest nieco perłowy i wyrafinowany. Nie zbiera się w drobnych zmarszczkach. Jedyną wadą kremu jest brak SPF, dlatego trzeba łączyć go z podkładem lub kremem bb, który chroni przed słońcem.

Pewnie nigdy bym się nie skusiła na ten krem gdyby nie pani w salonie MAC, która wykonała mi cały makijaż gdy przyszłam dobrać podkład. Użyła go jako bazy i tak mi się spodobał, że wiedziałam, że poza podkładem, jego też na pewno kupię. Miałam wersję 30 ml, teraz widzę, że nie ma takiej, dostępne są tylko 15 i 50 ml, nie wiem czy to chwilowy brak czy zmiana na stałe. Krem nawilża, daje skórze przepiękny glow, ale nie taki zwykły, tylko jakby holograficzny. Używałam go jako bazę pod makijaż oraz jako rozświetlacz na obojczyki i dekolt przy większych wyjściach. Efekt jest tak ładny, że warto stosować go też solo, bez podkładu i reszty makijażu na twarz. Krem łatwo się rozprowadza, nie zostawia tłustego filmu i dobrze się wchłania. Ma jedwabistą konsystencję i perłowy kolor po wyciśnięciu z tubki. Poza tym przepięknie pachnie, słodko i delikatnie, ale nie jest to żaden owocowy zapach, ciężko go określić. Poza tym nie podrażnia. Na pewno jest to produkt, który warto przetestować.

Nie stosuję go na codzień a raczej od święta. Ma bardzo specyficzny zapach, nie powiem żebym za nim przepadała (chemiczny). Ale za to tworzy przepiękne rozświetlenie, które bardzo, ale to bardzo mi odpowiada! Srosuję go na cztery sposoby: 1. Jako bazę po nałożeniu pielęgnacji a przed podkładem 2. Po podkładzie jako element konturowania, a w zasadzie rozświetlenia twarzy 3. Na opalonej skórze twarzy zamiast podkładu (makijaż opierający się wyłącznie na Strobe Creamie i tuszu do rzęs) 4. Na większe wyjścia do rozświetlenia dekoltu i newralgicznych innych części ciała, które chcę podkreślić. Kupuję wersję podróżna (30ml) ponieważ w zupełności mi wystarcza, a jest korzystniejsza cenowo Na wielkie wyjście absolutnie niezbędny! Na plus? Nie podrażnia, nie uczula, nie zapycha- a to dla mnie bardzo istotne, ponieważ mam problematyczną cerę.

Jako krem u mnie się nie sprawdził. Nakładałam go zawsze na krem i dawał efekt rozświetlonej, mokrej skóry. Wg mnie nie ma działania pielęgnacyjnego, więc jak dla mnie lepiej kupić bazę Golden Rose i nie przepłacać.

Ten uniwersalny produkt przykuł moją uwagę. Zapowiadał się ciekawie i z każdym użyciem przekonywał mnie do siebie. Niestety, głównym powodem, przez który do niego nie wrócę, jest fakt, że trochę mnie zapycha. A wielka szkoda, bo wygląda ładnie, naturalnie i nadaje się do różnorodnego stosowania. Krem/baza ma przyjemny, lekko kwiatowy zapach. Krem jest ultra wydajny, bo wystarczy dosłownie odrobina, aby pokryć nim skórę twarzy. Krem bardzo szybko się wchłania i przygotowuje skórę do makijażu. Produkt M.A.C. samodzielnie wygląda naprawdę fajnie, nie za mocno się świeci i przy skórze mocno poszarzałej sprawdziłby się bez makijażu bardzo dobrze. Ja używałam go jako bazę pod makijaż. W tym przypadku spisał się porządnie. Nie powodował jakichś dziwnych reakcji z podkładem czy innymi kosmetykami. Nadał cerze ładnego, bezdrobinkowego blasku i nie odznaczał się sztucznością czy przesadnie świecącym efektem. Myślę, że jako kremowy rozświetlacz też dałby radę. A już w szczególności przy lekkim i „mokrym” makijażu. Nie będę niestety do niego wracać, ponieważ spowodował „kaszkę” na mojej skórze. Ładny efekt rozświetlenia i nawilżenia nie jest wart takich niespodzianek. Dodatkowo cena nie zachęca do ponownego zakupu, bo jednak wygląd i stan cery jest dla mnie ważniejszy.

Uwielbiam ten produkt. Stosuję w formie bazy rozświetlającej pod mój makijaż. Daje cudowny film na twarzy, nadaje się pod makijaż, nawilża, nadaje blasku skórze. Dostałam w prezencie, aczkolwiek opłaca się kupić w mniejszym opakowaniu, wychodzi taniej. Używam go jedynie pod makijaż na większe wyjścia. Nakładam cienką wartwę. Nie waży się i nie roluje. Mi się sprawdził, polecam.

Krem zakupiłam na stronie Douglasa o pojemności 30 ml. Tutaj chciałabym Wam powiedzieć, że dużo bardziej opłaca się kupować te mniejsze opakowanie ponieważ jest ono w cenie 49 zł za 30 ml a to większe 50 ml jest za 145 złotych – także same widzimy, że lepiej kupić dwa mniejsze niż jedno duże. Tak więc mój krem jest zamknięty w tubce 30 ml, łatwo z niej wydobywa się potrzebną ilość kremu a przy końcówce łatwo będzie to opakowanie rozciąć w celu wydobycia resztek kremu. Zapach kremu jest chemiczny, być może miał to być zapach kwiatowy (?) tak coś mi to przypomina ale nie zostaje z nami na bardzo długo. Na stronie MAC’a krem opisany jest w następujący sposób – „krem nawilżający który poprawia wygląd matowej skóry i świeci opalizującymi drobinkami”. Moim zdaniem krem rzeczywiście w natychmiastowy sposób wpływa korzystanie na wygląd cery, staje się ona ożywiona i ma na sobie rozświetlającą poświatę którą tworzy ten właśnie krem. Bardzo ładnie i zdrowo wygląda na nim makijaż, cery dojrzalsze też będą z niego zadowolone ponieważ podczas malowania mojej mamy bardzo dobrze się on spisuje nie powoduje, że zmarszczki są bardziej widoczne ale też nie świecimy się przy tym jak latarnie. Trwałość makijażu pozostaje na takim samym poziomie – ten krem nie wpływa na niego w żaden sposób. Krem nałożony cieniutką warstwą wchłania się bardzo szybko – pozostawia skórę bardzo przyjemną w dotyku. Uważam, że krem jest wydajny, już niewielka ilość rozświetla skórę, można także nie dawać go na całą twarzy tylko np. na boki twarzy przy wykonywaniu makijażu wieczorowego a na strefę T coś bardziej matującego. Nie zauważyłam aby wpływał negatywnie na kondycję cery ale też nie używam go codziennie więc nie wiem czy przy dłuższym stosowaniu zapycha. Polecam zakupić ten krem, ze względów oszczędnościowych bardziej ekonomiczna jest wersja 30 ml.

Produkt ma przyjemną konsystencję i ładny zapach. Ma w sobie małe drobinki rozświetlające. Ładnie ożywia i rozświetla twarz. Nawilża. Na pewno jeszcze kiedyś po niego sięgnę natomiast nie podoba mi się cena.

Nie mam żadnych zastrzeżeń z wyjątkiem zapachu, dla mnie jest bardzo nieciekawy. Krem ma lekką konsystencję i biały, perłowy kolor, pozostawia opalizującą powłokę w kierunku perłowym, jednak lekko różowym, choć jest to odcień zimny. Efekt na skórze to świetliste wykończenie, takie z wnętrza skóry, a nie w wyniku odbicia światła od drobinek. Jego właściwości nawilżające pozytywnie mnie zaskoczyły. Nakładam go na serum nawilżające po porannym przemyciu twarzy tonikiem. Nie wierzyłam w jego działanie pielęgnacyjne, a jednak muszę stwierdzić że bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Po zmyciu makijażu skóra twarzy jest świeża, promienna, dużo lepiej się prezentuje niż po innych kremach używanych na dzień. Krem MAC nałożony na twarz bezpośrednio pod podkład będzie niemal niewidoczny. Zmieszany w niewielkiej ilości z podkładem da efekt naturalnie promiennej cery. Ja uwielbiam stosować go w lecie z MAC LIGHTFUL C + CORAL GRASS TINTED CREAM , daje cudowny efekt świetlistej cery.

Ja nie wiem co kosmetyki Mac mają w sobie ale praktycznie wszytko co od nich mam jest dobre. bardzo dobre albo tak niewiarygodnie super, że kupuję w kółko od kilku lat. Coś czuję, że i ten krem trafi do ostatniej kategorii. Niby gdzieś mi mignął ten krem wcześniej, widziałam u koleżanki ale jakoś tak nie ciągnęło mnie by spróbować. Chociaż wszelkie świecące cacka to absolutnie moja rzecz. No i w końcu trafił w moje ręce dzięki świątecznym wyprzedażom bo kto się oprze złotemu kremowi, złotemu rozświetlaczowi i pędzelkowi za niecałe 100zł? No właśnie tym razem się nie oparłam i warto było! Ja mam wersję Goldlite ale są też chyba 4 inne. No i tak, jak ktoś niżej napisał: odcień Pinklite najlepiej kupować w wersji mini (niestety tylko ten jeden kolor jest mini) bo cena wtedy wynosi 49zł/30ml a wersja normalna to 50ml/140zł. A powiem szczerze, że te 30ml to w tym przypadku naprawdę sporo bo krem jest bardzo wydajny i naprawdę wystarczy niewielka ilość, żeby pokryć całą twarz. A jak ktoś ma zamiar używać punktowo to w ogóle wystarczy na bardzo długo. Ja mam wersję 30ml, używam od 4-5 miesięcy bardzo często, choć nie codziennie, i mam spokojnie jeszcze ponad połowę tubki. Tak więc cena wydaje się wysoka ale biorąc pod uwagę wydajność, fakt, że można kupić małą wersję i że w Macu coraz częściej są jakieś promocje to wychodzi całkiem ok. Tyle od strony praktycznej. Sam krem jest bardzo gęsty i jakby ciut tłustawy. Ja mam cerę normalną, czasami lekko suchą i widzę, że dość mocno nabłyszcza skórę, tworząc na jej powierzchni jakby złota poświatę. Nie są to widoczne gołym okiem drobinki, raczej coś dużo drobniejszego. Skóra jest połyskliwa ale absolutnie nie widać na niej drobinek. Ja lubię go stosować solo, jak jest cieplej tylko ten krem, odrobinę korektora w newralgiczne miejsca, puder na nos i voila! Makeup no makeup gotowy. Pod podkład też jest super, po jego nałożeniu skóra robi się bardziej nawilżona, nieco śliska. Ja używam akurat bardzo lekkich podkładów w niewielkiej ilości ale myślę, że może się też sprawdzić pod coś cięższego i bardziej kryjącego. Czy przedłuża trwałość makijażu? Nie wiem ale na pewno poprawia jego wygląd w kierunku połyskliwej skóry i sprawia, że wygląda lepiej, bardziej świeżo. Nie próbowałam go używać na makijaż ani mieszać bezpośrednio z podkładem choć nie wykluczam wypróbowania tych opcji w przyszłości. Fankom rozświetlonej, połyskliwej skóry polecam. A ze mną zostanie już chyba na zawsze (o ile nie wycofają tfu tfu)

Kupiłam pod wpływem recenzji na Wizaz. I się nie zawiodłam. Baza świetnie nawilża, makijaż dłużej się trzyma, ułatwia rozprowadzanie podkładu. Ale hitem jest obiecane rozświetlenie twarzy. Ewidentnie skóra wygląda lepiej, świeżo, a zmarszki sa lekko wygładzone, pory niewidoczne. Produkt bardzo wydajny.

Rozświetla makijaż, działa zarówno nałożony pod podkład jak i zmieszany z nim. Skóra wygląda zdrowo i świeżo. Nie zauważyłam przedłużenia trwałości makijażu, ani zapychania. Jest dość wydajny, mam małą tubkę i pewnie wystarczyłaby spokojnie na 1.5-2 miesiące codziennego używania. Ja go codziennie nie używałam, więc analogicznie starczył na dłużej. Zamiennik: baza rozświetlająca z Golden Rose, bądź z Nyxa.

Stosuję regularnie pod makijaż, świetnie rozświetla i nawilża, makijaż jest bardziej trwały, świetnie stapia się ze skórą, jest bardzo lekki. Po nałożenie nie robią się plamy, ładnie się rozprowadza, muszę przyznać że jest bardzo zadowolona. Twarz jest wyraźnie odmłodzona, mój faworyt.

Zacznę od tego że Strobe Cream w oryginalnym odcieniu „Pink Strobe” najbardziej opłaca się kupować w wersji mini (53 zł za 30 ml), niż w wersji pełnowymiarowej (140 zł za 50 ml). Inaczej rzecz się ma z innymi odcieniami które są dostępne tylko w wersji 50 ml. Jeszcze się nie zdarzyło żeby kosmetyk MAC’a był dla mnie niewypałem, i tak jest też w przypadku tej bazy. Konsystencja: średnio gęsta, dobrze się rozprowadza po twarzy. Nawilża przeciętnie, ale super nawilżenia nie wymagam bo od tego mam krem nawilżający. Wykończenie lekko perłowe, raczej subtelne. To nie jest płynny rozświetlacz- Strobe Cream daje tylko lekką poświatę i trzeba się starać żeby jej całkiem nie zakryć podkładem. Dobrze miesza się z podkładami na bazie silikonów. Sprawia że te „ciężkie” nabierają lekkości. Nie przedłuża długości podkładu- to nie jego zadanie- ale na pewno ułatwia jego nakładanie. Jedyne czego nie mogę znieść to ZAPACH. Podobnie pachnie tylko maść z lanoliną- dla mnie zapach nieprzyjemny- prawie odpychający. Muszę dosłownie wstrzymać oddech kiedy nakładam tą bazę. Wielu osobom zapach nie wadzi, ale ja się do niego nie potrafię przekonać.

Krem jest delikatny, ale fajnie nawilża i rozświetla. Tworzy subtelną warstwę ''glow'', która się lepi, przez co krem jest dobrą bazą pod podkład. Krem sprawdza się również przy ciężkich podkładach nadając im lekkości. Nie zapycha, jest przyjazny cerze trądzikowej.

Trafiłam na ten krem podczas czytania jednego z blogów makijażowych. Zainteresował mnie, ale że raczej podchodzę z rezerwą do produktów polecanych przez blogerki, nie wierzyłam we wszystkie obietnice. Na szczęście pozytywnie się rozczarowałam. Krem jest świetny! Używam go jako bazy pod Double Wear lub Pro Longwear. Fajnie nawilża i sprawia, że nawet te ciężkie podkłady wyglądają na twarzy znacznie lepiej. Strobe Cream nie przyspiesza przetłuszczania się skóry i nie powoduje świecenia. Kupiłam wersję travel, bo krem jest bardzo wydajny i ta mała tubka wystarczy na długi czas.